niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 16

- Za bardzo cię kocham, żebym nie mogła wybaczyć takich głupot- wstawiłam kwiaty do wazonu, a Lou usiadł przy stole i zaczął nakładać sobie sałatkę na talerz.
- Żebyś tylko wiedziała ile musiałem nalatać się za tymi kwiatkami. Czemu w Londynie nie mogą być całodobowe kwiaciarnie?- wsadził sobie kolejną porcję sałatki do buzi.- Cudowna i przepyszna- dodał z pełnymi ustami.
- To jedz, jak ci tak smakuje- spojrzałam a niego, a później na miskę i zaczęłam z niej wybierać kawałki kurczaka.
- Kurczako-żerca- Louis skomentował moje zachowanie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- A ty co marchewko-żerco?- obydwoje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Wybierzesz jakiś film? A ja w tym czasie pójdę się umyć- poradziłam, podczas wkładania naczyń do zmywarki. Dałam u szybkiego cmoka w policzek, po czym pobiegłam do łazienki na piętrze. Z wszystkim uwinęłam się w niecałe piętnaście minut, co jak na mnie okazało się być naprawdę dobrym do osiągnięcia czasem. Roztarłam na ciele ulubiony balsam, po czym zeszłam do salonu, gdzie Louis właśnie przeglądał płyty.
- Słodka piżamka- skomentował mój ubiór, gdy usiadłam mu na kolanach.
- Dzięki. Wybrałeś coś?-ostrożnie zsunęłam się z jego nóg, tak aby było mi wygodniej. Ponieważ jeśli chodzi o kościste nogi Lou, to nie należały one do miękkich rzeczy.
- „Mgła”?- uniósł pudełko z filmem w moją stronę.
- Czemu horror? A może „Jedź, módl się, kochaj”?- przedstawiłam mu swoją propozycję.
- A czemu jakieś głupie romansidło?-spojrzał na nie z zażenowaniem w oczach.
- Dobra to włączmy „Zaplątanych”- sięgnęłam po płytkę z bajką Disney'a.
- Ja to bym wolał „Odlot”.
- Jakież to szczęście, że przeciwieństwa się przyciągają- skomentowałam to w taki sposób, aby chłopak nie mógł usłyszeć moich słów.- My do Nowego Roku nic nie wybierzemy, słońce- odparłam nieco wkurzonym głosem.
- No dobra, to obejrzyjmy to romansidło.
- Nie, nie. Włączmy „Mgłę”. Romansidło obejrzymy innym razem.
- Po co innym razem, skoro możemy to obejrzeć teraz i to w dodatku w miłym towarzystwie.
- Wiesz co ja już chyba straciłam ochotę na jakikolwiek film. Idę spać, a ty jak chcesz to oglądaj sobie to na co masz ochotę- wypowiedź tą zakończyłam długim ziewnięciem.
- A co powiesz na spacer?
- Lou, ale jest zima. Temperatura jest mocno na minusie, a my na sobie mamy jedynie piżamy.
- No i co z tego? Założymy cieplutkie kurteczki, szaliki, butki i tak dalej. No chodź! To nasza ostatnia noc w tym roku, a tak poza tym to nie chce mi się na razie wracać do domu.
- No już okay. Ale nikt tobie nie każe wracać na noc do siebie- pocałowała jego usta, delikatnie.
- Czy ty coś sugerujesz?- Louisowi zaświeciły się oczy, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Lou zboczuszku... No chodźmy już, bo się rozmyślę, co do tego zwariowanego spaceru nocą- odważnie pociągnęłam jego dłoń w stronę przedpokoju. Szybko się ubraliśmy, a po chwili podążaliśmy już wtuleni w siebie, opustoszałymi uliczkami Londynu.
- Czy nie jest cudownie?- spojrzał na mnie swoimi magicznymi, zielonymi oczami.
- Z tobą zawsze. A tak w ogóle mamy jakiś określony cel naszej przechadzki?
- Nie. A powinniśmy jakiś mieć?
- W sumie to przecież i tak szwędamy się po mieście, o pierwszej w nocy i to w dodatku w piżamach.
Gdy tylko wróciliśmy do domu, ja powędrowałam prosto do swojego ciepłego łóżka, a Lou wstąpił do łazienki.
Następnego dnia jakoś udało mi się obudzić przed jedenastą. Na swoim brzuchu czułam coś ciepłego, była to ręka Lou, który jeszcze wtulony w kołdrę, smacznie sobie spał. Natomiast dołu dochodziły już odgłosy, krzątającej się po kuchni mamy. Zwinnie wyślizgnęłam się z uścisku chłopaka, chwyciłam ciuchy i poszłam do łazienki się ubrać i odświeżyć.
Po powrocie do pokoju, Louisa już tam nie było. Wciągnęłam na siebie wyjętą z szafy ciepłą bluzę. Później udałam się wprost do kuchni, z której doszły mnie głosy.
- A cóż tu się wyprawia?-zapytałam, gdy tylko znalazłam się w pomieszczeniu.
- Hej kotku- pocałował mnie na powitanie.- Robimy właśnie z twoją mamą listę zakupów. Pani naprawdę powinna być modelką- dodał patrząc na nią.
- Louis, nie musisz mi się podlizywać i tak cię nie polubię, bo przez ciebie mniej czasu z córką- powiedziała złośliwie.
- Dobra Lou, idziemy?
- W piżamie?
- No a czemu nie? To jakiś problem?
- No wiesz paparazzie, fanki i te sprawy, a ja w piżamie?- zaczął się tłumaczyć.
- Okay. To wjeżdżamy do ciebie, masz pięć minut na przebranie się i pędzimy do sklepu- przedstawiłam mu, przed chwilą obmyślony plan działania, a chłopak tylko skinął głową.
Kilka minut później siedziałam już w mercedesie Louisa, uważnie przeglądając listę zakupów. Sprawdziłam jeszcze, czy oby na pewno mam pieniądze od mamy, po czym Louis gwałtownie ruszył spod domu. Niespełne kilka minut później, mój słodziak wbiegał już do swojego domu w uroczej piżamce w kratę, natomiast ja z włączonym stoperem w telefonie, przeglądałam sobie płyty CD, które znajdowały się w schowku.
- Gotowy!- Lou krzyknął, gdy tylko otworzył drzwi kierowcy.- I co, jaki czas?- dodał lekko dysząc.
- Hej, ponownie. Czas to... 4 minuty 48 sekund, więc jakoś udało ci się wyrobić- odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem goszczącym na mojej twarzy.
- Za taki dobry czas, chyba powinna być jakaś nagroda- mrugnął do mnie zalotnie.
- Poproś mamę, może kupi ci czekoladę-chłopak wywrócił jedynie oczami, pocałował moje usta, po czym ruszył w stronę supermarketu.
- Robimy tak, że bierzemy dwa koszyki, listę dzielimy a pół, no i każdy idzie w swoim kierunku?- rozplanowałam.
- Proponuję wyścigi. Zwycięzca dostaje od ciebie słodkiego buziaka- na jego twarzy znowu pojawił się szeroki uśmieszek.
- Ej, ej, czy ty sugerujesz, że przegram?
- No w sumie to tak, nie mam sobie równych.
- Osz ty, zaczynamy za 3, 2 już!- nie oglądając się za siebie, pobiegłam w stronę przetworów mlecznych. Ładowałam do koszyka kolejno: dwie kostki masła, mleko, jogurt naturalny, kostkę twarogu, ser i wiele, wiele innych. Gdy miałam już wszystkie produkty, prędko pognałam w stronę kas. Louisa, jeszcze przy nich nie było. Z zadowoleniem stanęłam przy ścianie i czekałam na swojego rywala. Mijały sekundy, minuty, a jego jak nie było, tak nie było. Kiedy chciałam już do niego dzwonić, na wyświetlaczu mojej komórki pojawiło się jego imię.
- No, gdzie ty jesteś, przecież już od jakiś dziesięciu minut na ciebie czekam, przy kasach- zaczęłam, nie dając mu dojść do słowa.
- Jak to ty czekasz na mnie, skoro ja czekam na ciebie, przy wejściu- wtrącił, gdy przestałam mówić.
- Co ty robisz przy wejściu? Ile już tam czekasz?
- Też jakieś dziesięć minut. A przy wejściu, dlatego że ja wyznaję taką regułę, że tam gdzie się zaczyna, tam i się kończy- bez zastanowienia odpowiedział na moje pytania.
- Dobra, to chodź do mnie, tam do kas. Czekam, tylko się pośpiesz, bo się stęskniłam- powiedziałam to najsłodszym głosem, jaki mogłam z siebie wydobyć.
- Lubię, gdy za mną tęsknisz, bo wtedy, gdy w końcu się spotykamy, jeszcze lepiej całujesz- dodał, po czym się rozłączył, a ja jeszcze przez chwilę trzymałam telefon przy uchu.
W pewnym momencie zaczytałam się w plakacie na temat fast foodów, gdy nagle poczułam czyjąś rękę na plecach, a kiedy się odwróciłam, stykałam się ustami z ciepłymi i delikatnymi wargami Louisa. Krótką mówiąc zatraciłam się w cudnym pocałunku z kochaną osobą.
- A nie miał być przypadkiem remis?- spytałam, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- No tak, ale ja stęskniłem się za twoimi ustami- pocałował mnie delikatnie w policzek, po czym ustawiliśmy się w kolejce do kasy.
- Mam nadzieję, że masz wszystko, co było na tej liście- w tym momencie zza naszych pleców coś błysnęło. Odwróciliśmy się i kolejny błysk oślepił nasze oczy.
- Tak, tak. Mam wszystko. Nie martw się tymi ludźmi, to paparazzie, zresztą do których, jako moja dziewczyna musisz się przyzwyczaić. Do tych śledzących ludzi wrócimy w aucie, a teraz bierzmy się lepiej za pakowanie jedzenia.
- No więc, najważniejszą rzeczą tyczącą się paparazzie, jest totalne ignorowanie wszystkiego, co oni robią i wrzucają do gazet. Po drugie nie odganiaj ich, w ogóle z nimi nie rozmawiaj. No i ostatnie, staraj się zawsze „pozować” naturalnie- zaczął mi przedstawiać wszelkie wskazówki, gdy tylko ruszyliśmy spod sklepowego parkingu.
- Postaram się. A zmieniając temat, zabieramy chłopaków do mnie teraz, żeby coś tam pomogli, czy dojadą później?
- Nie jestem pewien, czy chcesz mieć Nialla w swojej kuchni- odparł.
- A no w sumie, może i masz rację.
- Wiesz co, musimy jeszcze pojechać do mnie, bo muszę zmienić koszulę, a ty powinnaś porozmawiać z Liamem, żeby nie marudził i też do ciebie przyszedł.
- A co z nim? Czemu nie chce przyjść?
- Pogadasz z nim za chwilę, to się wszystkiego dowiesz- odpowiedział, gdy zatrzymaliśmy się przed domem chłopaków.
- Dobra, chodźmy już- powiedziałam, wychodząc z samochodu.
Louis otworzył główne drzwi, które momentalnie zamknął z ogromnym hukiem.
- Czemu, nie wchodzisz?- spytałam, spoglądając na niego.
- Nie chcesz tego widzieć-odparł, po czym wyjął z kieszeni spodni telefon, który chwilę później przyłożył sobie do ucha.
- Niby dlaczego?
- Harry proszę cię, ubierz się. Jestem z Merry przed drzwiami- zaczął, ostro mówiąc do komórki.
- Nie nawet, nie próbuj!- tym razem Lou podniósł głos.
- Ej, o co chodzi?- spytałam, zupełnie zdezorientowana.
- Poza tym, że Harry biega po domu zupełnie nago, to nic- starał się wytłumaczyć spokojnym głosem.
- Po co? Kręcą jakieś niedozwolone filmiki?- spytałam łapiąc za klamkę.
- Nie raczę za to, co tam zobaczysz. Wiedz, że wchodzisz tam na własną odpowiedzialność.
Zwinnie pociągnęłam za klamkę, a drzwi się uchyliły. Wolnym krokiem weszłam do środka, ciągnąc za sobą Lou.
Louis, Harry do was biegnie- ostrzegł nas z góry Liam, a Lou energicznym ruchem wepchnął mnie do szafy.
- Ej wypuść mnie- zaczęłam walić pięściami o drzwiczki szafy.
- Harry, załóż majtki, do cholery!
- Jakoś do tej pory moja nagość, ci nie przeszkadzała.
- Bo mi to nie przeszkadza, ale wolę oszczędzić Merry, tego widoku.
- Dobra, już dobra. Mam tu w szafie chyba jakąś zapasową parę bokserek- podszedł do drzwi drewnianego mebla.
- Nie otwieraj tego- krzyknął Lou, a ja zaczęłam szukać wewnątrz szafy jakiś gaci.
Chwilę później trzymałam już w dłoni czarne bokserki, bynajmniej tak mi się zdawało, bo wszędzie było ciemno. Uchyliłam lekko drzwiczki i ostrożnie wysunęłam dłoń z bielizną. Ktoś mi je wyrwał z ręki, a po kilku minutach ujrzałam Hazzę, w owych ciemnych majtkach i stojącego obok loczka, Louisa.
______________________________________________
Kolejny rozdział dla was. Jestem sobie na obozie i tak w wolnym czasie piszę dla was nowe rozdziały. Mam nadzieję, że się wam spodoba i będziecie komentować. Dodajcie się też do obserwatorów :)

4 komentarze: