piątek, 28 września 2012

Rozdział 30


Nowy dom niby nie był taki straszy, ale w porównaniu z poprzednim w ogóle mi się nie spodobał. Parterowy domek, na jakimś uboczu miasta. Wyjęłam z bagażnika swoją torbę i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Właściciele czekali na nas w środku.
   Ja do końca dnia zostałam w swoim nowym pokoju, który był ze dwa razy mniejszy od poprzedniego. Natomiast mama podpisała jakieś papiery, po czym oficjalnie zostałyśmy nowymi właścicielkami tego domu. 
   Dzisiaj miałam iść po raz pierwszy do nowej szkoły. Z ogromną niechęcią, spakowałam swoją torebkę i wyszłam na zewnątrz. Liceum znajdowało się tylko ulicę dalej, więc trafiłam do niego bez większego problemu. Na samym wejściu czułam na sobie z kilkanaście par oczu. Nieśmiało przeszłam przez pełen ludzi korytarz, wprost do sekretariatu, gdzie dostałam plan lekcji, klucz do szafki i identyfikator.
   Przez cały dzień w szkole słyszałam pytania w stylu: „ To ty jesteś byłą Louisa Tomlinsona?”, „Co znudziłaś mu się?” i wiele innych tego typu docinek.
   Kiedy skończyłam lekcje, miałam około jedenastu nieodebranych połączeń od Louisa. Włączyłam głos w telefonie i wolno ruszyłam w stronę nowego domu. W trakcie drogi mój telefon ponownie zadzwonił i także tym razem był to Lou.
   - Hej- powiedziałam do słuchawki, nacisnąwszy zielony przycisk.
   - Cześć, czemu nie odbierałaś?
   - Byłam w szkole, przepraszam.
   - Możemy się spotkać?- po tym pytaniu, zrozumiałam, że chłopcy jeszcze nie powiedzieli mu o mojej przeprowadzce.
   - Bardzo bym chciała, ale nie mogę- odpowiedziałam, smutno.
   - Czemu nie możesz? Coś się stało?- spytał, gdy otwierałam frontowe drzwi domu.
   - Nie mieszkam już w Londynie- wyszeptałam cicho.
   - Nie żartuj sobie.
   - Lou, ja nie żartuję, wczoraj przeprowadziłam się do Manchesteru- wyjaśniłam.
   - Czemu? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
   - Nie chciałam ci zawracać głowy.
   - Nie kłam.
   - Dobra, nie chciałam się z tobą żegnać, jasne?
   - Ale czemu aż Manchester?
   - Moja mama znalazła tu nową pracę- odpowiedziałam normalnym głosem.
   - Mogę numer twojej mamy?
   - Nie wiem po co, ale skoro chcesz- powiedziałam, po czym zaczęłam mu dyktować kolejne cyferki składające się na numer mamy.
   - Dzięki, to do usłyszenia- szczególnie podkreślił ostatnie słowo, co miało podkreślić, to że tylko został nam kontakt za pomocą telefonu.
    - Cześć- odpowiedziałam i się rozłączyłam, jednocześnie rzucając telefon na łóżko.  
   Przez kilka godzin nie robiłam nic szczególnego. Praktycznie rzecz biorąc przewracałam się tylko na łóżku i oglądałam zdjęcia, które miałam na telefonie. Po siedemnastej z pracy wróciła mama, która przyniosła ze sobą pizze, a raczej dwa duże pudełka pizzy.
   - Nie za dużo tych pudełek?- tymi słowami powitałam swoją mamę.
   - Nie, w sam raz- powiedziała, uśmiechając się.
   Pomogłam mamie wyjąć talerze i sztućce, a następnie usiadłyśmy wspólnie do stołu.
   - Rozmawiałaś dziś z Louisem?- spytała mama, otwierając pudełko.
   - Tak, kilka godzin temu.
   - Pytałaś się jak mu poszła matura?
   - O kurczę, przecież on pisał dzisiaj egzamin, zupełnie zapomniałam- stuknęłam się w czoło.- A ty z nim nie rozmawiałaś? Pytał się mnie o twój numer.
   - Oj nie, nie dzwonił do mnie- odpowiedziała i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
   - Otworzysz, bo ja muszę iść do toaletki- poprosiła mama, po czym zniknęła za rogiem. Natomiast ja zwinnym krokiem podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
   Przede mną stał jakiś mężczyzna, którego twarz przysłaniał ogromny bukiet czerwonych róż.
   - Kwiaty dla pani Merry- powiedział grubym głosem facet, a ja sięgnęłam po bukiet, który mężczyzna chyba nie miał zamiaru puścić.
   - To ja, mogę je już odebrać?- spytałam i wtedy dojrzałam karteczkę, doczepioną do kwiatów. Chwyciłam ją delikatnie i zaczęłam czytać.- Chciałbym ci powiedzieć coś ważnego, bo ja cię…- czytałam na głos, do momentu trzech kropek, po których już nic nie było napisane.
   - Bo ja cię kocham- powiedział dostawca, w którego słowach dostrzegłam coś znajomego.
   Louis opuścił kwiaty z wysokości swojej twarzy. Tak owym doręczycielem był Louis, na którego się rzuciłam, jak opętana. Zerknęliśmy sobie w oczy, co było dosyć urocze.
   - Wiesz co, przez te kilka dni zrozumiałem, że nie chcę przyjaźni z tobą- powiedział.
   - Rozumiem- nieco posmutniałam.
   - Ja chcę z tobą być, chcę być tak jak wcześniej, kimś więcej- gdy skończył mówić delikatnie pocałował moje wargi, a ja odwzajemniłam ten pocałunek. Szczerze to nasze krótkie rozstanie uświadomiło mi jak bardzo go kocham, a moje życie bez niego nie ma najmniejszego sensu.
   - Wejdź do środka, a w ogóle jak tam matura?- spytałam chwytając delikatnie jego ciepłą dłoń.
   - Nie podszedłem do matury, wolałem przyjechać tu, do ciebie- oznajmił, słodko się uśmiechając.
   - Chyba oszalałeś!
   - Jeśli tak, to tylko z miłości do ciebie- cmoknął mnie w policzek, po czym wspólnie usiedliśmy do stołu. 

_______________________________________
Przepraszam was, że wstawiam już dziś, ale jutro mam ostatni w swojej karierze turniej.
W ogóle ten rozdział miał być inny, miał być smutny, ale jak widać po ankiecie chciałyście romantyczny więc proszę. Ogólnie Louis miał umrzeć, no ale tak się nie stało i pewnie nie stanie bo byście mnie pozabijały. Co do konkursu szczegóły podam w niedzielę. 20 komentarzy może ?? Buźka pa xxx

środa, 26 września 2012

Rozdział 29


   - To co Merry, w końcu jesteś wolna?- powiedział Malik, unosząc swoje ciemne brwi.
   - Zayn, zamknij się- rzuciłam w niego poduszką.- Dobra, ja już będę lecieć do domu. Cześć- odparłam, po czym wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia.
   - Merry, poczekaj- słyszałam głos Liama, zza pleców.
   - No?
   - Odwieść cię do domu?- spytał, gdy odwróciłam się do niego przodem.
   - Nie chcę robić problemu, przejdę się- odpowiedziałam.
   - Zastanów się, jadę do Danielle, więc będę mijał twoją ulicę po drodze.
   - A no chyba, że tak- powiedziałam, po czym razem z Liamem wyszliśmy przed dom, wprost do samochodu Liama.
   Kiedy byłam już we własnym domu, chciałam jak najszybciej znaleźć się w moim łóżku, gdzie z całych sił mogłam się wtulić w mojego pluszowego misia.
   Następnego dnia, gdy zwlokłam się zaspanym krokiem łóżka, moim oczom rzuciły się od razu kartony, w samym moim pokoju stało ich około pięciu. Nie wiedząc o co chodzi zeszłam na dół do mamy, która siedziała w salonie.
   - Hej mamo. Czemu po całym domu porozwalane są jakieś kartony- spytałam, zachrypniętym głosem.
   - Wyprowadzamy się- odpowiedziała krótko, ściągając z półek wszystkie książki.
   - Co, jak to?- nie mogłam, a przynajmniej nie chciałam uwierzyć w jej słowa.
   - Zlikwidowali mój oddział w szpitalu i zaproponowali mi tą samą posadę, nawet za lepsze pieniądze w
Manchesterze.
   - Ale co z moją szkołą, naszym domem znajomymi? Jestem pełnoletnia, mogę mieszkać sama.
   - Kotku, wiem że to trudne, ale decyzja już podjęta- powiedziała smutno mama, gładząc moje włosy.
   - Kiedy mamy wyjechać?
   - Wszystko już mam załatwione, są kupcy na nasz dom, a ja znalazłam dla nas nowy w
Manchesterze, co prawda trochę mniejszy.
   - Mamo, kiedy się wyprowadzamy?- powtórzyłam pytanie, tym razem trochę głośniej.
   - Jutro- odpowiedziała.
   - Czemu tak szybko?
   - Na jutro  umówiłam się z kupcami, że dam im klucze.
   Miałam ochotę się rozpłakać, ale jakoś udało mi się powstrzymać. Wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam wyjmować z szafy swoje ubrania, które z niechęcią wrzucałam do walizek. W między czasie zadzwoniłam do Juli i Megan się pożegnać, a później wykonałam telefon do szkoły. Natomiast z chłopakami chciałam spotkać się osobiście. Zadzwoniłam do każdego z osobna, oprócz do Louisa. Prosiłam, żeby nic mu nie mówili o tym, że wyjeżdżam. Wieczorem przyszli do mnie Liam, Niall, Zayn i Harry.
   - Obiecajcie, że nie piśniecie ani słowa Louisowi o moim wyjeździe, dopóki nie opuszczę Londynu- zaczęłam.
   - Nie bardzo rozumiem dlaczego- wtrącił Harry.
   - Nie chcę się z nim żegnać, to będzie dla mnie zbyt bolesne, a tak poza tym tak będzie lepiej- powiedziałam, a po policzkach popłynęły mi łzy.
   - Hej nie płacz- powiedział Liam, przytulając mnie mocno do siebie.
   - To wszystko dzieje się za szybko- wyszeptałam.
   - Trzymaj się i nie zapominaj do nas dzwonić- powiedział Zayn.
   - No, a najlepiej kilka razy dziennie- dodał Niall.
   - Nie zapomnę- odpowiedziałam, gdy Liam mnie wreszcie wypuścił ze swojego objęcia.
   Chłopcy pomogli mi spakować resztę rzeczy, co spowodowało, że do siebie wrócili dopiero po północy. Natomiast ja zostałam sama w pustym pokoju. Jedyne co mi pozostało to wpatrywanie się w gołe ściany.
   Przez całą noc nie mogłam zmrużyć nawet na chwilę oka. Bez przerwy do mojej głowy powracały wspomnienia z ubiegłych lat. Chwile, o których nigdy nie zapomnę oraz te kojarzące się z moim ukochanym Londynem. Miastem, w którym miałam wszystko co było mi potrzebne do szczęścia. Dobra szkołę, najlepszych przyjaciół, wszędzie blisko i Louisa, którego wciąż mocno kocham.
   W poniedziałek z samego rana pod mój dom podjechała ciężarówka, do której jacyś mężczyźni zapakowali meble i większość kartonów. Natomiast ja wraz z mamą od razu po przekazaniu kluczy nowym właścicielom wsiadłyśmy do naszego samochodu. Ostatni raz zerknęłam na dom, w którym spędziłam osiemnaście lat mojego życia, jakże cudownego życia. Żeby tego było mało mama wybrała taką drogę, że musieliśmy minąć dom chłopaków.
   - Chcesz iść się pożegnać?- spytała, gdy byliśmy na wysokości ich podjazdu, jednocześnie zwalniając auto.
   - Nie- odpowiedziałam cicho i w tym momencie wydało mi się, że dostrzegłam Lou w oknie.
   Odwróciłam się tyłem do mamy, wsadziłam słuchawki do uszu i znowu zaczęłam rozmyślać. Co jakiś czas z oczu płynęły mi kolejne łzy, które szybko wycierałam rękawem sweterka. Do samego
Manchesteru, nie powiedziałam ani słowa.
_____________________________________-
Krótki, ale jest :) Następny w sobotę :) 

Dziękuję wszystkim za 20 cudownych komentarzy i 10 000 wejść jesteście najlepsi <3
Jak nie którzy widzieli po prawej stronie jest ankieta dotycząca konkursu, który polegać będzie na wykazaniu się znajomością tekstu opowiadania. Chcecie ten konkurs, czy nie. Z góry mówię, że chciałabym zorganizować jakieś nagrody, ale pierw czy są w ogóle jacyś chętni? 
Czekam na kolejne 20 komentarzy z waszej strony <3 love xxx

niedziela, 23 września 2012

Rozdział 28


   - Okay- ich twarze w jednej chwili rozpromieniały się.
   Zeszłyśmy razem na parter i zajęłyśmy miejsca na kanapie w holu, gdzie na szczęście nie było tam jeszcze żadnych ludzi, oprócz nas. Czułam się trochę dziwnie, gdy osiem par oczu wpatrzone było we mnie.
   - To co startujemy. Lecimy po kolei od mojej prawej?- spytałam, a dziewczyny przytaknęły głową.
                                                                         
                                                                               PYTANIA
   - Jakie chłopcy mają plany na najbliższy czas?
   - Z tego co mi wiadomo wybierają się na galę MTV do USA.
   - Lecisz z nimi?
   - Dostałam zaproszenie, więc bardzo możliwe, że będę tam razem z nimi.
   - Czy Harry naprawdę chodzi po domu nago?
   - Oj tak.
   - Widziałaś go bez ubrania?
   - Hehe, jakoś temu uniknęłam.
   - Jeśli podam ci moją nazwę z twittera, poprosisz ode mnie Louisa, żeby mnie zaczął obserwować?
   - Wiesz co mam lepszy pomysł. Jak któraś z was ma kartkę, to po prostu wpiszcie na niej swoje nazwy, a ja tę kartkę dostarczę Louisowi do rąk własnych i dopilnuję, żeby was wszystkie follownął.
   - O super. Za co kochasz Louisa?
   - Za wszystko. Jest niesamowicie romantyczny i zabawny.
   - Całowałaś się z kimś jeszcze z 1D, nie licząc Louisa?
   - Niestety tak.
   - Co chłopcy jedzą na śniadanie?
   - Zdecydowanie naleśniki.
   - Czy to prawda, że z Louisem spędziliście ferie na Majorce?
   - Tak to prawda. Bilety dostaliśmy od chłopaków na gwiazdkę.
   - Co robicie w Paryżu?
   - Louis zabrał mnie tu na weekend w rekompensacie, za to, że zapomniał o moich urodzinach.
   - Jak to jest być sławną i popularną nie za to kim się jest, ale za to z kim się jest?
   - Nie czuję się popularną, ani tym bardziej sławną osobą, chodź to na to samo wychodzi. Moje życie jest takie samo, jak przed poznaniem Louisa i chłopaków.
   - Jak znosisz hejty?
   - Tak naprawdę, nie mam czasu na ich czytanie, spędzam niewiele czasu przed ekranem komputera, a gazet nie czytam wcale.
   - Dobra wiecie co, ja muszę skoczyć do sklepu po coś na śniadanie, zanim Lou się obudzi, więc chyba skończymy tę rozmowę- odpowiedziałam, wstając z miejsca.
   - Możemy iść z tobą do sklepu?- spytała, blondynka z włosami zaplecionymi w warkocz.
   - Myślę, że tak- odparłam, po czym pobiegłam do pokoju po kurtkę, buty i portfel.
   Kiedy otworzyłam powoli drzwi i weszłam po cichu do pokoju, okazało się, że Lou już nie śpi.
   - Gdzie mi uciekłaś?- spytał całując mnie w policzek.
   - Zająć się twoimi fankami. Dzięki mnie mogłeś sobie jeszcze trochę pospać- odpowiedziałam, wciągając na stopy, botki.
   - A teraz, gdzie idziesz?- spytał.
   - Do sklepu po bułki- odpowiedziałam, zapinając guziki płaszczyka.
   - Mogę iść z tobą?
   - Tylko, uprzedzam, na dole stoi jakieś osiem twoich fanek- powiedziałam, a Lou tylko uniósł brwi i zaczął się ubierać.
   - Dobra, poczekam na ciebie w holu- wyszłam na korytarz i zeszłam na dół do dziewczyn.
   - Idziemy?- spytały chórkiem.
   - Poczekamy jeszcze chwilę. Obiecacie, że nie będziecie krzyczeć, ani piszczeć?- zerknęłam na nie, a nagle usta wszystkich dziewczyn wygięły się w szeroki uśmiech.
   - Tak. Czy on tu przyjdzie?
   - Nie wiem- równo z końcem moich słów, na schodach pojawił się Louis. Jednak dla mnie czymś wyjątkowym było to, że dziewczyny dotrzymały słowa i nie zaczęły piszczeć.
   - No hej dziewczyny- powiedział, gdy nalazł się obok mnie.
   Mimo, że market był blisko, droga do niego zajęła naprawdę sporo czasu. Szłam obok Louisa, trzymając go za rękę i wsłuchiwałam się w odpowiedzi, jakie udzielał fankom. Do sklepu weszliśmy już bez obstawy dziewczyn, które po zrobieniu sobie zdjęcia z Lou, zwyczajnie się rozeszły, a my mogliśmy spokojnie zrobić zakupy.
   - Nie męczą cię takie sytuacje?- spytałam, gdy z pełnym koszykiem ustawiliśmy się do kasy.
   - Czasem tak, ale to dzięki tym dziewczynom osiągnąłem tak wiele, teraz trzeba się jakoś odwdzięczyć- odparł, po czym przysunął mnie bliżej siebie i cmoknął moje czoło.
   - O której mamy samolot?- zmieniłam temat.
   - Koło czwartej po południu, więc jeśli chcesz możemy skoczyć jeszcze do jakiejś galerii na zakupy- poruszył śmiesznie brwiami.
   - Oj nie, nie mam kasy- posmutniałam i zabrałam się za pakowanie jedzenia.
   - Ale ja mam- uśmiechnął się delikatnie, odsłaniając przy tym ząbki.
   - Mogę iść ci podoradzać- odwzajemniłam uśmiech.
   Śniadanie zjedliśmy na ławce w parku, dzieląc się z gołębiami, które w ramach wdzięczności narobiły kupę na ramię Louisa. Jakiś czas później złapaliśmy wolną taksówkę, która zawiozła nas wprost do najbliższego centrum handlowego.
   Zakupy z Louisem, to było coś. Mam chłopaka, który pod względem kupowania, a tym bardziej wyszukiwania ubrań jest gorszy, niż trzy czwarte kobiet na całej Ziemi.
   - Czemu nic dla siebie nie szukasz?- spytał, przeglądając kolejny wieszak.
   - Mówiłam, że nie mam pieniędzy- odpowiedziałam uśmiechając się.
   - No i co z tego, ja za nie zapłacę- odparł, łapiąc za turkusową koszulkę w paski.
   - Nie chcę, żebyś wydawał na mnie swoje pieniądze, sam ten wyjazd tutaj musiał cię dużo kosztować- powiedziałam.
   - Jesteś pewna?
   - Tak idę kupić sobie kawę, jak skończysz, zadzwoń- cmoknęłam go w policzek i wyszłam ze sklepu.
   Usiadłam przy stoliku w najbliższej kawiarni i zamówiłam sobie ukochaną latte, na którą jeszcze było mnie stać. Sięgnęłam po gazetkę, zalegającą na stoliku obok i zaczęłam ją przeglądać.
   - Jestem- w pewnym momencie dosiadł się do mnie Lou z mnóstwem reklamówek w rękach.
   - Hej, wykupiłeś cały sklep?
   - Nie, cały nie. Mam coś dla ciebie- wyjął z jednej z siatek reklamówkę i mi ją podał.
   - Przecież mówiłam, że nie chcę, żebyś mi cokolwiek kupował-oświadczyłam, lekko oburzonym głosem.
   - Aj to nic takiego.
   - Jasne, już ci wierzę- powiedziałam, po czum wyjęłam z siatki skórzany portfel z naszywką Armaniego.- Oszalałeś już do reszty- skomentowałam.
   - Potraktuj to jako prezent na urodziny.
   - Przecież już dostałam od ciebie prezent, a nawet kilka.
   - Tak? Niby co?
   - Wyjazd do Paryża, kwiaty, kolacja pod wieżą Eiffla- zaczęłam wymieniać.
   - Przecież mam cię po to, aby rozpieszczać.
   - Cieszę się. Ale wiesz jak ja się czuję, cały czas dostaję od ciebie drogie upominki, a sama nie mam kasy, żeby kupić coś tobie.
   - Nie musisz mi nic kupować.
   - No widzisz ty mi też nie.
   Po powrocie do hotelu spakowaliśmy swoje rzeczy i pojechaliśmy taksówką na lotnisko, z którego drogą powietrzną udaliśmy się do Londynu. W trakcie lotu Louis follownął fanki, które dzisiejszego ranka stały pod naszym pokojem.
   Kolejne dni szkoły mijały zwyczajnie, jakoś skłoniłam Louisa do przyłożenia się do matury, która czekała go już za dwa miesiące. Gdy on przygotowywał się do testów, ja przygotowywałam się do egzaminu na prawo jazdy. Pierwsze lekcje były straszne, co tylko odpaliłam silnik i ruszyłam do przodu od razu wjeżdżałam w poustawiane pachołki. Mimo to nie poddawałam się i ćwiczyłam do upadłego. Kiedy przyszedł dzień egzaminu, od samego rana chodziłam zestresowana, co pogorszyło sprawę i nie udało mi się zdać. No, ale w dzisiejszych czasach tylko nieliczni zdają za pierwszym razem.
   Jeśli chodzi o galę, na którą miałam pojechać razem z chłopakami, jednak tam się na niej nie pojawiłam, a to, dlatego że moja kochana babcia miała dzień przed wylotem zawał, co pokrzyżowało moje plany i ostatecznie zostałam w Londynie.
   Po powrocie chłopców z USA, trochę się zmieniło. Chodzi mi o moje relacje z Louisem. Nie spotykaliśmy się już tak często, bo to raz on był zajęty, innym razem ja miałam plany. Natomiast kiedy już się spotkaliśmy nie był już tak jak kiedyś.
   - Chyba musimy porozmawiać- powiedziałam, gdy pewnego wiosennego popołudnia siedziałam u chłopaków.
   - Okay- odparł i oboje przenieśliśmy się z zatłoczonego salonu, wprost do pustego pokoju Louisa.
   - Nasz związek, powoli podupada. Jakby brakowało między nami chemii- zaczęłam, spoglądając głęboko w Louisowe, niebieskie tęczówki, a chłopak nie odezwał się ani słowem.- Myślę, że powinniśmy zrobić sobie od siebie przerwę- ciągnęłam dalej, a po moim policzku spłynęła łza, którą szybko starłam dłonią.
   - Przyjaźń?- odparł.
   - Na jakiś czas tak- powiedziałam po czym go przytuliłam, a następnie wróciliśmy do salonu, do chłopaków, którzy właśnie oglądali Madagaskar.
   Usiadłam na kanapie obok Nialla i wbiłam wzrok w ekran, lecz nie skupiałam żadnej uwagi na filmie. Przez moją głowę, przesuwały się z rozmowy, którą przeprowadziłam przed kilkoma minutami z Louisem.
   - Chcesz usiąść koło Merry?- spytał Niall.
   - Nie, nie, siedź sobie- powiedział, a ja w jego głosie wyczułam smutek.
   - Ej co się dzieje-  spytał Liam, który wyłączył telewizor i spojrzał pierw na mnie, a później na Lou.
   - Nie nic, wszystko jest ok- odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając.
   - Przecież widać, że coś jest nie tak. No może jeszcze powiecie, że zerwaliście- powiedział żartobliwym tonem, a w salonie zapanowała grobowa cisza.
   - Nie róbcie sobie jaj- powiedział Liam.
   - Co , tak was to interesuje?! Tak zerwaliśmy i co pójdziecie to teraz wykrzyczeć całemu światu?!- powiedział oburzonym głosem Lou, po czym wstał i oddalił się w stronę swojego pokoju. Po kilku sekundach było słychać tylko głośny trzask drzwi.
__________________________________-
Na zakończenie weekendu taka tam mam nadzieję, że miła niespodzianka. Chciałabym wejść tutaj za tydzień i zobaczyć co najmniej 15 komentarzy :) hehe, kocham moje marzenia, Jakby ktoś chciał żebym go informowała o kolejnych rozdziałach niech dołączy swojego TT do komentarza :) 

Jeśli macie do mnie jakieś pytania zapraszam na aska http://ask.fm/GobyPlane odpowiem na wszystkie pytania xxx

piątek, 21 września 2012

Rozdział 27


Gdy już wszystko było okay, ujrzałam wieżę Eiffla, tą prawdziwą, paryską wieżę Eiffla.
   - Oszalałeś- wymamrotałam do Louisa, zachwyconym głosem.
   - Jeśli tak, to tylko i wyłącznie z miłości do ciebie- pocałowaliśmy się czule, po czym zeszliśmy z dachu lotniska, na którym właśnie się znajdowaliśmy.
   - Czemu Paryż?- spytałam, gdy wsiadaliśmy do taksówki.
   - Bo to jedno z najromantyczniejszych miejsc na ziemi, a ja musiałem się postarać i wybrać coś porządnego, żebyś wybaczyła mi moją sklerozę- oświadczył.
   Gdy zostawiliśmy nasze rzeczy w małym, przytulnym hoteliku, wybraliśmy się na spacer po Paryżu. Było cudownie, co prawda o wiele więcej fanek chłopaków niż na Majorce, ale wszystkie te dziewczyny okazały się naprawdę bardzo miłe i wyrozumiałe, więc nie męczyły długo Louisa pytaniami.
   Wieczorem Lou, poprosił, abym założyła coś elegantszego. Tak też zrobiłam, wyjęłam z walizki swoją sukienkę i poszłam się w nią przebrać do łazienki. Poprawiłam sobie makijaż, a włosy spięłam w koczek. Kiedy wyszłam przede mną stał Louis w ciemnym garniturze i z czerwonymi różami w dłoni. Wyglądał olśniewająco.
   - Nie chcesz się oświadczać prawda?- spytałam.
   - Nie, jeszcze nie- uśmiechnął się i wręczył mi kwiaty, które wsadziłam do słoika, który dojrzałam na parapecie.
   - Idziemy gdzieś?
   - Tak, na romantyczną kolację, księżniczko. A zapomniałem wspomnieć, że ślicznie wyglądasz- cmoknął mnie w policzek i wysunął w moją stronę dłoń, którą bez zastanowienia chwyciłam.
   Przed hotelem stała karoca z zaprzężonym do niej białym koniem, wyglądała ona jak z bajki o Kopciuszku. Louis pomógł mi do niej wejść, po czym od razu do mnie dołączył. Wtuliłam się w Louisa, a woźnica ruszył. Wszyscy ludzie się na nas patrzyli, a niektórzy nawet robili zdjęcia. Przez około godzinę jeździliśmy po centrum Paryża, by na sam koniec przystanąć przy wieży Eiffla, na której czekał na nas udekorowany białym obrusem i srebrną zastawą stolik dla dwóch osób.
   - Głodna?- spytał Lou, odsuwając przede mną krzesło, na którym usidłam.
   - Może troszkę- wtem ni stąd, ni z owąd obok nas pojawił się kelner, który położył przed nami talerze z spaghetti.
   - Bon apetit- powiedział po Francusku, ale zachowując przy tym brytyjski akcent.
   - Merci- odparłam, po czym wsadziłam sobie do ust małą porcję spaghetti, które okazało się niesamowite.
   Tego dnia poczułam się niczym Disney-owska księżniczka, która odnalazła swojego księcia z najpiękniejszej bajki.
   Na korytarzu podziękowałam za cudowny dzień i pocałowałam Louisa, a on odwzajemnił całusa, co przyczyniło się do coraz  to namiętniejszego pocałunku. Nie weszliśmy jeszcze do pokoju, a już zaczęliśmy zrzucać z siebie ubrania.
   - Mamusiu, cio oni lobią- nie zauważyliśmy chłopca, który dokładnie nam się przyglądał. Oboje strzeliliśmy buraka i wbiegliśmy do pokoju, głośno się śmiejąc.
   - To na czym skończyliśmy?- spytałam, przegryzając wargę.
   - Chyba na…- zamknęłam mu usta kolejnym pocałunkiem.
   Lou dorwał się do zamka, mojej sukienki, który powoli zaczął rozpinać, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Ciągle się całując zaczęłam rozpinać guziki białej koszuli Louisa. Po chwili na ziemi leżała i moja czerwona sukienka i jego koszula.
   - Masz gumki- odsunął się na chwilę ode mnie.
   - Nie, a ty?- odpowiedziałam, a Lou zaczął szperać w swojej torbie.
   - Dobra, mam- powiedział i ponownie złożył długi pocałunek na moich rozgrzanych ustach.
   Czułam się niesamowicie. Zasnęliśmy wtuleni w siebie jakiś czas później.
   Z samego rana na korytarzu było słychać krzyki i piski jakiś dzieci, już chciałam tam do nich wyjść, ale uświadomiłam sobie, że nie mam żadnego ubrania na sobie. Miałam nadzieję, że te hałasy ucichną jak najszybciej, jednak tak się nie stało, po chwili Louis także się obudził.
   - Czemu piszczysz?- spytał zupełnie rozkojarzonym, zaspanym głosem.
   - To nie ja, tylko jakieś bachory na korytarzu- odparłam już nieco wkurzonym tonem.
   - Czemu nikt ich nie może uciszyć, która to jest godzina?- wychrypiał, przeciągając się.
   Podniosłam się z łóżka, wcześniej owijając się pościelą, chwyciłam ubrania i poszłam do łazienki. Gdy z niej wyszłam już odświeżona i w ubraniu, wydawało mi się, że krzyki ucichły, jednak grubo się myliłam.
   - Możecie być trochę ciszej- otworzyłam drzwi, przed którymi stała dosyć spora grupka dziewczyn, z gadżetami i koszulkami z One Direction.- O fanki , cudnie- powiedziałam w myślach.
   - Boże ty jesteś Merry?- krzyknęła jedna z nich.
   - Tak to ja- wyszłam, na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
   - Zawołasz Louisa?- spytała inna.
   - Louis dopiero co się obudził- wyjawiłam, po czym ziewnęłam.
   - Macie jakiś cel, w swoim piszczeniu i budzeniu ludzi?- powiedziałam, trochę chamskim tonem.
   - Chciałyśmy spełnić swoje marzenia i zobaczyć naszego idola- odpowiedziała brunetka, stojąca najbliżej mnie.
   Uchyliłam lekko drzwi od pokoju i spojrzałam na łóżko, na którym pochrapywał sobie Louis. Wślizgnęłam się do pokoju, wzięłam klucze i ponownie wyszłam na korytarz do fanek chłopaków.
   - I co Louis wyjdzie do nas?- powiedziały dwie dziewczyny, w tym samym czasie.
   - Obawiam się, że nie. Nastąpiły pewne komplikacje, mianowicie Lou zasnął- oznajmiłam, a dziewczyny posmutniały.- Mam nadzieję, że macie serca i nie będziecie go budzić- uśmiechnęłam się do nich, a większość z nich opuściła smutne twarzyczki.
   - No trudno- powiedziała któraś z nich, a gdy już chciały odchodzić, do głowy przyszedł mi pewien plan.
   - Ej dziewczyny, poczekajcie- powiedziałam, po czym zamknęłam drzwi na klucz i wmieszałam się w grupkę directionerek.
______________________________________
Dodaję rozdział dzisiaj, ponieważ jutrzejszy dzień mam cały zawalony i bym nie miała czasu na wstawienie go tutaj. Mam nadzieję, że się podoba :) No i oczywiście czekam na komentarze i dziękuję za poprzednie oraz za kochane życzenia :)