poniedziałek, 12 listopada 2012

Nowy blog

Zapraszam na mojego nowego bloga z nowym opowiadaniem. Wszystkich bardzo zachęcam do kontynuowania czytania moich wypocin. Oto link http://aviciouscircle-story.blogspot.com/
Możecie się dodawać do obserwujących oczywiście.
Tym razem opowiadanie będzie miała nieco inny charakter :) Ostrzejszy, a główna bohaterka będzie buntowniczką :)
Naprawdę musicie to przeczytać :) hehe
Buziaki xxx Natalia

niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 50 (ostatni)


   - Powinniśmy już wracać- odparł Lou, a ja bez słowa złapałam go za rękę i we trójkę wyszliśmy za teren cmentarza i udaliśmy się na pobliski postój taksówek.
   Jeszcze tego samego dnia wróciliśmy do Londynu, jednak tym razem nie samochodem, a pociągiem. Przez całą drogę słuchaliśmy żartów Harrego i jego równie śmiesznych historyjek z życia wziętych. W połowie drogi zadzwonił mój telefon, a jego wyświetlacz pokazywał, że dzwoni babcia, która mimo tego, że została poinformowana o pogrzebie i śmierci jej córki, jednak mimo to nie zjawiła się wczoraj na ceremonii.
   - Cześć babciu- powiedziałam do słuchawki.
   - Hej kochanie- usłyszałam chrapliwy głos babuni.
   - Czemu nie przyjechałaś na pogrzeb?- spytałam.
   - Jak to, przecież pogrzeb miał być jutro- odpowiedziała, zdziwionym głosem.
   - Nie babciu, dzisiaj był pogrzeb, przecież ci mówiłam kilka dni temu. Gdzie jesteś.
   - Na peronie.
   - Proszę tylko nie mów, że w Manchesterze.
   - Nie, nie, jeszcze w Londynie- odpowiedziała, a mi nieco ulżyło.
   - To przypadkiem nie wsiadaj do pociągu- powiedziałam, a chwilę potem mój telefon się rozładował i jednocześnie przerwał naszą rozmowę.
   /kiedy tylko ja schowałam swoją komórkę do kieszeni, zadzwonił telefon Lou, który chłopak bez zastanowienia odebrał.
   - Yhm… Tak… Dobra… Yhm…Do zobaczenia- przytakiwał, a po niecałej minucie zakończył tę krótką rozmowę.
   - Kto dzwonił?- spytałam, z ciekawości.
   - Menadżer, powiedział, że musi się ze mną koniecznie dzisiaj spotkać- odpowiedział Lou.
   - Mówił w jakim celu?
   - Nie. Powiedział tylko, że to bardzo ważne.
   - A okay. O której?- drążyłam temat.
   - Koło osiemnastej- odparł.
   Reszta drogi minęła nam już bardzo szybko i za nim się obejrzeliśmy, rozpakowywaliśmy już nasze rzeczy w ukochanym domu w Londynie. Kiedy dochodziła godzina osiemnasta Louis wyszedł z domu na umówione spotkanie. Natomiast nasza czwórka usiadła na kanapie i oczekiwała jego powrotu. Godziny mijały, a Louisa jeszcze nie było. Jeśli chodzi o dodzwonienie się do niego, to każdy zgromadzony w salonie, próbował się z nim skontaktować chyba po pięć razy. Przed dwudziestą drugą drzwi frontowe się otworzyły, a następnie zamknęły z niewiarygodnym trzaskiem, później było słychać kolejny trzask, a po kilku sekundach jeszcze głośniejszy dźwięk tłuczonego szkła.
   Nerwowo wyleciałam z salonu, a gdy wbiegłam na korytarz, byłam w ogromnym szoku. Wieszak leżał na ziemi, podobnie szafka, a wszędzie pełno było wody, która wylała się z potłuczonego wazonu. Pod drzwiami, na ziemi siedział Louis, z zakrytą w dłoniach twarzą.
   - Boże Święty. Co się stało?- spytałam, gdy znalazłam się obok chłopaka.
   - Nic!- odpowiedział krótko.
   - No przecież widzę, że jednak coś się stało.
   - Jak to się mówi: jak się sypie, to się sypie po całości- odpowiedział, a ja niezupełnie zrozumiałam sens tego zdania.
   - Nie rozumiem- odparłam, a Lou odkrył oczy, które byłe zeszklone.
   - Powiedzieli mi, że jestem za nudny na bycie w zespole, nie mam czasu na pokazywanie się fanom, bo jestem za bardzo zajęty tobą. Powiedzieli też, że to przeze mnie spadają wszystkie statystyki zespołu- zatrzymał się na chwilę w mówieniu, aby spojrzeć na mnie i na przyglądających się z końca korytarza chłopaków.- Postawili mi warunek, że mam wybrać, albo zespół, albo ciebie- wszystkim nam opadły szczęki.- I co ja mam teraz kurwa zrobić?!
   - Stary, jutro pojedziemy tam i wszystko wyjaśnimy- zasugerował Liam.
   Do końca dnia nikt się nie odezwał ani słowem. Wszyscy pochłonięci byli myślami dotyczącymi tego co powiedział Louis.
   Chłopcy jechali już do menadżerów zespołu, już z samego rana, a gdy tylko opuścili dom, ja wybrałam numer do tych typów, który wczoraj przepisałam sobie z telefonu Louisa.
   - Tak słucham?- powiedział głos w słuchawce.
   - Hej, jestem Merry, dziewczyna Louisa. Proszę, żebyście mnie zrozumieli, Louis bardzo kocha swój zespół, ale mnie również. Czemu jesteście tacy podli i każecie mu wybierać. Czy nie można tego jakoś pogodzić ze sobą?
   - Słuchaj mnie teraz uważnie. To przez ciebie i twoje nudne życie, chłopcy stracili wielu fanów i rozgłos, a to fani w ich życiu odgrywają największą rolę. Natomiast ty jesteś zupełnie niepotrzebna, ale znając młodzieńcze serce on i tak wybierze ciebie i jednocześnie straci szansę na zrobienie ogromnej kariery, będzie żył nieszczęśliwie i codziennie będzie zazdrościł swoim kolegą z byłego zespołu- te słowa, wypowiadane przez menadżera chłopców, tak strasznie mnie bolały.
   - To co ja mam zrobić?- spytałam cicho?
   - Nie wiem Może po prostu usuń się z jego życia na zawsze- odpowiedział, po czym się rozłączył.
   - Może on ma rację? Może lepiej będzie jeśli faktycznie zniknę z życia Louisa?- zadałam sobie samej pytania, a następnie otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej pełne opakowanie tabletek nasennych. Wzięłam również pełną butelkę whisky z barku, biała kartkę i długopis.
   Zaczęłam łykać kolejne tabletki, popijając je alkoholem i jednocześnie pisałam list pożegnalny, który wyglądał mniej więcej tak:
„ Louis Tomlinson <3
Na wstępie chciałabym ci z całego serca podziękować, za ten cudowny rok, który mogłam spędzić z tobą i chłopakami. To naprawdę było dziesięć najcudowniejszych miesięcy w moim życiu. Teraz, gdy przyszło ci wybierać między mną, a zespołem, postanowiłam ułatwić ci tą decyzję. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy mogąc dalej śpiewać ze swoimi przyjaciółmi przed milionami fanek. Pamiętaj ja zawszę będę miała dla siebie miejsce w twoim kochanym serduszku. Kocham cię za to, że…”
   Nie byłam już w stanie pisać dalej, bo pod wpływem nadmiernej ilości lekarstw obraz, który widziałam stawał się zamazany. Wsypałam sobie do buzi pozostałe tabletki i popiłam je sporym łykiem whisky. Czułam, że odchodzę z tego świata, że zostało mi naprawdę mało czasu, po czym zasnę i już nigdy się nie obudzę. Leżałam już na ziemi. Nie miałam żadnego czucia w żadnej części ciała.
   - Merry słońce jesteśmy i mamy dobrą wiadomość- usłyszałam radosne słowa Louisa, który właśnie wszedł do domu, po czym uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy…
___________________________________________________
Koniec :) Dziękuję, że mogłam spełnić swoje marzenie i zakończyć opowiadanie, nie happy endem :) Mam nadzieję że się podoba. Nie martwcie się jeszcze będę was męczyć nowym opowiadaniem, do którego dodam link na stronie na facebooku. Chciałaby też WSZYSTKIM podziękować za czytanie i zachęcić do dalszego czytania moich wytworów. :)
Strona na fb - http://www.facebook.com/UzaleznieniOdOpowiadanie

Kocham was wszystkich bardzo mocno :)
                                                                                   

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 49


W nocy obudził mnie jakiś trzask obok łóżka.
   - Boże święty Niall co ty robisz?- krzyknęłam, gdy zobaczyłam nachylającego się nade mną i Louisem Horana, który mnie potwornie wystraszył.
   - Bo ja byłem w toalecie, a jak wracałem, no i wyście tak ładnie spali, tak słodko no i ja chciałem wam zrobić wam zdjęcie- oparł, machając telefonem, który trzymał w ręce.
   - To bardzo ciekawe, ale proszę wracaj już spać- powiedziałam cicho, ale za to stanowczo.
   Następnego dnia wstałam jako druga, tak uprzedził mnie Niall, który po cichu grzebał w swoim telefonem, a znając Nialla, siedział sobie na twitterze i publikował sporą ilość tweetów w jego śmiesznym i niezrozumiałym stylu.
   - Dzień dobry- przywitałam się z chłopakiem, jednocześnie się przeciągając.- Pomożesz mi ze śniadaniem?- dodałam, nie dając mu dojść do słowa.
   - Spoko- odpowiedział i wygramolił się z łóżka, po czym ja zrobiłam to samo. Nasunęłam kołdrę, na odkrytego Louisa i poszłam razem z Niallem do kuchni.
   Zdążyliśmy się uwinąć z przygotowaniem śniadania, za nim pozostali zwlekli się z łóżek.
   Cały dzień poświęciłam na niezbyt przyjemnych rzeczach, związanych z organizacją pogrzebu, który miał być już jutro. Do domu wróciliśmy z Louisem strasznie zmęczeni, więc od razu nie zwracając uwagi na nic poszłam się umyć, a już po dwudziestej rozkładałam sobie kanapę. Natomiast jeśli chodzi o pozostałych, to siedzieli oni w kuchni i prowadzili jakąś dosyć głośną dyskusję, jednak nie chciało mi się fatygować ich uciszać. Wsadziłam sobie słuchawki w uszy, puściłam wolną piosenkę i zamknęłam oczy.
   Dzisiaj to ja wstałam jako ostatnia, aż się zdziwiłam, że sześć osób mnie nie obudziło.
   - Czemu mnie nie obudziliście?- spytałam Louisa, który właśnie wyszedł z kuchni.
   - Nikt nie miał sumienia cię budzić- odpowiedział, po czym delikatnie pocałował moje usta.- Ktoś czeka na ciebie w kuchni- dodał, gdy odsunęliśmy nasze twarze od siebie.
   - Jak wyglądam?- spytałam, zaraz po tym jak wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam sobie układać fryzurę dłońmi.
   - To nikt szczególny- odparł, kiedy ja już łapałam za klamkę od kuchni. Po chwili otworzyłam drzwi i zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Nagle spostrzegłam owego gościa.
   - Hej- powitałam wszystkich zgromadzonych w kuchni moich przyjaciół.- Cieszę się, że jednak przyjechałeś- te słowa skierowałam do Harrego, który właśnie zaczął zmierzać w moim kierunku.
   - Cześć Marry, przykro mi z powodu śmierci twojej mamy- odparł, a następnie mocno mnie do siebie przytulił.
   - Przyjechałeś tu sam z siebie?- spytałam.
   - Nie zupełnie, Louis do mnie wczoraj zadzwonił i powiedział, że wiesz o tym, że ja wiedziałem o chorobie twojej mamy i że powinienem pojawić się na pogrzebie- odpowiedział.
   - Rozumiem, dziękuję, że przyjechałeś. Chciałabym z tobą porozmawiać, ale to później- powiedziałam, a Harry lekko się uśmiechnął.
   - Merry, nie chcę cię jakoś specjalnie pośpieszać, ale chyba powinnaś już się ubierać, bo znając to ile czasu potrzebujesz na wyszykowanie się, istnieje możliwość, że nie zdążymy na ten pogrzeb- wtrącił Lou, który właśnie wszedł do kuchni. Spojrzałam na zegar, który wisiał na scenie i momentalnie pobiegłam do łazienki. Miałam tylko godzinę na doprowadzenie się do porządku.
   - Kochanie, jesteś gotowa?- usłyszałam głos Louisa, który dochodził z dołu.
   - Momencik- odkrzyknęłam i zabrałam się za podkreślanie moich oczu wodoodpornym tuszem.
   Po chwili siedziałam już z Louisem, Niallem, Harrym i Nickiem, którego samochodem jechaliśmy wprost do kościoła, w którym miała odbyć się msza pogrzebowa. Natomiast pozostali jechali taksówką.
   Przez całą mszę wpatrywałam się w stojącą na środku kościoła zamkniętą, ciemną trumnę, w której leżało martwe ciało mojej mamy. Przez całe pięćdziesiąt minut byłam zupełnie w innym świecie.
   - Merry chcesz coś powiedzieć wszystkim?- szepnął do mnie Louis, który jednocześnie wyrwał mnie z niekontrolowanego transu.
   - Co, że teraz? No nie wiem- odpowiedziałam.
   - No tak teraz. Idź wierzę, że dasz sobie radę- odparł, jednocześnie delikatnie, wypychając mnie z ławki.
   Niepewnym krokiem podeszłam do mównicy, obniżyłam sobie mikrofon i rozejrzałam się po kościele, w którym było jakieś trzydzieści kilka osób. Pewien strach i trema ogarnęła mój umysł, jednak mimo to postanowiłam spróbować coś powiedzieć.
   - Zacznę od podziękowania wszystkim tu obecnym za przybycie- zaczęłam, a mój głos drżał. Odruchowo zerknęłam w stronę Louisa, który się do mnie uśmiechnął, co dodało mi nieco pewności siebie.- Jeśli chodzi o moją mamę, każdy zapewne przyzna, że była osobą radosną, pomocną i jak dla mnie kochaną. Między nami oczywiście zdarzały się kłótnie, jednak nie byłam w stanie się na nią długo gniewać, była dla wszystkich za dobra. Odkąd  pamiętam nasze życie wcale nie było takie idealne i łatwe. Bardzo szybko umarł mój tata, po którego śmierci mama długo nie mogła się pozbierać, a później jeszcze ta przeprowadzka. Mam nadzieję, że teraz jest z tatą w innym, lepszym świecie i są tam razem szczęśliwi- gdy skończyłam przemawiać po raz chyba setnym w przeciągu kilku dni zaczęłam płakać, podbiegłam do Louisa i się do niego przytuliłam.
   - Lepiej nikt by tego nie powiedział- odparł, po czym pocałował mnie w czoło.
   Przed kościołem wszyscy zgromadzeni w nim wcześniej zaczęli mi składać kondolencje, a następnie na przykościelnym cmentarzu pochowano trumnę. Gdy wszyscy się rozeszli ja wraz z Louisem i Harrym zostaliśmy jeszcze nad grobem jakieś kilkanaście minut.  
______________________________________________
No taki tam. Myślałam, że napiszę trochę więcej, ale czasu mi zabrakło. Od razu mówię, że kolejny jakoś w poniedziałek, albo środę, jeszcze dokładnie nie wiem. Wszystkich, którym podoba się ten rozdział, bądź nie proszę o zostawienie szczerego komentarza. Dzięki. 

PS. Tutaj link do strony na facebooku, gdzie pojawiają się różne informacje dotyczące opowiadania :) http://www.facebook.com/UzaleznieniOdOpowiadanie                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 48

   - Ale pachnie- skomentowałam siadając przy stole.
   - O wiele lepiej niż to szpitalne- dodał Niall, który nakładał sobie na talerz kurczaka z ryżem.
   - Szpitale są do dupy- zaczął Liam.- Przez najbliższe kilka lat nie odwiedzę żadnego- powiedział stanowczym głosem, a ja kopnęłam pod stołem nogę Danielle, a gdy się na mnie spojrzała kiwnęłam do niej znacząco głową.
   - Kotku, czy ty mówisz poważnie?- zaczęła dziewczyna niepewnym głosem.
   - Tak. Mówię przy wszystkich, tu i teraz. Przez najbliższe kilka lat moja noga nie postanie w żadnym szpitalu, bo to takie smętne miejsce- zadeklarował to na stojąco.
   - A ja tak bardzo chciałam, żebyś był przy mnie za osiem miesięcy, gdy na świat będzie przychodził nasz dzidziuś- odparła, uśmiechając się Danielle, a stojący Liam, po tych słowach znieruchomiał.
   - Ej, zróbcie coś, on się nie rusza!- wtrącił Niall, na co siedzący obok Payna, Zayn chwycił szklankę pełna wody i wylał jej zawartość na twarz zastygłego w bezruchu Liama, na co chłopak od razu pobudził się do życia.
   - Będę tatą?- spytał, gdy już oprzytomniał.
   - Nie kurde dziadkiem- skomentował Zayn.
   - Będę miał synka, będę miał synka- zaczął krzyczeć, po czym podszedł do Danielle i ją pocałował.- Będę najlepszym tatusiem pod słońcem.- dodał po chwili.- Musimy pomyśleć jak go nazwiemy i trzeba znaleźć łóżeczko i ubranka i wózek- zaczął wymieniać uradowany.
   - Słonko mamy osiem miesięcy na tego typu rzeczy- wtrąciła Danielle.
   - A wiecie co by powiedział Harry- odparł Niall, a wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.- O tuż osiem miesięcy bez seksu- dopowiedział, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
   Po kolacji zostałam w kuchni sama, więc postanowiłam pozmywać naczynia po kolacji.
   - Hej, mogę?- usłyszałam zza pleców cichy głos Nicka.
   - Pewnie. O co chodzi?- spytałam, odwróciwszy się w jego kierunku.
   - Jest coś czego nie powinienem był robić- podszedł bliżej, po czym usiadł na krześle przy stole.
   - Nie bardzo rozumiem.
   - Hej kochanie, a co tu się dzieje?- do kuchni wszedł ubrany w piżamkę w kratę Louis.
   - Lou, daj nam chwilę dobrze- poprosiłam poważnym tonem, na co chłopak wyszedł z kuchni.
   - Wracając do naszej rozmowy- kontynuował Nick.- Bo gdy ostatniej nocy przyjechaliśmy z Danielle tu do tego domu, znalazłem w twoim pokoju list. Nie wiem czemu, ale go sobie przywłaszczyłem. Ale nie myśl sobie, że byłem ciekawy jego zawartości. Nie otworzyłem go. To coś w głębi mojej duszy podpowiedziało mi, że powinienem go przechować- oznajmił, a następnie wyjął z kieszeni białą kopertę.- Nie miej mi tego za złe- dodał, po czym położył list na stole i wyszedł po cichu z kuchni.
   - Czego chciał?- spytał Louis, który ponownie wszedł do pomieszczenia, w którym wciąż się znajdowałam.
   - Dał mi to- wskazałam, na kopertę, którą trzymałam właśnie w ręce.
   - Napisał ci list miłosny? Od początku wiedziałem, że jest jakiś podejrzany.
   - To nie od niego, tylko od mojej mamy- sprostowałam.
   - Nie przeczytasz?
   - Trochę się boję. Cały dzień starałam się o niej nie myśleć, żyć tak jak dawniej, starałam się, bo chciałam, żebyście nie widzieli jak cierpię, nie chciałam wam psuć dnia po prostu. Jednak boję się jak to przeczytam, znowu powrócę do mojej, szarej, smutnej rzeczywistości- odpowiedziałam, ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
   - Posłuchaj mnie uważnie- zaczął, a ja wpatrzyłam swój wzrok w jego zielone oczy.- Wszyscy doskonale rozumiemy, jaką stratę poniosłaś, ale my twoi przyjaciele jesteśmy tu żeby cię wspierać, a nie po to, aby się bawić. Nie musisz przy nas, a szczególnie przy mnie ukrywać, tego co naprawdę czujesz, będę dla ciebie jak chusteczka na wszystkie twoje łzy, zawsze możesz przyjść do mnie porozmawiać, wypłakać się do woli. Po to jestem- powiedział, a ja nie wytrzymałam i popłakałam się, bo stwierdziłam, że mam najlepszego chłopaka na świcie.
   - Kocham cię- powiedziałam, po czym wtuliłam się w jego pachnący balsamem tors.
   - Proszę, przeczytaj ten list. To na pewno jest ważne- jak powiedział, tak też zrobiłam. Zwinnym ruchem rozerwałam kopertę i wyjęłam z jej środka zapisaną kartkę. Otarłam łzy i zaczęłam po cichu czytać kolejne zdania.
                                                               LIST
" Przepraszam, że ci nie powiedziałam o tym, że jestem chora, ale nie chciałam cię martwić. Doskonale wiedziałam, że miałaś swoje problemy, z którymi na pewno nie było ci łatwo. Wiedź, że umarłam szczęśliwa, że mam taką cudowną córkę, z której w stu procentach mogę być dumna. Bardzo cię proszę też o to, abyś nie obwiniała za nic Harrego. Tak, był on jedną z niewielu osób, które wiedziały, o tym że mam raka. Obiecał mi, że ci tego nie powie, dopóki ja jestem na tym świecie. Powinnaś być dumna ze swoich przyjaciół, bo są oni niesamowici. Mam nadzieję, że będziesz wiodła cudowne i długie życie obok Louisa, który w pełni na ciebie zasługuje. To najlepszy wybór w twoim życiu. Wiedz, że będziemy razem z tatą z góry nad tobą czuwać, abyś nigdy się nie poddała. Bądź zawsze silna kochanie.
                                                                                                                         Mama <3"
   Przeczytawszy list, nie wydusiłam z siebie, ani jednego słowa. Po prostu jak najmocniej wtuliłam się w Louisa i zaczęłam znowu płakać. Trwaliśmy w takiej pozycji przez kilka długich minut, po czym poszłam do swojego pokoju, gdzie Liam i Danielle przeglądali coś w internecie. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej jakieś ubrania, które nadały się na piżamę, i które zostawiłam tu zanim wróciłam do Londynu.
   - Merry, który ładniejszy?- spytał Liam, który wykręcił w moją stronę laptopa, na którego wyświetlaczu pojawiły się dwa zdjęcia wózków.
   - Ten niebieski- odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
   - Widzisz mówiłem, że niebieski jest ładniejszy- powiedział Liam, w uroczy sposób spoglądając na swoją dziewczynę, a ja wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki.
   - Gdzie Niall?- spytałam, gdy zeszłam do salonu, a na kanapie leżał tylko, szeroko uśmiechający się Louis.
   - Zamknąłem go w kuchni- odpowiedział dumnie.
   - Oszalałeś już do reszty!- podeszłam do białych drzwi, po czym przekręciłam kluczyk i je otworzyłam.
   - Uratowałaś mnie, dziękuję- odparł, po czym wyszedł z pomieszczenia i uśmiechnięty położył się obok Louisa, na kanapie.
   - To ja idę na środek?- spytałam, a Lou szybko przesunął się w stronę Niallera.
   - Nie, ja się poświęcę- odpowiedział Louis, a ja wgramoliłam się pod pierzynkę, cmoknęłam Louisa w usta i zamknęłam oczy.
   - Dobranoc Merry- zaczął słodkim głosem Niall.- Dobranoc Louis. Słodkich snów- dokończył.
   - Dobranoc blondasku- odpowiedziałam cicho.
   - Śpij już Niall i bez pierdzenia proszę- odparł Lou, a następnie przybliżył się do mnie, abym mogła się w niego wtulić i oboje zamknęliśmy już oczy, a po chwili zasnęliśmy.
_________________________________________________
Taki rozdział w nagrodę za to, że niektórzy z was musieli oglądać tego nudnego twitcama. Jak wam się podoba, czekam na szczere komentarze. A i chciałabym podziękować za komentarze: Ani, Marcie, Marcie, Marcie, Izie, Paulinie, Natalii, Bellatrix za to, że jesteście takie kochane i komentujecie. Kocham was XXX.

środa, 7 listopada 2012

Rozdział 47

   Rozpoczęliśmy poszukiwania naszych przyjaciół. Najłatwiej było nam znaleźć Nialla, który obżerał się w szpitalnym bufecie. Gorzej było z resztą. Jak się okazało Zayn, błąkał się gdzieś po mieście, Nick flirtował z jedną z pielęgniarek, natomiast Liam i Danielle poszli coś zjeść. Jakieś pół godziny później wszyscy zjawili się na miejscu ustalonej zbiórki, czyli po prostu na parkingu.
   - No i mamy mały problem. Jest nas siódemka, a miejsc w moim samochodzie tylko pięc- powiedział Nick, stając przy swoim wozie.
   - Ja myślę, że samochodem pojedziesz oczywiście ty, Liam z Danielle...-zaczęłam.
   - No tak, kobieta w...- nie dokończył, bo Dani kopnęła go w nogę.
   - Dobra my z Louisem się przejdziemy, pięciokilometrowy spacer dobrze nam zrobi- oznajmiłam, spoglądając na swojego chłopaka.
   - Spoko... Ej zaraz, czy ty powiedziałaś pięc kilometrów?
   - No tak, taki spacer nam dobrze zrobi- uśmiechnęłam się szerzej do niego.
   Tak też zrobiliśmy. Problem był tylko jeden. Louis podczas ponad godzinnego marszu przedstawił mi chyba z osiem argumentów, dlaczego to Niall nie powinien spac z nami w jednym łóżku. A co ja miałam na to poradzić, przecież Nialler to gośc, który nie może spac na ziemi, albo na stole. Zresztą i tak wolę spędzić noc w łóżku z Niallem, niż z cuchnącym fajkami Zaynem.
   - Wiesz, jeszcze pamiętam, jak kilka tygodni temu stałem przed tymi drzwiami z bukietem róż w dłoniach. Byłam tak zdenerwowany, w głębi duszy prosiłem, sam nie wiem kogo, żebyś do mnie wróciła- powiedział,kiedy staliśmy już przed domem.
   Już na samym wejściu, było czuc, że moi goście coś pichcą, ponieważ aromatyczny zapach, rozchodził się chyba po całym parterze. Wszyscy byli w kuchni, do której właśnie weszłam. Każdy coś robił. Liam rozkładał talerze na stole, Danielle majstrowała coś przy piekarniku, Nick zmywał naczynia, Zayn kroił chyba cebulę, bo z jego podkrwionych oczu spływały łzy, natomiast Niall siedział przy stole i wpatrywał się w pozostałych.
   - Co tu tak siedzisz, ze smutną miną?- spytałam, po tym jak podeszłam do blondyna,
   - Bo oni nie chcę, żebym im pomagał- odpowiedział, z oburzeniem małego dziecka w głosie.
   - Niall, nie jesteś bez winy. Przypomnę, że zjadłeś nam prawie wszystkie orzeszki- oznajmiła Danielle, która od jakiegoś czasu przyglądała się nam.
   - A właśnie, co takiego pichcicie?- zapytałam dziewczynę.
   - Kolację, która będzie w ramach podziękowań za gościnę- uśmiechnęła się do mnie, po czym zabrała się za mieszanie zawartości srebrnej miski.
   - To kochane. A co do gościny, to idę wam przygotowac łóżka...
   - A gdzie ja będę spał?-wtrącił Niall.
   - Ze mną i Lou na kanapie w salonie- odparłam.
   - O to super, będę miał blisko do lodówki.
   - Wiesz, gdzie będziesz miał jeszcze bliżej do niej? Tu w kuchni, możesz sobie rozłożyc sobie kocyk i przespac się na podłodze- zaproponował Louis, któremu wcale, a wcale nie podobał się mój pomysł.
   - Pewnie, masz rację, ale wiesz ostatnio coś bolą mnie plecy i chyba wolałbym spac na czymś miękkim- odpowiedział poważnym głosem Horan, a wszyscy w kuchni, oprócz rzecz jasna Louisa, wybuchnęli śmiechem.
   - Pomożesz mi- pociągnęłam Louisa za rękę i wyszliśmy z zatłoczonej kuchni.
   Kiedy weszliśmy do mojego pokoju, Louis zamknął za sobą drzwi, podszedł do mnie,delikatnie objął moją twarz rękoma i musnął moje wargi, po czym złożył na nich drugi, namiętniejszy pocałunek. Czułam cudowne ciepło, które zagościło w moim ciele, to było jedno z najpiękniejszych uczuc.
    - Cały dzień, czekałem aż w końcu zostaniemy całkiem sami...- zaczął, na co ja przerwałam mu tą wypowiedź krótkim buziakiem.
   - Nie zdajesz sobie sprawy, jak moje usta stęskniły się za twoimi- odparłam.- Ale teraz bierzemy się za pościel- rzuciłam w jego stronę kilka poduszek wraz z poszewkami, a sama zajęłam się oblekaniem kołder i ścieleniem łóżek.
   - Gołąbeczki, kolacja- usłyszeliśmy głos Liama, dobiegający z dołu. Poprawiłam jeszcze poduszki i wraz z Louisem zeszliśmy na dół.
_____________________________________________
KRÓTKI=NUDNY !  

wtorek, 6 listopada 2012

Następne opowiadanie ...

Mam zamiar pisać kolejne opowiadanie, jak tylko to skończę, tylko jest problem bo zaczęłam dwa i teraz nie wiem, które wybrać, więc liczę na waszą pomoc obie propozycje znajdziecie na mojej stronie na fb tu link http://www.facebook.com/UzaleznieniOdOpowiadanie.
Prosiłabym, żebyście zostawili jakiś komentarz pod tym, które bardziej wam się podoba. A i nie zwracajacie uwagi na te komentarze pod  tą drugą, ponieważ to taka nasza mała dyskusja była z koleżankami, które pozdrawiam w tym poście. Tak chodzi mi o was Aniu i Marto <3
Mam nadzieję, że któreś przypadnie wam do gustu i w przyszłości, gdy skończę to, będziecie je czytac :)

XXX

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 46

   - Chcesz się przejśc?- spytał Louis, a ja tylko kiwnęłam głową. Chwycił mnie za rękę, po czym zjechaliśmy windą na parter.
   Na zewnątrz było tak przyjemnie ciepło, że delikatny uśmiech sam zagościł na mojej twarzy. Kiedy przechodziliśmy obok parkingu, dostrzegłam na nim Zayna, zaciągającego się fajką. Puściłam rękę Louisa i szybkim krokiem podeszłam do mulata. Wyrwałam mu papierosa z ręki, po czym rzuciłam go na ziemię.
   - Merry, co ty robisz?- warknął, a następnie wyciągnął z kieszeni jeansów paczkę fajek.
   - Ja... Ja po prostu przed chwilą straciłam bliską mi osobę, przez to świństwo. Zrozum, nie chcę, żebyś był następny- znowu łzy zaczęły spływac po moich policzkach.
   - Przykro mi- cmoknął mnie w czubek głowy, a potem mocno do siebie przytulił.
   - Idziemy słonko?- spytał Lou, a ja powoli uwolniłam się z silnego uścisku Zayna i złapałam za rękę Tomlinsona i zaczęliśmy kierowac się w stronę pobliskiego sklepu spożywczego.
   - Mogę iśc z wami?- zatrzymała nas Zayn.- Wiecie, Niall siedzi w szpitalnym barze i się obżera, a Liam mizia się gdzieś tam z Danielle, a mnie zostawili tu samego, a nie macie pojęcia ile tu się kręci napalonych fanek- dodał po chwili.
   - Jasne, czemu nie- odpowiedziałam, a Malik szybko do nas dołączył.
   - Jak tam było w Miami?- spytałam, nabrawszy sporą ilośc powietrza w płuca.
   - Ciepło i wszędzie chodziło pełno, fajnych foczek- odpowiedział Zayna, a ja wraz z Louisem zwróciliśmy ku niemu piorunujący wzrok.
   - Foczek?
   - No w sensie, że kobitek- uśmiechnął się szeroko, jednocześnie odsłaniając zęby.
   - I co tam ciekawego robiliście? Niekoniecznie z foczkami- ciągnęłam temat ich wyjazdu.
   - Serfowaliśmy, leżeliśmy plackiem na plaży, imprezowaliśmy i takie tam- odparł Zayn.
   - Takim, to dobrze- skomentowałam.
   - A co ty robiłaś pod naszą nieobecnośc- spytał Louis.
   - Ciężko pracowałam, a tak poza tym dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy...
   - Tak? A jakich?- zerknął z zaciekawieniem w oczach, mój Lou.
   - Nie powinnam tego mówic, ale jeśli mi obiecacie, że nikomu nie powiecie...
   - Obiecujemy- odparli równocześnie.
   - Będziecie wujaszkami.
   - O jeny, Merry, jesteś w ciąży. Gratulacje stary- odparł uradowany Zayn, klepiąc Louisa w plecy.
   - Nie głuptasie, nie ja jestem w ciąży i to nie Lou, będzie tatusiem, tylko nasz Liam- wyjaśniłam.
   - Asz to. Teraz ma za swoje. Zawsze mu mówiłem, żeby nie opuszczał lekcji wychowania do życia w rodzinie, wiedziałby przynajmniej co to jest antykoncepcja- skomentował Zayn.
   - To może i nie długo będziemy bawic się na weselu- dodał Louis.
   - Póki co, mamy na głowie pogrzeb- wtrąciłam, a wszyscy spoważnieli.
   - Ja was na chwilę zostawiam, bo muszę zadzwonic do Harrego. Wiecie, takie tam interesy- powiedział Zayn, po czym skręcił w jakąś uliczkę.
   - Właśnie, gdzie jest Harry?- spytałam.
   - Harry, został w Londynie. Nie mógł tu przyjechac.
   - Ale co, ma jakieś problemy rodzinne?- dociekałam.
   - Nie. Nie mogę powiedziec, ale mam nadzieję, że kiedyś on sam zbierze się na odwagę i wyjaśni ci, dlaczego nie ma go tu teraz z nami- odparł Lou, spoglądając na mnie w taki odrobinę dziwny sposób.
   - Jak nie, to sama z niego to wyduszę siłą- zażartowałam.
   - Jesteś głodna?- zadał pytanie Lou, gdy staliśmy już przed samoobsługowym sklepem.
   - Nie, nie. Napiłabym się jedynie wody- odpowiedziałam, kiedy znaleźliśmy się już w spożywczaku.
   - Tak? Kiedy ostatnio coś jadłaś?
   - Wczoraj jadłam śniadanie, ale naprawdę nie chce mi się jeśc.
   - Ty chyba sobie żartujesz. Wybieraj coś. Chcesz bułkę, drożdżówkę, albo wiesz co pójdziemy gdzieś na obiad.
   - Ale Lou...
   - Nie ma, żadnego ale. Nie pozwolę na to, żebyś mi się zagłodziła-przerwał mi, po czym oboje wyszliśmy z supermarketu. Louis złapał taksówkę,która zawiozła nas do najbliższej  restauracji.
   - Mogę się ciebie o coś spytac?- zaczęłam,podczas przeglądania karty menu, w której i tak nic odpowiedniego dla siebie nie znalazłam. 
   - Nie musisz prosic mnie o zgodę- powiedział, spojrzawszy na mnie.
   - Co byś zrobił, jeśli dowiedziałbyś się, że jestem w ciąży?- palnęłam, nawet nie wiedząc, do czego jest mi potrzebna ta informacja.
   - Byłbym, chyba najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. A skąd to pytanie? Chcesz mi powiedziec, że chłopcy będą podwójnymi wujkami?
   - Nie, póki co nie będziesz tatą. Byłam po prostu ciekawa, twojej reakcji- odparłam, a następnie złożyłam zamówienie kelnerce, która właśnie podeszła do naszego stolika.
   - Kocham cię- odparł po chwili ciszy.
   - Co cię kochanie wzięło na takie wyznania?- spytałam,łapiąc jego opartą o stół dłoń.
   - Ostatnio przeczytałem, że kobiety za rzadko słyszą te słowa, więc chcę coś z tym zrobic, a i chciałem usłyszec, że ty mnie też- odpowiedział, a ja delikatnie uśmiechnęłam się na te słowa.
   Też cie kocham, a wiesz za co?- w tym momencie Lou spojrzał na mnie z zaciekawieniem.- Tak w wielkim skrócie to za wszystko- odparłam szybko, bo nie chciałam, żeby przyniesione właśnie jedzenie wystygło, co byłoby możliwe, jeśli zaczęłabym wymieniac te wszystkie jego kochane cechy.
   - Mam ci coś jeszcze domówic?- zapytał Louis, gdy po tym jak zjadłam swoją zupę, zaczęłam podbierac mu z talerza frytki.
   - Nie dzięki.
   - Musimy jeszcze zarezerwowac sobie pokój w hotelu- odparł Lou, kiedy najedzeni wyszliśmy z restauracji.
   - Po co? Przecież mamy gdzie spac. Jakoś pomieścimy się w domu mamy.
   - Zdajesz sobie sprawę, z tego, ze jest nas siedmioro, prawda?
   - No pewnie, co to za problem. Jakoś się wciśniemy we trójkę na kanapie na dole- powiedziała, gdy podchodziliśmy pod szpital.
   - Jak to w trójkę?
   - No, weźmiemy jeszcze Nialla, bo reszta ma gdzie spac. Liam z Danielle w moim pokoju, a Nicka z Zaynem wpakujemy do sypialni mamy i po kłopocie.
   - A nie możemy, gdzieś wepchnąc jeszcze Nialla? Może do piwnicy?
   - Oj Lou, przestań to tylko kilka nocy, a Niall to przyjaciel- odpowiedziałam, po czym cmoknęłam go w policzek.
________________________________________________
Okay, mam do was ogromną prośbę, chciałabym, żeby każdy kto czyta to opowiadanie zostawił po sobie komentarz pod tym postem. To dla mnie ważne. Komentarz nie musi byc długi, ale oczywiście takie są mile widziane. Proszę to, nie kosztuje was dużo czasu :) A i jak wam się podoba rozdział?
Przypominam o stronie na fb- http://www.facebook.com/UzaleznieniOdOpowiadanie
A jeśli ktoś ma jakieś pytania, albo chce sobie ze mną o czymś pogadac to możecie pisac na gg- 45105756. 
Pozdrawiam Pa xxx

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 45



   - Tak, słucham?- odparłam, nadusiwszy zieloną słuchawkę.
   - Czy rozmawiam z panią Merry Lerone?- spytał, kobiecy, poważny głos.
   - Tak to ja. O co chodzi?
   - Nazywam się Anna Logan, dzwonię ze szpitala w Manchesterze i niestety nie mam dobrej wiadomości. Pańska matka leży u nas w bardzo ciężkim stanie. Możliwe, że to ostatnie dni jej życia- odparła kobieta, a ja bez słowa odpowiedzi, rozłączyłam się.
   - Dlaczego?- spytałam cicho powietrze.
   - Ej, co się stało?- spytał Nick, z którego samochodu nie zdążyłam jeszcze wysiąść.
   - Muszę jechać do Manchesteru- odburknęłam, a wcześniej gromadzone w moich oczach łzy, uwolniły się i spłynęły po mych policzkach, a ja wbiłam pusty wzrok w szybę, nie chciałam, żeby Nick w tym momencie widział, że płaczę.
   - Dosyć kosztowną wycieczkę wybrałaś- skomentował żartobliwie, a ja odwróciłam zapłakaną twarz w jego stronę, w taki sposób chciałam mu uświadomić, że nie jest mi do śmiechu.- Przepraszam- odparł.
   - Moja mama, on… Ona jest w krytycznym stanie…- wyszeptałam.
   - Zawiozę cię do niej- powiedział Nick, po krótkiej chwili namysłu.- Za pół godziny wracam tu po ciebie, jadę spakować co nieco i zatankować- odparł, a ja kiwnęłam głową, a następnie wyszłam z samochodu.
   Weszłam do domu, który o dziwo był otwarty, a w jego wnętrzu krzątała się Danielle. Dziewczyna najwidoczniej przygotowywała przyjęcie niespodziankę, na jutrzejszy powrót chłopaków.
   - Jedziesz gdzieś?- spytała dziewczyna, gdy po dwudziestu minutach zeszłam do salonu z małą torbą podróżną.
   - Tak do Manchesteru. Moja mama umiera- z trudem te słowa przeszły przez moje gardło.
   - Jadę z tobą, nie pozwolę na to, żebyś została sama w tak trudnej sytuacji- postanowiła.
   - To bardzo miłe z twojej strony, ale przecież nie masz nawet ze sobą żadnych rzeczy, a jutro, jutro przecież wraca Liam, za którym tak tęsknisz.
   - Mam- pokazała, czerwoną walizkę.- Miałam zamiar zostać tu do jutra i dokończyć przygotowywanie przyjęcia dla chłopaków.
   - Wiesz co, jeśli bardzo chcesz to twoja sprawa, czy pojedziesz, czy nie, ale nie mamy czasu. Musimy już iść- powiedziałam, kiedy usłyszałam z zewnątrz klakson.
   - Mamy pasażera- odparłam, wsiadając na tylnie siedzenie i jednocześnie puszczając Danielle do przodu.
   - Czemu ty nie usiądziesz z przodu?- zdziwił się chłopak.
   - Ona jest w ciąży. Dobra, ruszaj już- popędziłam go. Wtem Nick odpalił silnik.
   Przez całe trzy godziny drogi do Manchesteru nie odezwałam się ani słowem. Cały czas wpatrywałam się w spływające, niczym ludzkie łzy, krople deszczu, które błądziły własnymi ścieżkami wzdłuż szyby. Kiedy byliśmy już na miejscu, a właściwie na szpitalnym parkingu, w mgnieniu oka wyskoczyłam z auta i popędziłam w stronę budynku.
   - Dzień dobry, nazywam się Merry Lerone i szukam mojej mamy- odparłam, gdy zzipana stanęłam przed ladą w recepcji.
   - Pańska matka ma właśnie ważną operację. Szczegółów może się pani dowiedzieć u ordynatora na drugim piętrze- odpowiedziała kobieta.
   - Dziękuję- odburknęłam i ruszyłam w stronę windy, która właśnie zjechała na parter.
   Kiedy znalazłam się już na owym piętrze zaczęłam poszukiwania drzwi od gabinetu.
   - Są- szepnęłam, gdy dostrzegłam te właściwe. Zapukałam i nie czekając na odpowiedź, weszłam do pomieszczenia, w którym siedział sędziwy mężczyzna w białym fartuchu i z okularami na nosie.- Dzień dobry, mogę?- odparłam, po czym usiadłam na krześle wskazanym przez ordynatora.
   - O co chodzi?- spytał, grubym głosem.
   - Moja mama, leży w tym szpitalu w bardzo złym stanie, a recepcjonistka powiedziała, że ma ona właśnie operację. Chciałam się od pana dowiedzieć, co jej właściwie jest i czy w ogóle z tego wyjdzie? Caroline Lerone, tak się nazywa.
   - A, chodzi o naszą panią doktor. Sytuacja nie jest za dobra. Niestety nie mam dobrych wiadomości. Pani matka ma poważnego i do tej pory nie leczonego raka płuc, a co gorsza z przerzutami do serca.
   - Ale czemu?- zadałam pytanie, a z moich oczu znowu popłynęły niekontrolowane łzy.
   - Przypuszczam, że to od palenia. Mama paliła prawda?
   - Yhm.
   - Obiecuję, że zrobimy co w naszej mocy- odparł mężczyzna, a ja cała zapłakana wyszłam z gabinetu.
   Na korytarzu kręciła się Danielle z Nickiem. Dziewczyna, gdy mnie ujrzała podeszła do mnie i mocno do siebie przytuliła.
   - Hej, kochana, nie płacz, wszystko będzie, zobaczysz- pocieszała mnie, jednak ja w głębi duszy przeczuwałam, że wcale tak nie będzie.
   - Tutaj macie klucze i kartkę z adresem domu mamy. Możecie czuć się jak u siebie- wysunęłam w ich stronę owe przedmioty i sztucznie się uśmiechnęłam.
   - A co z tobą?
   - Zostanę tutaj- odpowiedziałam i usiadłam na ziemi, która moim zdaniem była wygodniejsza niż te plastikowe krzesła.
   - Zostanę z tobą- powiedział Nick, siadając obok mnie.
   - Nie, Chcę zostać sama!- wypaliłam poważnym głosem.- Zawieź Danielle do domu i zróbcie sobie coś do jedzenia- dodałam.
   - Ale…- zaczął.
   - Idź już stąd!- powiedziałam i znowu zaczęłam płakać. Chłopak podniósł się z ziemi i razem z Danielle zniknęli za rogiem. Natomiast ja zakryłam rozmazane oczy dłońmi, bo mój płacz z minuty, na minutę się nasilał.
   - Przepraszam- poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu, a gdy otworzyłam oczy, okazało się, że jestem przykryta kocem.
   - Czy ja zasnęłam?- spytałam zaspanym głosem.
   - Tak, przespała pani całą noc- odpowiedziała, kucając obok mnie pielęgniarka.- Może pani wejść do mamy- po tych słowach kobiety, zerwałam się na równe nogi.- Tylko ostrzegam, że widok nie będzie miły, pani matka jest w śpiączce- dodała kobieta, gdy ja już łapałam za klamkę, białych drzwi.
   W środku było strasznie jasno, co sprawiło, że na początku obraz, który widziałam był mocno zamazany. Jednak, gdy oczy się przyzwyczaiły dostrzegłam nieruchome ciało mojej mamy, przy której w ułamku sekundy się znalazłam. Jedną ręką chwyciłam jej zimną dłoń, a drugą otarłam spływającą po moim policzku łzę.
   - Dlaczego mi to robisz? Jesteś przecież taka młoda, całe życie przed tobą- zaczęłam mówić, patrząc na jej zamknięte oczy.- Tak bardzo żałuję, że cię opuściłam, zachowałam się tak egoistycznie. To przeze mnie zostałaś sama w tym wielkim mieście, bez pomocy i opieki. Nie możesz mnie teraz zostawić. Tak bardzo bym chciała, żebyś w przyszłości bawiła się na moim weselu, a później rozpieszczała moje dzieci, a twoje wnuki. Widzisz jak bardzo ciebie potrzebuję, ciebie, twojej troski, twojego szczerego uśmiechu- zaczęłam wymieniać jednocześnie płacząc jak małe dziecko.
   - Możemy?- usłyszałam zza pleców, znajomy głos Danielle.
   - Tak- odpowiedziałam, nawet nie odwróciwszy wzroku.
   - Wszystko będzie dobrze- kolejny raz dziewczyna powtórzyła te słowa, po czym przytuliła mnie od tyłu. Tak bardzo chciałabym uwierzyć w te słowa, tak bardzo.
   Nagle zadzwonił mój telefon, a tak dokładniej to Louis. Nie byłam teraz w stanie z nim rozmawiać. Jednak ten nie zaprzestawał i co chwilę byłam zmuszona odrzucać kolejne połączenia przychodzące.
   - Ja się tym zajmę- odpowiedział Nick, po czym ostrożnie wyjął telefon z mojej ręki i wyszedł z sali.
   - Chcesz coś do jedzenia?- spytała Danielle.
   - Dzięki, nie jestem głodna- odpowiedziałam cicho.- Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Wiem jak musiała cierpieć, a tak naprawdę nikt nie mógł jej pomóc- zaczęłam mówić ni to do siebie, ni to do Danielle.
   - Oni tu lecą- wtrącił Nick, który ponownie wszedł na salę.
   - Jak to? Jadą tu?- podniosłam głos i ciało z krzesła.
   - Powiedziałem twojemu chłopakowi w skrócie co się wydarzyło, a w odpowiedzi na to dostałem informację, że wasi kumple wsiadają w pierwszy samolot do Manchesteru i zaraz tu będą- wytłumaczył.
   - Mogę zostać sama?- spytałam spokojnie, a Nick i Danielle bez słowa wyszli za drzwi.
   - Mamo, ja nie chcę, żeby oni mnie widzieli w takim stanie. A może to tylko sen, a raczej koszmar? Zaraz się obudzę i wszystko będzie jak dawniej. Będziemy mieszkać razem w Londynie i nigdy nie pozwolę ci mnie opuścić- zaczęłam mówić już od rzeczy, ale to było lepsze niż głucha cisza.- Pamiętasz jak czytałaś mi książki jak byłam chora, a wtedy moje samopoczucie się polepszało? Mam przy sobie naszą ulubioną książkę. Może to pomoże- wyjęłam z torby książkę, którą zaczęłam czytać na głos. Od czasu, do czasu zatrzymywałam się, żeby wtrącić jakiś niepotrzebny komentarz.
   Nie doczytałam do końca, coś mi przerwało. Tym czymś był mały, czarno biały ekranik przy łóżku, który zaczął wskazywać coraz niższy puls mojej mamy. Spadał on stopniowo, powoli, a ja tylko bezradnie się w niego wpatrywałam, nie wiedziałam co mam zrobić. Pustka ogarnęła mój umysł i ciało.
   - Proszę stąd wyjść!- drzwi otworzyły się, a do środka wbiegło dwóch lekarzy.- Proszę stąd w tej chwili wyjść!- krzyknął jeden z nich na mnie, na co ja z płaczem wybiegłam na korytarz, wpadając na Louisa, który stał w przejściu. Gdy go rozpoznałam, mocno się w niego wtuliłam i zaczęłam głośno płakać.
   - Ciii, Ciii, wszystko będzie dobrze- zaczął mnie uspokajać, delikatnie gładząc moje włosy.
   - A właśnie, że nie. Zrozumcie wy wszyscy, nic nie będzie dobrze, ona umiera i to przeze mnie- zaczęłam krzyczeć, a następnie wyrwałam się z jego uścisku i zsunęłam się na ziemię tuż pod ścianą.
   - Posłuchaj mnie. To nie jest twoja wina, nie możesz się osądzać. Tak widocznie musi być- dosiadł się do mnie i otarł moje mokre od łez policzki.
   - Ale…- nie dokończyłam, bo w tej chwili z sali, w której przed chwilą była, wyszli ci dwaj lekarze.
   - Robiliśmy co  w naszej mocy. Jednak Bóg wybrał inny los, dla pańskiej matki- odparł jeden z nich, a moje ciało zaczęło drżeć. Czyli to nie był sen? Właśnie straciłam najdroższą mi osobę. W tym momencie coś zaczęło rozsadzać mnie od środka. Sama nie wiem co to było, czy smutek, czy może żal, albo jeszcze coś innego.
   Nie płakałam, siedziałam bezsilnie na podłodze, bezsilnie wpatrując się w głąb sali i na łóżko i przykryte prześcieradłem ciało.
   - Merry, słońce. Nie martw się, ona jest teraz w innym lepszym świecie- odparł Lou, a ja nieco oprzytomniałam.- Może i nie możesz jej zobaczyć na własne oczy, ale uwierz mi ona zawsze będzie w twoim sercu- mówił to tak prawdziwie, że aż poczułam dziwne uczucie w sercu, jakby moja mama chciała mi powiedzieć, że już znalazła sobie w nim miejsce dla siebie.  
_______________________________________
I co chyba wcale nie jest taki smutny, jak mi się wydawało. Dobra dzięki za poprzednie 10 komentarzy i liczę, że teraz będzie tyle samo, albo i jeszcze więcej. DŁUGIE KOMENTARZE POPROSZĘ :)