poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 14


- Wróciliśmy!- krzyknęłam zaraz po otworzeniu drzwi wejściowych.
- Żelki, żelki, żelki. Hej macie moje żelki?- w pewnym momencie z kuchni wybiegł radosny Niall.
- No trochę mamy- podałam mu całe dwa kilo słodyczy, na których widok, blondaskowi zaświeciły się oczy.
- Kocham was, wiecie?- Niall, wpatrywał się w worek.
- Tak, tak wiemy- odpowiedziałam, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Emm... Właściwie to mówiłem to do żelek- spoglądał na mnie, wypowiadając te słowa. W tym momencie do domu wszedł Louis.
- Chcesz jechać już do domu?- chłopak wydawał się taki jakiś, jakby cała energia z niego wyszła.
- Louis, słonko, dobrze się czujesz, jakoś gorzej wyglądasz.
- Co, nie nie, nic mi nie jest czuję się dobrze- przyłożyłam dłoń do jego czoła, które było strasznie rozpalone.
- Chłopcze ty masz gorączkę i to z jakieś trzydzieści dziewięć stopni. Boli cię coś?- spytałam, gdy wyczułam w sobie jakiś taki instynkt opiekuńczy.
- Może trochę głowa i gardło, ale naprawdę nic mi nie jest- w tym momencie chłopak gwałtownie oparł się o ścianę, co mnie bardzo zaniepokoiło.
- Dobra, nie graj mi tu żadnego macho mena i marsz mi w tej chwili do łóżka!- prawie, że krzyknęłam na niego.
- A co chciałabyś iść tam ze mną?- uśmiechnął się zalotnie.- A zrobisz mi herbatkę?- pytał, po tym jak zignorowałam jego pierwsze pytanie.
- Tak zrobię. Idziesz już do tego łóżka, czy nie?- zaczęłam się i denerwować i jednocześnie martwić o Louisa.
- A nie mogę poleżeć sobie tutaj, na kanapie, przed telewizorkiem?
- Hej chłopaki, możecie mi zanieść tego marudę do jego pokoju?- krzyknęłam w stronę chłopaków.
- Okay, już dobra, twój maruda idzie już do siebie- zatoczył się do schodów, nie odwracając ode mnie wzroku.
Gdy Louis zniknął już z mojego pola widzenia, pośpiesznie udałam się do kuchni. Nastawiłam wodę w czajniku, po czym zaczęłam przygotowywać kanapki dla chłopaka. Ułożyłam na kromkach chleba przeróżne buźki z warzyw, a kiedy woda się zagotowała zalałam nią herbaciane fusy. Nagle obok mnie znalazł się Niall, jego calutka buzia wysmarowana była czekoladą. Przez chwilę przyglądał się pracy moich rąk, które właśnie kończyły smarować masłem, ostatnią kromkę chleba.
- Mogę jedną?- spytał Niall, patrząc na mnie proszącym wzrokiem małego dziecka.
- Niall, zrób sobie sam- odpowiedziałam, umieszczając kubek i talerz z kanapkami na tacce. Chłopak tylko spojrzał na mnie jakby się obraził, natomiast ja ostrożnie, żeby niczego nie wywalić powędrowałam do pokoju Louisa.
Louis grzecznie leżał już w łóżku, a na sobie ubraną miał dziecinną piżamkę w czerwone samochodziki, natomiast na głowę założył szarą czapkę. Moim zdaniem nie była mu do niczego potrzebna.
- Twoja herbata i gratisowe do niej kanapeczki- podałam mu tackę, a Louis na widok buziek na kanapkach wyszczerzył zęby.
- Kochana jesteś moja march...- nie pozwoliłam mu dokończyć, zamykając jego usta słodkim pocałunkiem.- Zarazisz się- powiedział, gdy odsunęłam się od niego.
- Pij tą herbatę, bo ci ostygnie.
Chłopak posłusznie wziął łyka wywaru. Powoli zbliżała się godzina dziewiętnasta, a ja na jutro musiałam przepisać jeszcze dwa zeszyty. Powoli podniosłam się z miejsca i już chciałam opuścić pokój, gdy Lou mnie zatrzymał.
- Gdzie się wybierasz?- po herbacie głos Louisa, stał się bardziej chrapliwy.
- Muszę już wracać do domu.
- Nie proszę, ja nie chcę tu zostać sam.
- Louis nie przesadzaj, są przecież jeszcze chłopcy- chwyciłam za klamkę.
- Zaczekaj! Chyba mi się pogorszyło- Louis zaczął kaszleć, a ja już sama nie wiedziałam, czy on tylko udaje, czy ten atak kaszlu to tak na serio.
- No to zdrowiej kochanie- puściłam do niego oczko i wyszłam z pokoju, po czym po cichu zeszłam do salonu.
- I co z Louisem?- spytał, zaniepokojony Harry.
- Ma gorączkę i wydaje mi się, że to może być grypa, a tak poza tym straszliwy z niego maruda- wyjaśniłam chłopkom, którzy krzątali się po salonie.- Opiekujcie się nim, a ja postaram się wpaść jutro-rzuciłam w ich stronę, gdy zakładałam kurtkę, po czym wyszłam przed dom. Dopiero teraz zrozumiałam, że nie mam jak wrócić do domu. Jednak nie chciało mi się wracać do domu chłopaków, aby prosić ich o podwózkę. Nagle zaczęło padać, a raczej lać. Bez zastanowienia pobiegłam w stronę przystanku, na którym okazało się, że autobus odjechał mi około czterech minut temu. Odczekałam chwilę, aż deszcz ustąpi, po czym wróciłam piechotą do domu.
- Mamo. Mogę jeszcze jutro nie iść do szkoły?- spytałam na dzień dobry, gdy cała przemoczona weszłam do domu.
- Hej słonko, a co boli cię jeszcze noga?- usłyszałam głos mamy, dobiegający z toalety.- Boże, dziecko jak ty wyglądasz- dodała, kiedy wyszła z łazienki, a ja zerknęłam w lustro. Nie wiedziałam, że wyglądam aż ta źle. Z mokrych włosów kapała mi woda, po policzkach spływał czarny tusz, a usta nieco posiniały.
- Nie, nie boli, ale nie zdążę się na jutro nauczyć. Byłabym szybciej, ale Louis się rozchorował, jak wróciliśmy z zoo i musiałam się chwilę nim zająć- wytłumaczyłam od razu, bo wiedziałam, że mama prędzej, czy później zacznie się mnie o to wypytywać.
- Jutro jeszcze możesz zostać w domu, ale to co masz do zrobienia, wolałabym żebyś zrobiła dzisiaj, bo znając ciebie jutro już z samego rana popędzisz do Louisa. Tylko nie zaraź się od niego. Chcesz maseczkę na usta?
- Nie dzięki, poradzę sobie bez niej- odpowiedziałam, po czym poszłam się wysuszyć i zabrać za przepisywanie zeszytów.
Obudziłam się o dziewiątej z głową na biurku i z długopisem w zaciśniętej dłoni. Czułam, że wszystko mnie boli, zaczynając od głowy, kończąc na stopach. Tak to jest, gdy chodzi się tyle czasu w niewygodnych butach, a do tego jeszcze sposób w jaki spędziłam noc nie był zbyt wygodny. Wstając z krzesła, miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. Wyjęłam z szafy czyste ubrania i poszłam do łazienki wziąć orzeźwiający prysznic.
Mama miała zupełną rację, z tym, że dzisiejszy dzień spędzę u chłopaków. Poszłam tam, ponieważ dostałam SMS-a od Louisa, w którym pisał, że się źle czuje, a jest sam w domu. Szybko wciągnęłam na siebie kurtkę zimową i buty i wyszłam z domu. Pod ich dom podjechałam autobusem. Całe szczęście, że dostałam od chłopaków zapasowy klucz i nie musiałam dobijać się do drzwi, dopóki Lou mi otworzy. W domu naprawdę nikogo nie było, bynajmniej na parterze.
Rozebrałam się, po czym poszłam na piętro do pokoju mojego chorego chłopaka. Louis akurat spał, jednak ja nie zwracając większej uwagi na to podeszłam do niego i przyłożyłam rękę do jego czoła. Było ono jeszcze bardziej rozpalone niż wczoraj. Przy jego łóżku posiedziałam jeszcze przez chwilę, po czym skierowałam się do kuchni, aby poszukać jakiejś apteczki, czy lekarstw. Jednak nigdzie nic co by mi się przydało nie znalazłam. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do mamy, która z zawodu była lekarką.
- Hej mamo, zajmę ci tylko chwilkę- odparłam szybko, gdy tylko usłyszałam jej głos.- Louis ma straszną gorączkę, mogłabyś go zbadać dzisiaj po pracy?
- A nie możesz z nim przyjechać do przychodni?
- Znając go, jest zbyt uparty, żeby samowolnie iść do lekarza.
- Dobra, mm przerwę za godzinę, postaram się przyjechać, ale musisz mi podać adres.
Po rozmowie z mamą, postanowiłam zrobić chłopakom niespodziankę i ugotować im obiad. Miałam to już wcześniej w planach, więc kupiłam w pobliskim sklepie mięso mielone, makaron i sos do spaghetti. Kiedy smażyłam mięso, usłyszałam jak ktoś kaszle, a tym ktosiem nie był nikt inny jak Lou. Odstawiłam patelnię z palnika i poszłam za głosem, jeżeli kaszel ten można było nazwać w ogóle jakimś głosem.
- Niespodzianka!- krzyknęłam wskakując do jego pokoju.
- Ała, moja głowa- chłopak złapał się za nią, a na jego twarzy pojawił się grymas.
- Przepraszam. Jak się czujesz?- dla odmiany to powiedziałam prawie, że szepcząc. Wtem przypomniałam sobie o obiedzie, więc nie czekając na odpowiedź chłopaka, odwróciłam się i nadusiłam klamkę.
- Uraziłem cię?-spytał chłopak, unosząc lekko głowę nad poduszkę.
- Nie, nawet nie miałeś czym. Zaraz wracam, a ty odpoczywaj- rzuciłam przez ramię.
Z posiłkiem uwinęłam się dosyć szybko. Wszystko zostawiłam w garnkach, żeby nie ostygło do powrotu chłopaków ze szkoły. Trochę nałożyłam na talerz i zaniosłam mojemu biedaczkowi.
- Masz ochotę na pyszne spaghetti? Sama zrobiłam- podeszłam bliżej łóżka i podałam mu talerz z włoskim daniem. Louis jadł powoli, a każdy kęs sprawiał mu ból przy przełykaniu. Po chwili rozległ się dźwięk domofonu.
- Kto to?- spytał chłopak, odkładając na szafkę puste naczynie.
- Nie wiem, ale pójdę otworzyć.
- Hej mamo, super że jesteś- powiedziałam na jej widok.- Zaprowadzę cię do niego- mama zdjęła kurtkę, chwyciła swoją torbę lekarską, po czym poszła za mną na górę.
- Louis to jest moja mama, mamo to jest Lou, mój..- nie dokończyłam, a chłopak spojrzał na mnie pytająco.- Moja mama jest lekarzem i przyszła cię zbadać- wytłumaczyłam.
- Ale mi nic nie jest.
- Kochaniutki, taką tezę to ja będę mogła stwierdzić, jak cię zbadam- uśmiechnęła się, po czy zaczęła grzebać w swojej, czarnej torbie.
- To ja was zostawię- odparłam, gdy usłyszałam, że pozostali chłopcy już wrócili.
- Cześć, chłopaki. Chcecie obiad?- powiedziałam na widok: Liama, Harrego, Zayna i Nialla.
- Yyy... Czy ty zrobiłaś nam obiad?- zapytał z niedowierzaniem Liam.
- No tak jakby, Louis spała, więc postanowiłam zrobić coś pożytecznego.
- Jesteś najlepsza- stwierdził loczek.- A co ugotowałaś?
- Spaghetti. Może być?
- I ty się jeszcze pytasz, jasne że może. Ej, a gdzie Niall?- dodał Zayn. Wtem z kuchni z pełnym talerzem makaronu, wyszedł blondyn, a wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- U Louisa ktoś jest?- spytał Liam, gdy z góry doszły nas głosy.
- Tak lekarka- odpowiedziałam, nie zagłębiając się w to iż ową lekarką jest moja mama.
- Jakim cudem namówiłaś Lou na odwiedziny lekarza? Przecież on się nie badał od jakiś siedmiu lat- zdziwił się Zayn.
- Bardzo łatwo- uśmiechnęłam się zadziornie.- On po prostu nie wiedział, że ktoś przyjdzie go zbadać. Nie pytałam się o jego zdanie.
- Dzień dobry. Wracasz ze mną?- spytała mama, gdy znalazła się obok nas.
- Dzień dobry pani doktor- chłopcy odpowiedzieli chórkiem.
- Nie ja jeszcze chwilę zostanę. Co z nim?- spojrzałam na mamę.
- Ma zapalenie oskrzeli, ale na szczęście dosyć słabe. Wypisałam receptę, więc jeśli któryś z was mógłby kupić mu te te lekarstwa, było by bardzo dobrze- podała świstek Liamowi, po czym wyszła z domu.
- Znasz tą babkę, z mega tyłkiem?- spytał Hazza z uśmiechem niemalże od ucha do ucha.
- Tak Harry, to była moja mama, ta z tym mega tyłkiem- chłopak zrobił się cały czerwony, a pozostali zaniemówili.
- Twoja mama chyba pomyliła zawody- westchnął Nialler.
- Czemu tak uważasz? I tak w ogóle to kim by miała być?
- No jak to kim? Modelką- na te słowa chłopaka wybuchłam donośnym śmiechem. Moja mama modelką, no może jest wysoka, dosyć zgrabna i jeszcze młoda, ale z modelka z niej żadna.
- Merry, tęsknię za tobą- z góry doszło nas wołanie Louisa, a jego głos brzmiał jakby Lou miał porządnego kaca.
- A za mną?- krzyknął Harry, a w tym momencie w domu zapanowała głucha cisza.
Uśmiechnęłam się do chłopaków, a następnie powędrowałam do mojego chorego Louisa. Chłopak był strasznie blady, a jego kasztanowe włosy sterczały we wszystkie możliwe strony.
- Co tak długo?- zapytał, gdy stanęłam przy jego łóżku.
- Rozmawiałam z chłopakami, bo wrócili już ze szkoły- odpowiedziałam, siadając na krześle.- Ale i tak zaraz będę szła na przystanek, bo nie chcę wracać po ciemku tak jak wczoraj.
- Jak to wracałaś piechotą? Nikt cię nie odwiózł? Już ja sobie porozmawiam z tymi samolubami- na jego twarzy malowała się złość.
- Dobra nie panikuj, przecież nic mi się nie stało- uspokoiłam go pocałunkiem w czoło.
Dni mijały mi dosyć szybko. Co prawda miałam wielkie zaległości do odrobienia w szkole. Mianowicie zaległe kartkówki i prace klasowe. W tym czasie Louis wracał do zdrowia. Chłopcy odegrali kawał dobrej roboty i cały czas się nim zajmowali. Najlepsze jest to, że wielkimi krokami zbliżał się sylwester, na którego nie miałam jeszcze żadnych planów. W pewnym momencie, gdy chciałam wyjść do chłopaków, zatrzymała mnie moja troskliwa mama.
- Gdzie idziesz? Późno już jest- powiedziała surowo, a ja nie miałam pojęcia o co jej chodzi.
- Do Louisa, a gdzie mam iść?
- Cały czas tylko ten Louis i Louis, a co z nauką i ze mną, co z naszymi pogaduszkami, sylwestra pewnie też spędzę sama.
- Mamo, dobra obiecuję, że sylwestra spędzę w domu, ale teraz naprawdę muszę iść- byłam pewna, że Louisowi się nie spodoba, że sylwestra spędzę we własnym domu. No ale taka prawda, że ostatnio bardzo zaniedbuję relacje z mamą.
- Wróć przed dwunastą i najlepiej nie sama- rzuciła do mnie, kiedy otwierałam drzwi.
Po drodze do chłopaków, dostałam jeszcze SMS-a od Lou, czy już idę.*Niecierpliwy głuptas* odpisałam mu, a po około dwóch minutach byłam już pod drzwiami mojego „drugiego” domu. Gdy chciałam już chwycić za metalową klamkę, owe drzwi energicznie się otworzyły, a na moje nieszczęście ja stałam się ich ofiarą. Najbardziej ucierpiał mój nos. Kiedy przyłożyłam do niego dłoń spostrzegłam, że sączy mi się z niego krew.
- Boże Merry. Co ci się stało?- spytał Lou, bo to właśnie on był sprawcą tego drobnego, ale bolesnego wypadku.

- Poza tym, że oberwałam drzwiami prosto w nos, to nic- odpowiedziałam, przykładając sobie znalezioną w kieszeni spodni chusteczkę, do krwawiącego miejsca.
- Przepraszam, ja tylko chciałem wyjść ci naprzeciw.
- To miłe z twojej strony, ale na przyszłość otwieraj ostrożniej drzwi. A tak w ogóle jak się czujesz?
- Dużo lepiej, chłopaki o mnie dbali. Dobra wchodź, a i jeszcze pewna sprawa, spróbuj nie pokazywać Niallowi tej zakrwawionej chusteczki, bo on na widok krwi wariuje- weszliśmy do środka, a ja poszłam do łazienki zmyć z twarzy zasychającą już krew.
- Ups, przepraszam- powiedział Zayn, który wlazł mi do łazienki i o dziwo z niej nie wyszedł.- Oho, musiało być ostro- dodał, gdy spostrzegł moją chusteczkę na umywalce.
- Oj było- zaśmiałam się.
- Radzę ci ją wyrzucić, albo nawet spalić, bo Niall na widok- nie dałam mu dokończyć.
- Tak już wiem, że na widok krwi strasznie wariuje- wyrzuciłam chusteczkę do kosza na śmieci, po czy zwinnie wyminęłam mulata i powędrowałam do kuchni. Wyjęłam z zamrażarki worek lodu, który przyłożyłam sobie do pulsującego i wciąż bolącego nosa. Wtem do kuchni wszedł blondyn.
- O hej. Co tu robisz? Coś się stało?-spojrzał na worek lodu, na mojej twarzy.
- Dostałam drzwiami od Louisa w nos i polało się trochę krwi. Ale już wszystko jest okay.
- Krwi? Gdzie? Jak? Chyba robi mi się słabo- zaczął histeryzować.
- Niall przestań, nigdzie nie ma już, żadnej krwi!
- To dobrze. A zrobisz naleśniczki?-zrobił do mnie maślane oczka, który i tak nie miałam zamiaru ulec. Sięgnęłam z szafki książkę kucharską i podałam ją chłopakowi.
- Proszę strona 56, tam masz przepis na naleśniki- wytknęłam do niego złośliwie język i wyszłam do salonu, gdzie miałam nadzieję spędzić trochę czasu z Louisem. Jednak jeszcze dobrze by było gdyby on tam był.
- Znajd mnie kotku!- na cały dom rozległ się donośny krzyk Lou.
- Kochanie, ja wiem, że siedzisz w swojej szafie- odkrzyknęłam, po czym pobiegłam na górę do sypialni Louisa. Zwinnym ruchem otworzyłam szafę, z której wysunęła się ręka i wciągnęła mnie do środka.
- I co boisz się?- spytał Louis, gdy już zamknął szafę.
- Oj tak, dosyć mocno. Przytul mnie kotku- wyszeptałam, a chłopak objął mnie w talii i pocałował w czoło.- Muszę ci coś powiedzieć- zaczęłam już normalnym głosem.
- No to słucham- wyszliśmy z szafy, a ja zajęłam miejsce na łóżku.
- Nie dam rady spędzić z wami sylwestra- jego mina znacznie posmutniała.
- Z nami nie, a ze mną?
- Chociaż wiesz co, mam pewien pomysł- zeszliśmy razem do salonu, w którym znajdowali się pozostali chłopcy.
- Mam dla was pewną propozycję- zaczęłam, po tym gdy zasłoniłam im telewizor, w który uważnie się wpatrywali.
- Ej Merry, przesuń się, mecz oglądamy- Zayn, aż wstał z kanapy.
- Zaraz, mam wam coś do powiedzenia.
- To się pośpiesz, bo meczu ja nie zatrzymam- słychać było lekkie wkurzenie w głosie mulata.
-
- Poza tym, że oberwałam drzwiami prosto w nos, to nic- odpowiedziałam, przykładając sobie znalezioną w kieszeni spodni chusteczkę, do krwawiącego miejsca.
- Przepraszam, ja tylko chciałem wyjść ci naprzeciw.
- To miłe z twojej strony, ale na przyszłość otwieraj ostrożniej drzwi. A tak w ogóle jak się czujesz?
- Dużo lepiej, chłopaki o mnie dbali. Dobra wchodź, a i jeszcze pewna sprawa, spróbuj nie pokazywać Niallowi tej zakrwawionej chusteczki, bo on na widok krwi wariuje- weszliśmy do środka, a ja poszłam do łazienki zmyć z twarzy zasychającą już krew.
- Ups, przepraszam- powiedział Zayn, który wlazł mi do łazienki i o dziwo z niej nie wyszedł.- Oho, musiało być ostro- dodał, gdy spostrzegł moją chusteczkę na umywalce.
- Oj było- zaśmiałam się.
- Radzę ci ją wyrzucić, albo nawet spalić, bo Niall na widok- nie dałam mu dokończyć.
- Tak już wiem, że na widok krwi strasznie wariuje- wyrzuciłam chusteczkę do kosza na śmieci, po czy zwinnie wyminęłam mulata i powędrowałam do kuchni. Wyjęłam z zamrażarki worek lodu, który przyłożyłam sobie do pulsującego i wciąż bolącego nosa. Wtem do kuchni wszedł blondyn.
- O hej. Co tu robisz? Coś się stało?-spojrzał na worek lodu, na mojej twarzy.
- Dostałam drzwiami od Louisa w nos i polało się trochę krwi. Ale już wszystko jest okay.
- Krwi? Gdzie? Jak? Chyba robi mi się słabo- zaczął histeryzować.
- Niall przestań, nigdzie nie ma już, żadnej krwi!
- To dobrze. A zrobisz naleśniczki?-zrobił do mnie maślane oczka, który i tak nie miałam zamiaru ulec. Sięgnęłam z szafki książkę kucharską i podałam ją chłopakowi.
- Proszę strona 56, tam masz przepis na naleśniki- wytknęłam do niego złośliwie język i wyszłam do salonu, gdzie miałam nadzieję spędzić trochę czasu z Louisem. Jednak jeszcze dobrze by było gdyby on tam był.
- Znajd mnie kotku!- na cały dom rozległ się donośny krzyk Lou.
- Kochanie, ja wiem, że siedzisz w swojej szafie- odkrzyknęłam, po czym pobiegłam na górę do sypialni Louisa. Zwinnym ruchem otworzyłam szafę, z której wysunęła się ręka i wciągnęła mnie do środka.
- I co boisz się?- spytał Louis, gdy już zamknął szafę.
- Oj tak, dosyć mocno. Przytul mnie kotku- wyszeptałam, a chłopak objął mnie w talii i pocałował w czoło.- Muszę ci coś powiedzieć- zaczęłam już normalnym głosem.
- No to słucham- wyszliśmy z szafy, a ja zajęłam miejsce na łóżku.
- Nie dam rady spędzić z wami sylwestra- jego mina znacznie posmutniała.
- Z nami nie, a ze mną?
- Chociaż wiesz co, mam pewien pomysł- zeszliśmy razem do salonu, w którym znajdowali się pozostali chłopcy.
- Mam dla was pewną propozycję- zaczęłam, po tym gdy zasłoniłam im telewizor, w który uważnie się wpatrywali.
- Ej Merry, przesuń się, mecz oglądamy- Zayn, aż wstał z kanapy.
- Zaraz, mam wam coś do powiedzenia.
- To się pośpiesz, bo meczu ja nie zatrzymam- słychać było lekkie wkurzenie w głosie mulata.
-
Więc mam- zerknęłam na Zayna, który spoglądał to na mnie, to na swój zegarek.- zapraszam was do mnie na sylwestra.
- Ale, że wszystkich?- spytał Lou.
- Tak słonko, wszystkich- szczególnie podkreśliłam słowo „wszystkich”.
- Gool!- na cały salon rozległ się krzyk komentatorów sportowych.
- Merry przesuń się!- głos zabrał, siedzący do tej pory cicho Harry.
- Nie. Macie mi odpowiedzieć, czy przyjedziecie.
- Tak!- krzyknęli wszyscy razem.
- Ale...- Zayn nie dał mi dokończyć, bo podszedł do mnie i perfidnie podniósł i przestawił w inne miejsce jak jakąś bezużyteczną rzecz.
- Hej, co ja jestem? To nie było miłe Malik.
- Louis, możesz uciszyć swoją dziewczynę?- warknął Harry.
- Merry, to jest naprawdę bardzo ważny rzecz, mogłabyś się uciszyć, bo nam przeszkadzasz, a twoje teorie mogą poczekać- nie mogłam uwierzyć w jego słowa. To bolało.
- Mogę- odburknęłam, a w oczach zaczęły gromadzić mi się łzy. Nie miałam ochoty na nich patrzeć. Chwyciłam tylko moją kurtkę i pobiegłam do przedpokoju założyć buty. Z oczu spłynęła mi pojedyncza łza.
- Zaczekaj! Ja nie chciałem cię urazić- krzyknął Lou, gdy otwierałam już drzwi.
- Ale uraziłeś. Wracaj na swój głupi mecz
- To wróć ze mną- złapał delikatnie zimną dłoń, którą od razu wyrwałam z jego uścisku.
- Nie mam ochoty. Chcę wrócić do domu.
- Odwiozę cię- zaproponował, szukając w kieszeni spodni kluczyków.
- Nie ma takiej potrzeby. Zrozum, że to co powiedziałeś mnie zabolało.
___________________________________
Na dzień dzisiejszy zawieszam bloga na miesiąc. No niestety, robię to ponieważ wszystko maleje statystyki, komentarze, nikt nie chce komentować, a to pomaga mi pisać dalej :( Może się rozmyślę i będę kontynuować pisanie, tylko musicie mi dać jakąś satysfakcję, żebym robiła to dalej. Jeśli będzie 10 komentarzy odwieszę bloga, jeśli nie to do zobaczenia za miesiąc :)



piątek, 20 lipca 2012

Rozdział 13


- Ej dziewczyny, bo nas fajne momenty omijają- wtrąciła Julia, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna, ponieważ nie miałam ochoty ciągnąć tematu poruszonego przez Megan.
Na filmie nie mogłam skupić się w ogóle, bo moja głowa zawalona była myślami. Nastawiłam sobie budzik na szóstą i nie zwracając uwagi na przyjaciółki, położyłam się na materacu i zasnęłam. Jedno szczęście, że w nocy nie dręczyły mnie jakieś senne koszmary.
Gdy rano zadzwonił budzik pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było odczytanie SMS-a od Lou, którego wysłał jeszcze wczorajszego dnia. Pytał się gdzie ma po mnie przyjechać, na co ja odpisałam, że do mojego domu. Następnie powędrowałam do łazienki, aby się ubrać i doprowadzić do porządku. Kiedy wróciłam do pokoju, dziewczyny już się po nim krzątały. Wpakowałam swoje rzeczy do torby, po czym podziękowałam i pożegnałam się z przyjaciółkami. Pod własnym domem byłam już o ósmej czterdzieści, więc jeśli Lou nie kłamał miałam jeszcze dwadzieścia minut do jego przyjścia. Rozpakowałam swoje ciuchy, a już pięć po siódmej usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół w samych skarpetkach i otworzyłam drzwi.
- Hej marcheweczko- niech on już skończy z tym warzywem.
- Lou, czy ty nie możesz spać w domu, czy coś?- powiedziałam to strasznie zaspanym głosem.
- No bez ciebie to tak nie bardzo- zażartował.- A ty przypadkiem, nie miałaś nocy spędzić u koleżanki?
- A czy ktoś mówi, że nie spędziłam?- z jakiegoś nieznanego mi powodu, zaczęłam szeptać.- Jest jakaś szansa, żebyś dał mi się przespać z jakąś godzinkę, może dwie?- uśmiechnęłam się do niego.
- Nie ma takiej opcji, śpi się w nocy, a ty wczoraj obiecałaś mi poświęcić cały dzień, więc chcę to w pełni wykorzystać- uśmiechnął się triumfująco. Gdy na niego spojrzałam, wtem chyba cały jego zapał przeszedł na mnie, abym darowała sobie drzemkę.- To co dzisiaj robimy.
- To- pokazałam mu dwa bilety.
- Hej, hej, na Majorkę to my lecimy dopiero po nowym roku- wtem zerknęłam na to co trzymam w ręce.
- Ups- szybko wymieniłam bilety na te do zoo.- Pomyliło mi się, a to pewni przez to, że nie dałeś mi się wyspać- zaśmiałam się krótko.
- Umm. Już nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w zoo.
- Dobra, dobra, nie ma czasu na wspomnienia- stwierdziłam żartobliwie.- Idę się przebrać do łazienki, poczekaj chwilkę.
- Wiesz, nie musisz iść aż do łazienki żeby się przebrać- Louis spojrzał na mnie takim jakimś podejrzanym wzrokiem.
- Louis zboczuchu- chwyciłam ubrania z szafy, po czym pomachałam chłopakowi i wyszłam z pokoju.
- Ślicznie wyglądasz- powiedział Lou na mój widok, jednak ja osobiście czułam się zwyczajnie. Związałam włosy w kitka, po czy wyszliśmy z domu, wcześniej zostawiając kartkę dla mamy z informacją gdzie i z kim będę.
- Chcesz marchewkę, marcheweczko?- spytał Lou, gdy wsiedliśmy do jego nowego auta.
- Nie, nie chcę ani marchewki, ani żebyś mnie tak nazywał- moje nerwy już nie wytrzymały, bo przecież ile można słuchać, jak ktoś do ciebie mówi jak do warzywa.
- Okay, nie spinaj się tak. Pasy Merry- szczególnie podkreślił moje imię.
- Już się robi panie kapitanie- posłusznie zapięłam pasy bezpieczeństwa i dałam słodkiego buziaka Louisowi w policzek.
Po około dwudziestu minutach zaczęliśmy błądzić, nie znanymi mi dotąd ulicami Londynu.
- Louis, czy ty w ogóle wiesz jak tam dojechać?
- Ymm, no w sumie to nie- odparł, drapiąc się w głowę.- Ale zaraz, zaraz Niall ostatnio był w zoo, możesz do niego zadzwonić?
- O Super. Okay już dzwonię. A on przypadkiem nie jest jeszcze w Irlandii?
- Nie, wrócił dzisiaj rano.
- Hej Niall. Takie jedno pytanko, wiesz jak dojechać do zoo?- od razu przeszłam do rzeczy.
- A gdzie teraz jesteście?
- Koło Big Bena. Louis zjedź na chwilę na pobocze.
- Okay, to w takim razie musicie obok muzeum narodowego skręcić w lewo, później jedziecie cały czas prosto, aż dojedziecie do ronda, na rondzie zjeżdżacie na trzeci zjazd i wtedy znowu w lewo i jak po prawej stronie będziecie mijać kościół, to za kościołem w pierwszą ulicę prawo i później już cały czas prosto i po lewej będzie zoo.- ten to chyba całą mapę Londynu zna na wylot.
- Jej Niall, jesteś wielki, dziękuję- już chciałam się rozłączyć, ale chłopak mnie powstrzymał.
- Moglibyście kupić mi kilogram żelków w czekoladzie, które sprzedają obok wybiegu tygrysów?
- Nie no okay. To cześć- rozłączyłam się, po czym powtórzyłam Louisowi informację jak dojechać do naszego celu.
Dzięki wskazówkom Nialla, nie mieliśmy już najmniejszego problemu z odnalezieniem zoo. W związku, że była zima z łatwością udało nam się znaleźć miejsce parkingowe. Pośpiesznie wyjęłam wydrukowane wczorajszego wieczora bilety, a następnie podałam je kobiecie, która stał przed bramą ogrodu zoologicznego. Całe szczęście, na start dostaliśmy mapki z planem gdzie co jest, bo jeszcze tutaj byśmy się pogubili.
- Gdzie idziemy? Prawo, lewo, może prosto- spojrzałam pytająco na mojego towarzysza.
- Lewo- pociągnął mnie w stronę małp.- Popatrz, czy one nie wyglądają jak Liam?- zażartował Louis. Natomiast małpy okazały się rewelacyjne. Mieliśmy z nich niezły ubaw. Kolejno poszliśmy do: słoni, żyraf, ptaków, tygrysów, kangurów i można tak jeszcze długo wymieniać.
- Zostały nam jeszcze pająki i inne robale- stwierdził Lou jakieś cztery godziny później.
- Fuj, może je sobie podarujemy?- zapytałam, a na samą myśl o włochatych i wielkich pajęczakach, przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Nic sobie nie będziemy odpuszczali, chodź już moja marudo.
- Idź sam, a ja poczekam tutaj- powiedziałam do chłopaka, gdy staliśmy przed budynkiem, który już z zewnątrz strasznie mnie przerażał.
- Nie, no chodź- pociągnął mnie za rękę, ale jakoś udało mi się wyrwać z jego uścisku i zaczęłam się cofać.
- Louis ja nie chcę!
- Przestań! Musisz przełamać swój strach- podszedł do mnie zwinnie, chwycił w talii i wziął na ręce, natomiast ja zaczęłam krzyczeć i się szarpać, jednak na nic się to nie zdało. Chwilę później byłam już w tym przeklętym pomieszczeniu, pełnym szklanych terrariów. Gdzie się nie spojrzałam widziałam pająki. Wielkie, włochate i obrzydliwe pająki. Gdy Louis zapatrzył się na jakiś szczególny okaz robala, ja wykorzystałam okazję i uciekłam. Nie chciałam oddalać się za bardzo, więc po prostu usiadłam na najbliższej ławce. Nerwowy Lou na zewnątrz pojawił się dosyć szybko, a gdy tylko mnie dostrzegł momentalnie się uspokoił.
- Nie zmuszaj mnie nigdy więcej, dobra?- spojrzałam na niego surowo.

- No dobra. Co teraz?- spytał Lou, chwytając mnie w pasie.
- Musimy iść po te żelki dla Nialla- odparłam, bo skoro mu to obiecałam, to tą obietnicę muszę dotrzymać.
- Dzień dobry- powiedziałam, kiedy staliśmy już koło budki z przeróżnymi słodkościami.
- Co dla was dzieciaki?- zapytał łysy sprzedawca.
- Kilogram, albo nie dwa kilogramy żelek w czekoladzie- odpowiedziałam, po kilku minutowym zastanowieniu się.

- Dacie radę to wszystko zjeść?- w końcu chyba musiał zadać to pytanie.
- Nie, nie, to nie dla nas, tylko dla kolegi, który je uwielbia- wytłumaczyłam, lekko się przy tym uśmiechając.

Bramy zoo przekroczyliśmy dopiero o siedemnastej, całkowicie wykończeni. Musiałam jeszcze wstąpić do domu chłopaków, dostarczyć Niallowi żelki do rąk własnych.
- Zostaniesz na noc?- spytał Louis, gdy wracaliśmy do domu samochodem.
- Hola, hola nie przyzwyczajaj się, to że u was jeden weekend nie znaczy, że to teraz będzie tak systematycznie. Mam duże zaległości w szkole- odpowiedziałam.
- Osz ty- cmoknął mnie w policzek.
- Louis patrz jak jedziesz!- krzyknęłam panikującym głosem.
Chyba przez, to że się nie wyspałam nie miałam zbytnio dobrego nastroju i poczucia humoru. Jakoś nie mogę zaliczyć tego dnia do tych szczególnych i za razem wyjątkowych.
- Jesteśmy- przerwał moje rozmyślania, cichym głosem, natomiast ja wyskoczyłam z samochodu łapiąc swoją torebkę i spory worek z żelkami.
____________________________________________________________


środa, 18 lipca 2012

Rodział 12


- No hej Louis, dzięki za te miłe słówka- wtrąciła Danielle, a przy naszym stoliku zapanowała zupełna cisza.- Tak to ja. No dobra- Danielle odpowiadała na pytania, których nie byłam w stanie usłyszeć.- No kilku się za nią oglądało, ale ona żyje tylko myśląc o tobie- zakończyła rozmowę, po czym podała mi rozgrzany telefon
- Ale on zazdrosny- stwierdziła, biorąc łyka zamówionej wody.
- Tak wiem, dobra opowiadaj jak się poznaliście z Liamem- podsunęłam temat, ale od razu zrozumiałam, że to nie był dobry pomysł. Dziewczyna tak się wciągnęła, że jej usta nie przestały się zamykać, aż do czasu, gdy kelnerka przyniosła nasze pizze.
- I co? Rozmawiałaś z mamą o tym wyjeździe na Majorkę?- spytała dziewczyna, gdy ja wkładałam do ust kawałek ciasta.
- Tak. Początkowo nie podobał jej się ten pomysł, szczególnie to że mam mieć wspólny pokój z Louisem, więc postawiła swój warunek. Mianowicie że w pokoju mam być z tobą- dziewczyna podniosła na mnie wzrok.- Ale nie musisz się martwić, bo ja i tak będę z Lou. Tylko byle moja mama się o tym nie dowiedziała- od razu wytłumaczyłam jej jaki mam plan.
- Nie, no okay- skończyła ten temat i zabrała się za jedzenie pizzy.
- Hej dziewczyny, możemy się dosiąść?- do naszego stolika podeszło dwóch chłopaków. Oboje ostrzyżeni, ala Justin Bieber. No czyli jednym słowem skejci, których w Londynie chodzą setki.
- My już kończymy- odparła Danielle, przewracając oczami.
- To może przejdziecie się z nami na jakiś spacer- zaproponował ten wyższy, patrząc się na Danielle, jak jakiś pies.
- Mamy babski dzień i nie potrzebujemy waszego towarzystwa- odpowiedziałam pewnym siebie głosem, po czym podałam kelnerce pieniądze i zaczęłam zakładać kurtkę.
- Dobra Jake, zostawmy te dziewice, bez życia, przyszłe zakonnice- odparł chłopak.
- Jak chcecie jakieś dziwki do pieprzenia się z nimi to poszukajcie je na swoich skate parkach- powiedziała im prosto w twarz.
Zrobiłam wielkie oczy, chłopcy opuścili lokal, coś tam bełkocąc do siebie pod nosem. Natomiast my w drodze powrotnej weszłyśmy jeszcze do nowo otwartego sklepu z butami. To właśnie była moja bajka, bo co jak co, ale buty to ja w prost uwielbiam. Gdy przechodziłam obok półki z nową kolekcją, od razu dostrzegłam śliczne, brązowe na małym obcasie, no dobra nie aż na takim małym, sandałki. Co z tego że była zima, mimo to i tak je przymierzyłam. Były cudowne i strasznie wygodne.
- Wyglądasz w nich bosko, Louisowi pewnie się spodobają- nawet bez tych słów kupiłabym te buty.
- To wszystko?- spytała sprzedawczyni, gdy podeszłam z pudełkiem do lady.
- Myślę, że tak.
- Razem czterdzieści osiem funtów- podałam kobiecie gotówkę, po czym wyszłam uśmiechnięta przed sklep, już chciałam udać się do domu, gdy przypomniałam sobie o Danielle. Wróciłam się do sklepu, a Danielle znalazłam bez problemu, przymierzała właśnie czarne szpilki, które niesamowicie podkreślały jej długie, szczupłe nogi, o których ja marzyłam od lat. Ostatecznie i ja i Danielle wyszłyśmy z obuwniczego z reklamówkami w rękach.
- Kiedy wraca Liam?- spytałam, gdy dziewczyna odpisywała na SMS-a, a na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
- Właśnie mi napisał, że za pół godziny będzie w Londynie- a to szczęściara, ja na Louisa muszę sobie poczekać jeszcze kilka dni, bo jego wyjazd niestety się przedłużył.
- To pozdrów go ode mnie- uśmiechnęłam się.
Po chwili ja skręciłam w moją ulicę, a Danielle poszła prosto na przystanek autobusowy. Tak właśnie nasze dzisiejsze spotkanie dobiegło końca. Przez resztę dnia chodziłam po domu w nowych butach, które oczywiście nie spodobały się mojej mamie, ale jej to ciężko w czymś dogodzić. Wieczorem porozmawiałam jeszcze przez chwilę z Louisem, który co chwilę przepraszał mnie za to, że tak dzisiaj na mnie i Danielle najechał. Gdy skończyłam rozmowę wpadłam na pomysł zrobienia Lou małej niespodzianki. Wydawało się być to dosyć fajne, więc zamówiłam przez internet dwa bilety do zoo na wtorek. Ostatni dzień wolnego wśród zwierząt, zieleni i oczywiście z moim Lou.
   - Hej Julia, idziemy jutro na łyżwy?- zadzwoniłam jeszcze do swojej przyjaciółki, która strasznie się ucieszyła, że jeszcze o niej pamiętam.
   - No pewnie, a może jeszcze przyjdziesz do mnie na noc, ściągnę Megan i zrobimy sobie babski wieczór?- zaproponowała dziewczyna.
   - No wiesz, bo Louis jutro wieczorem wraca i tak sobie myślałam...- nie zdążyłam dokończyć, bo dziewczyna mi przerwała.
   - Merry przestań, masz go na co dzień, przeżyjecie ten jeden dzień i noc bez siebie.
   - Ok, niech ci będzie- odłożyłam telefon, po czym wgramoliłam się do ciepłego łóżka i momentalnie usnęłam. Obudziłam się dopiero o jedenastej, ale mimo wszystko czułam się być wypoczęta.
   Lodowisko było zupełnie puste, nie licząc naszej trójki. Przez trzy godziny wygłupiłyśmy się na lodzie, co chwilę lądując tyłkiem na zimnym lodzie. Tak naprawdę nie powinnam jeszcze jeździć ze względu na moją nogę, ale stwierdziłam, że przecież i tak nic mi nie będzie. Nie bolała mnie już od dłuższego czasu i to dla mnie było najważniejsze.
   W drodze do domu Julii, wstąpiłyśmy jeszcze do wypożyczalni filmów DVD, po jakiś horror. Wybór padł na "The Ring" i coś tam o egzorcyzmach. Z całego serca nie cierpię horrorów, ale w taką noc z najlepszymi przyjaciółkami każdy może się poświęcić. Przygotowałyśmy popcorn i napoje, po czym rozsiadłyśmy się przed telewizorem. Ja od samego początku zakrywałam sobie oczy dłonią, bądź poduszką. Zresztą za każdym razem oglądanie tego typu filmów tak u mnie wyglądało.
   W pewnym momencie w salonie zapanowała zupełna cisza, a ja powstrzymywałam się już dłuższą chwilę od zamykania oczu. Jedynym co można było usłyszeć była drażniąca muzyka dochodząca z głośników przy telewizorze. To był taki moment, jakby ktoś zaraz miał  skądś wyskoczyć i zabić głównego bohatera. Wtem jak nigdy nic rozległ się dźwięk mojego telefonu i dosyć głośna piosenka, którą wczoraj sobie ustawiłam. Wszystkie zaczęłyśmy krzyczeć, a ja bałam się sięgnąć po telefon, który jakimś cudem znalazł się pod kanapą. Jednak kiedy dźwięk nie chciał ustać szybkim ruchem wyjęłam komórkę i przyciągnęłam do siebie. Całe szczęście, że nie był to jakiś numer prywatny, czy nie znany, tylko mój Lou.
   - No słucham ja ciebie kochanie.
   - Hej Marcheweczko, gdzie jesteś? Stoję pod twoim domem już pół godziny i nikt mi nie chce otworzyć- po raz pierwszy w calutki życiu ktoś nazwał mnie marcheweczką, w ogóle jakimś jedzeniem.
   - Marcheweczko?- spytałam lekko burzona.
   - Ja kocham marchewki i ciebie, więc, a z resztą nie ważne. To gdzie jesteś?
   - U koleżanki, oglądamy film- odpowiedziałam spokojnie.
   - Ej, ale ja się za tobą stęskniłem- głos Lou nie co posmutniał, gdy dowiedział się, że nie ma mnie w domu.- Może podjadę po ciebie i gdzieś skoczymy, to na jakiej ulicy jesteś?- zaproponował już normalnym tonem.
   - Louis nie. Mamy jutro cały dzień dla siebie, a dzisiaj chcę spędzić trochę czasu z przyjaciółkami.
   - Powiadasz cały dzień?
   - No tak- odparłam krótko.
   - Okay to będę o siódmej- nie zdążyłam zaprotestować, bo chłopak się rozłączył.
   - Nie wierzę własnym uszom- powiedziała Megan patrząc na mnie ze zdziwieniem na twarzy- Po raz pierwszy się mu postawiłaś, no nieźle. 
_______________________________________
Do dupy to opowiadanie ;/ 

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 11


- Louis zrób coś , to boli!- wykrzyczałam, bo byłam wściekła, że chłopak tylko się we mnie wpatrywał.
- Dobra, rozumiem- wyjął z kieszeni telefon, po czym oddalił się i zadzwonił po kogoś.
- Dzwoniłeś po chłopaków?- zapytałam się go, nadal płacząc.
- Nie, nie ma ich jeszcze w Londynie- w tym momencie podjechała w naszą stronę karetka, z której wyskoczyło dwóch ratowników medycznych.
Gdy ujrzeli mnie mnie całą zapłakaną, a w dodatku jęczącą z bólu, od razu d mnie podbiegli. Zaczęli robić coś przy mojej kostce, za którą wcześniej się trzymałam, co mnie tak bolała, że zaczęłam niekontrolowanie piszczeć.
-Złamana- oznajmił jeden z nich.- Musimy zabrać cię do szpitala- dodał chwilkę później.
- No super jeszcze tego mi brakowało- mruknęłam sama do siebie, kiedy mężczyźni usiłowali mnie podnieść.
- Mogę jechać z...- zaczął Lou.
- Tak możesz, wskakuj do przodu- odpowiedział mężczyzna na niedokończone pytanie Louisa.
Nienawidzę szpitali! Pełno w nich marudzących, poważnych ludzi, a do tego ten ohydny zapach. Posadzono mnie na wózku, po czym w mgnieniu oka znalazłam się w jakimś nie za dużym pomieszczeniu. Najpierw zrobili mi prześwietlenie, później nastawili nogę i ostatecznie wsadzili w gips. Gdy wyszłam na korytarz, Louis stał tam już lekko poddenerwowany, a obok niego moja mama. Spojrzałam pytająco na chłopaka, ale ten tylko się uśmiechnął i usiadł na krzesło.
- Możemy już stąd wyjść?- zaczęłam, a usłyszawszy to Louis, podszedł do mnie i objął mnie w talii. Chciał po prostu służyć mi za podpórkę.
Plusem w tym całym, dzisiejszym zdarzeniu było to, że dostałam dwutygodniowe zwolnienie z chodzenia do szkoły. Natomiast na wuef mogłam wrócić dopiero za dwa miesiące. W drodze do domu zajechałam jeszcze z mamą do sklepu kupić kule, abym jakoś sprawnie mogła się poruszać. Mimo, nastawienia i wsadzenia mojej kostki w gips, cały czas odczuwałam niemiły ból w niej.
- Co chcesz na kolację?- zapytała mama, gdy weszłyśmy do domu.
- Nic, dzięki, jestem wykończona, chyba pójdę już się położyć- oznajmiłam, po czym pokuśtykałam do swojego pokoju na piętrze. Ostatecznie udało mi się przebierać w piżamkę i wgramolić do ciepłego łóżka
następnego dnia obudził mnie straszliwy ból w kostce, którą musiałam w coś przywalić przez sen. Mamy nie było już w domu, bo miała jechać trochę szybciej do pracy, aby po drodze zawieść do szkoły jeszcze moje zwolnienie. Całe dwa tygodnie wolnego, no cóż przyda mi się trochę wolnego. Jednak już od samego ranka zaczęło mi się nudzić, a co dopiero znaleźć sobie zajęcie do końca miesiąca. Po śniadaniu zadzwoniłam do Louisa, ale ten nie odbierał. Najwidoczniej był już w szkole. Następnie wybrałam numer do Harrego.
- Halo?- usłyszałam zachrypnięty, głos po kilku sygnałach.
- Hej Harry, co to za dziwny głos?- zapytałam.
- Powiedzmy, że się trochę przeziębiłem po tych wszystkich koncertach- odpowiedział powoli, bo cały czas przerywał mu kaszel.
- Idziesz dziś do szkoły?- zmieniłam temat, aby nie przeciągać.
- Nie, a co? Chcesz przyjechać?
- Jeśli mogę. Nie wytrzymam całego dnia siedząc w domu i gapiąc się w ekran telewizora.
- Dobra to czekam na Ciebie- nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo Harry już perfidnie się rozłączył.
Jak się okazało do szkoły poszedł tylko Louis i Zayn, pozostali, nie licząc chorego Hazzy, zrobili sobie dzień wolny od zajęć.
- U nie ciekawie to wygląda- stwierdził Liam gdy mnie zobaczył, a raczej gips na mojej nodze.- Co ten Lou z tobą wyprawia, że są takie skutki?- uśmiechnął się do mnie, po czym zniknął gdzieś za drzwiami od piwnicy. Nie miałam zielonego pojęcia w jakim cele on się tam udał.
Jednak kilka sekund później wyłonił się zza drzwi z małym, kolorowym pudełkiem w rękach.
- Hej chłopaki, znalazłem- Liam krzyknął na cały głos.
Chwilę później w salonie znaleźli się Niall i Harry z czerwonym nosem i w szlafroku. Na ich twarzach gościły takie jakieś podstępne uśmieszki. Nie zwracając większej uwagi na nich, zajęłam wolne miejsc na kanapie.
- Brawo Liam, ja chcę zielony- Niall podszedł żwawo do Payna i sięgnął ręką do pudełka, z którego wyjął marker o wspomnianym przez niego wcześniej kolorze.
- Merry jesteś gotowa?- usłyszałam zza pleców głos Hazzy.
- Nie zupełnie wiem na co mam być gotowa- wszyscy chłopcy podeszli do mnie i o dziwo zajęli miejsce na podłodze.
- Jak to na co? Na przyozdobienie tego brzydkiego gipsu- w jednej chwili rozległ się dźwięk otwieranych markerów, a nie wiedziałam za bardzo co mam zrobić w takiej sytuacji.
Z zaciekawieniem przyglądałam się powstającym na mojej nodze obrazkom i napisom. Niall narysował mi z piętnaście czterolistnych koniczyn różnych rozmiarów, Liam napisał „ Never say never” , co od razu skojarzyło mi się z piosenka Justina Biebera, o takim właśnie tytule. Natomiast Harry narysował mi goryla. Tak mi się bynajmniej wydawało, bo równie dobrze mogło być to wszystko. Na koniec chłopcy jeszcze podpisali się każdy pod swoim dziełem i dorysowali pełno serduszek.
- Urocze- skomentowałam, gdy przyjrzałam się końcowej wersji ich dzieła. Chwilę później do domu weszli Louis i Zayn. Mina Lou na mój widok była rewelacyjna, tak słodko się uśmiechnął, po czym podszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Przy okazji nadepnął mi na nogę, na co ja cicho zapiszczałam. Cały Louis.
- Co tu robisz?- zapytał, gdy uwolnił mnie z silnego uścisku.
- Przyjechałam poplotkować trochę na twój temat z chłopakami- zażartowałam.
- Co to ma być?- spytał Louis, wskazując palcem na moją złamaną nogę.
- Jak to co? Gips- uśmiechnęłam się do niego.
- Czemu mi ją oszpeciliście, jakimiś brzydkimi rysunkami. Co to goryl?- Lou spojrzał na kolegów, którzy zupełnie olali to pytanie.
- Masz ochotę gdzieś się przejść?- zapytał Lou.
- Wiesz muszę iść po prezenty dla mamy i przyjaciółek, więc jak chcesz możesz mi potowarzyszyć, tylko wiesz, ja z tą nogą nie będę szybko chodzić.
Louis bez zastanowienia, zgodził się. Oj chyba nie wiedział jak wyglądają zakupy w moim towarzystwie, to moje niekontrolowane niezdecydowanie. Wybraliśmy się do najbliższej galerii handlowej. W sklepach spędziliśmy jakieś cztery godziny, a ja i tak nie byłam zadowolona z tego co kupiłam. Louisa, natomiast trzymałam cały czas przy sobie, bo wszędzie, aż roiło się od fanek, które i tak do nas podchodziły prosiły Louisa o zdjęcie, autografy i pytały, czy jesteśmy parą, na co chłopak odpowiadał prawdę, że tak jesteśmy. Najbardziej jednak zdziwiło mnie, jak jedna dziewczyna pierw poprosiła o zdjęcie z Louisem, a później ze mną. Odmówiłam, bo jakoś nie czułam się nie wiadomo kim, żeby ludzie robili sobie ze mną zdjęcia, nie jestem nikim slawnym.
Nie obejrzałam się, a już minął miesiąc od mojego upadku ze schodów, a z mojej nogi zniknął gips. Jednak i tak cały czas musiałam chodzić o kulach. Chłopcy strasznie ubolewali nad tym, że ich dzieło tak po prostu wylądowało w szpitalnym koszu na śmieci.
Do świąt Bożego Narodzenia zostały tylko dwa dni. Jednak Wigilię po części obchodziłam już dzisiaj. W związku z tym, że chłopcy na święta wyjeżdżali do swoich rodzin, postanowiliśmy przyspieszyć naszą wspólną wigilię, którą zorganizowali Liam i Harry. Ja miałam przyjechać tylko na gotowe.
Założyłam jedną ze swoich ulubionych sukienek, którą przyozdobiłam brązowym paskiem. Na mojej szyi widniał naszyjnik od Louisa, którego w ogóle nie zdejmowałam. Umalowałam się delikatnie, po czym zabrałam się za pakowanie prezentów dla chłopaków. Do domu moich przyjaciół zawiozła mnie mama, ponieważ w okresie świątecznym autobusy jeżdżą rzadziej, a nie chciałam iść piechotą z tymi wszystkim torebkami.
- To udanej Wigilii słonko- powiedziała mama, gdy wysiadałam z samochodu.
- Hej, jest tutaj ktoś?- weszłam do ich domu, oszczędzając sobie pukania do drzwi. Cały parter był przyozdobiony różnymi lampkami i dekoracjami. Na środku stał wielki, wypełniony po brzegi jedzeniem stół.- Halo Louis, Harry, ktokolwiek...- zaczęłam się niecierpliwie rozglądać po pokoju, a następnie weszłam do kuchni, w której też nikogo nie było. W pewnym momencie zgasło światło, a wkoło nastała ciemność. Chciałam podejść w stronę włącznika światła, ale potknęłam się o coś i z ogromnym hukiem wylądowałam na podłodze.
- Boże co to było?- doszły mnie paniczne słowa Nialla.
- Nie nic, to tylko ja się przewróciłam, przez waszą głupotę- odparłam, a po tych słowach zapaliło się światło, rozświetlając ponownie salon.
- Dzięki, niezdara ze mnie, macie tu gdzieś choinkę, bo muszę odłożyć prezenty?
- Po co nam choinka, ona tylko denerwuje, kiedy się na nią patrzy i widzi wszystkie prezenciki, których jeszcze nie można odpakować- stwierdził Liam.
- Aha, okay. To proszę- podałam im upominki, zostawiając sobie Lou na koniec.- I tak wiesz co w niej jest, więc przepraszam, że nie będzie to dla ciebie jakaś miła niespodzianka- uśmiechnęłam się wręczając Louisowi paczkę, którą od razu zaczął odpakowywać.
- Wiesz, że jest piękna, nie tak jak ty, ale...- przerwałam mu słodkim i czułym pocałunkiem.
- Kocham cię głuptasie- wyszeptałam, gdy nasze usta się od siebie oddaliły.
- Ja ciebie też kocham, a tak przy okazji mam coś dla ciebie- wyjął spod stołu torebkę na prezenty i mi ją wręczył.
Wyciągnęłam z jej wnętrza bluzkę, bluzkę w paski, a do tego identyczną jaką kupiłam Louisowi, tylko, że damską. Spojrzałam ze zdziwionym wyrazem twarzy na chłopaka.
- Lou, paski? Przecież one są tylko twoje.
- Chciałem połączyć to co najpiękniejsze dla mnie na świecie, a zresztą, jesteś jedyną osoba, która na nią zasłużyła.
- Kocham cię- powtórzyłam.
- Hej gołąbeczki, chcielibyśmy coś wam powiedzieć- Harry, przerwał nam naszą romantyczną chwilę.
- No dawaj Hazz, co to takiego?- krzyknął Louis, obejmując mnie w talii.
- A więc...- zaczął, spoglądając na każdego po kolei.- Yyy, Liam ma dziewczynę- wykrztusił, wytykając język w stronę Payna.
- Harry głupku, nie miałeś tego mówić jeszcze- wkurzył się Liam.
- Szczęścia- powiedziałam krótko, po czym spojrzałam na Louisa, który się do mnie lekko uśmiechnął.
- Stop! To nie o to chodziło- wtrącił Zayn, karcąc wzrokiem loczka.- Mamy dla was prezent, taki wspólny- dokończył.
- Lou, co oni kombinują?
- Nie mam pojęcia, ale szykuj się na najgorsze- odpowiedział mi na ucho, szepcząc.
- Mamy dla was bilety na Majorkę, na dwa tygodnie ferii- dokończył Niall, bo Zayn nie mógł się wysłowić po tym jak odpakował swój prezent, bodajże od Harrego. A teraz wpatrywał się ze zmieszaną miną na żabę w słoiku.
- Robicie sobie jakieś jaja z tą Majorką, prawda?- stwierdziłam z niedowierzaniem w głosie jak i na twarzy.
- Żarty to sobie robi Harry, stary po co mi żaba?!- skomentował Zayn, unosząc słoik do góry, bez przerwy się w niego wpatrując.
Jednak z tą Majorką nikt nie żartował. Liam podszedł do nas i podał mi kopertę w której znajdowały się dwa bilety. Byłam bardzo szczęśliwa, więc wyściskałam jak najmocniej mogłam każdego z chłopaków.
- Jedziemy sami?- wreszcie usłyszałam, głos mojego chłopaka.
- No nie zupełnie. Jadę jeszcze ja z Danielle i Zayn z żabą- zaśmiał się Liam, a wszyscy spojrzeli na niego pytająco.- Przedstawię ją wam dzisiaj, powinna być za kilka minut- dodał, cały czas się uśmiechając.
- Ups- wyjąkał Zayn.
- Co jest?
- Hekla mi zwiała- odpowiedział mulat.
- Jaka znowu Hekla?- zdziwił się Harry.
- No jak to jaka Hekla, nazwałem tak tą żabę od ciebie, panie Styles- wytłumaczył Zayn, a w tym samy momencie rozległo się pukanie do drzwi. Przeniosłam wzrok na Liama, który nagle się zestresował, a poznałam to po jego wyrazie twarzy.
- Liam idź otworzyć- szturchnęłam go.
- Chłopcy i Merry poznajcie moją kochaną dziewczynę- do pokoju weszła wysoka brunetka z pięknymi kręconymi włosami i ciemnymi oczami, którą Liam prowadził za rękę.
W tej sytuacji miałam ogromną ochotę zapaść się pod ziemie, bo przy niej wyglądałam jak jakaś uboga i brzydka krewna.
- Hej wszystkim, jestem Danielle- w salonie zabrzmiał jej melodyjny i delikatny głos.
- Wreszcie jesteś ty paskudny płazie- krzyknął Harry, a twarz dziewczyny przybrała dziwny, skrępowany wyraz.
- Harry, opanuj się, to moja dziewczyna, nie mów tak o niej- Liam stanął w obronie brunetki.
- To nie do niej, tylko do tej niewytresowanej żaby Zayna- loczek schylił się i wyciągnął spod szafy zielony, żywy prezent mulata.- Weź ją stary, a tak na przyszłość staraj się ją pilnować- dodał , wsadzając żabę do słoika.
- Teraz mogliśmy już wspólnie usiąść do stołu. Muszę przyznać, że chłopcy postarali się z tą kolacją. Musiałam popróbować wszystkiego, ponieważ Lou co chwilę wkładał mi coś na talerz, mówiąc, że to on to przygotował i koniecznie muszę to posmakować. Czyli jakieś dwa kilogramy, miałam już murowane.
W pewnym momencie Zayn nic nie mówiąc wstał od stołu, a Danielle dziwnie się na niego spojrzała.
- Idziesz gdzieś?- spytała zaciekawiona.
- Tak, idę zapalić- odpowiedział Zayn, narzucając na siebie czarną, grubą kurtkę.
- To ty palisz?- kolejne pytanie wydobyło się z ust Danielle, a wszyscy zaczęli się śmiać. Dziewczyna zrobiła zmieszaną minę, po której było widać, że nie wie z czego tak się śmiejemy.
- Zayn to stary palacz. Fajki całym jego życia- odpowiedziałam, a Zayn wytknął mi język, po czym wyszedł przed dom.
- No ja już będę się zbierał- zabrał głoś Niall.- Długa droga przede mną.
- Jedziesz już?- spytał Liam.
- Tak mam samolot za dwie godziny, a muszę być szybciej na lotnisku, może jakieś fanki się trafią to mi też zajmie trochę czasu. Zayn zawieziesz mnie?- krzyknął na tyle głośno, by stojący na zewnątrz Zayn mógł go usłyszeć.
Zanim chłopaki wyszli, musiałam jeszcze pożegnać się z Niallem, który mnie tak wyściskał, że wszystko co zjadłam prawie, że podeszło mi do gardła. Następnie wróciłam do stołu, przy którym zostali: Louis, Liam i Danielle. Zaraz coś jest nie tak.
- Em... Gdzie jest Harry?- zrobiłam zdziwioną minę, gdy zorientowałam się kogo brakuje.
- Dobranocka się skończyła, więc poszedł spać. Słodki maluch z niego- Lou uśmiechnął się szyderczo.
- To może ja też już pójdę, bo przecież maluchy powinny już spać- stwierdziłam, po czym wstałam z krzesła.
- Ups, zapomniałem, że jesteście w tym samym wieku- Louis klęknął na jedno kolano i chwycił moją dłoń.- Wybacz mi proszę.
- Louis, uspokój się robisz nam obojgu siarę- usiłowałam go podnieść, ale na marne się to zdało.
- Będę tak klęczał, dopóki mi nie wybaczysz.
- Dobra, dobra, wybaczam ci ty mój Romeo- cmoknęłam go w policzek, a on wrócił na swoje krzesło, natomiast ja usiadłam mu na kolanach.
- Śmieszni jesteście- skomentowała Danielle, a ja zerknęłam na zegar. Dochodziła już godzina jedenasta.
- Panie Tomlinson, czy odwiezie mnie pan do domu, bo jest już dosyć późno?- powiedziałam to takim dorosłym głosem, który zupełnie do mnie nie pasował.
- Już? Nie możesz zostać dłużej?- Louis posmutniał na tą wiadomość.
- Nie marudź mi tu- wróciłam do mojego normalnego tonu głosu.
- Taa, ale ja piłem, przecież- przypomniał mi.
- Ja cię zawiozę- powiedział Zayn, który dopiero wszedł do domu.
- To nie będzie dla ciebie problem?- spytałam.
- Jasne, że nie.
- Okay, to na razie wszystkim- spojrzałam na Danielle, która siedziała na kolanach Liam. Wyglądali ze sobą cudownie. Wręcz nie jak para, tylko jak brat z siostrą.
- Dobranoc Harry- krzyknęłam, gdy przechodziłam koło schodów.
- Cześć- odpowiedział momentalnie.
- A ze mną się nie pożegnasz?- spytał Lou patrząc na mnie takim słodkim i niewinnym wzrokiem.
- Przecież powiedziałam na razie to właśnie było na pożegnanie- uśmiechnęłam się, a chłopak podszedł do mnie i czule pocałował.
- To jest pożegnanie- spojrzałam, na Zayna, który wyglądał na zniecierpliwionego.
Bez przedłużania wyszliśmy oboje przed dom, a Zayn kulturalnie otworzył przede mną drzwi od samochodu. Chłopak jechał strasznie szybko, ale za to ostrożnie jak jakiś kierowca z kilku letnim stażem. Kiedy weszłam do domu wszędzie było ciemn, co musiało oznaczać, że mama poszła dzisiaj szybciej spać.
Tą prawdziwą Wigilię spędziłam z najbliższą rodziną. Zgarnęłam trochę kasy, a oprócz tego nową mp4. Jednak atmosfera całkowicie różniła się od tej panującej u chłopaków. Z rodziną krótko mówiąc było nudno. Gdy goście rozeszli się do własnych domów pomogłam mamie poznosić ze stołu.
- Mamo?- miałam zamiar poruszyć temat prezentu od chłopaków.
- Słucham słońce.
- Bo wczoraj jak byłam u chłopaków, to oni mi zrobili taki pewien prezent- przerwałam na chwilę, aby nabrać powietrza.- Dostałam od nich bilet na Majorkę- mama przystanęła, by na mnie spojrzeć.
- Masz tam się udać sama?- zapytała.
- Nie, nie Louisem, Liamem i jego dziewczyną.
- Nie zgadzam się, jesteście niepełnoletni- postanowiła mama.
- Wcale, że nie. Louis będzie miał, boże święty, przecież on ma dzisiaj urodziny zapomniałam- krzyknęłam waląc się w czoło.- A w ogóle Danielle też już ma osiemnaście, bo jest starsza od Liama- powiedziałam, a mama się zamyśliła.
- Pod jednym warunkiem. Będziesz w pokoju z tą Danielle, czy jak jej tam- na te słowa mamy, zrobiłam dziwną minę.
- Dobra spoko, a teraz idę zadzwonić do Louisa- jak powiedziałam, tak też zrobiłam, złożyła mu życzenia, po czym jeszcze chwilę porozmawialiśmy, a następnie poszłam się umyć.
Po tym jak się wykąpałam, zalogowałam się na twitterze. Spostrzegłam, że Danielle mnie obserwuję i nie tylko ona, a z kilkadziesiąt innych osób, a moja tablica zawalona była samymi prośbami o obserwowanie. Po chwili namysłu napisałam do Danielle, czy nie chce iść ze mną jutro na kawę. Nie musiałam nawet długo czekać na odpowiedź. Jednak zamiast kawy, miałyśmy iść na pizze.
Podczas gdy zamawiałyśmy pizze, na całą restaurację rozległ się głośny dźwięk sygnalizujący, że dostałam SMS-a od Louisa. „ Hej, co tam u Ciebie słonko? :*” odpisałam mu dosyć tajemniczo „No hej właśnie siedzę sobie w restauracji w bardzo miłym towarzystwie :)”. Nie minęło kilka sekund od wysłania wiadomości, gdy Louis zadzwonił.
- Halo?- nadusiłam zieloną słuchawkę.
- Kim on jest? Jak ma na imię? Skąd go znasz?- zaczął na dzień dobry zadawać niepotrzebne pytania.
- Louis, ale...- próbowałam wszystko mu wyjaśnić.
- Jest starszy? Wiesz co najlepiej daj mi go do telefonu, już ja sobie nim porozmawiam- wyczułam złość w jego głosie. Ale skoro tak bardzo chciał, to co mam zrobić, podałam telefon Danielle, która zrobiła zdziwioną minę. Gdy dziewczyna przyłożyła komórkę do ucha, od razu rozległa się nie miła wiązanka słów, wydobywających się z ust Lou. 
_______________________________________
Na początek chciałam bardzo podziękować za 3000 wejść i za to że czytacie te moje beznadziejne wypociny i je komentujecie. Moim zdaniem to opowiadanie robi się już nudne i się zastanawiam, czy go nie zakończyć. Co wy myślicie? Ogólnie może macie ochotę pobić kolejny rekord komentarzy, tym razem do pobicie 7. To co będzie 8 komentarzy? Bardzo na was liczę :) :)

niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział 10


Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich Louis. Na jego twarzy pojawiła się zdziwiona mina, jednak ja szybko przybliżyłam się do niego i pocałowałam. Nasze usta złączyły się w jedną całość, a ja położyłam ręce na jego ramionach. To było coś, cala płonęłam od środka, a dziwne uczucie rozsadzało mi w przyjemny sposób brzuch. Gdy odsunęliśmy się od siebie, Lou cmoknął mój nos, co wydało się bardzo słodkie.
- Dziękuję- wyszeptał.
- Proszę- dałam mu kolejnego, krótkiego buziaka w usta.
- Idziemy na dół do chłopaków?- spytał Lou, promieniujący ze szczęścia.
- Jeśli chcesz to idź, ja zaraz zasnę. Chociaż, czekaj, przecież oni zajmują moje miejsce do spania- spostrzegłam.
- Możesz spać w moim łóżku.
Byłam tak wyczerpana i zmęczona, że zasnęłam momentalnie, a łóżko Louisa, było tak niesamowicie miękkie. Wstałam dopiero około godziny dziesiątej. Tuż obok mnie leżał Louis, który bawił się moimi długimi włosami.
- Hej słonko- powitał mnie chłopak, a ja niekontrolowanie ziewnęłam.
- Kurde, miałam zrobić chłopakom śniadanie- zerwałam się z łóżka.
- Zaczekaj, przecież nie musisz tego robić!- krzyknął za mną, kiedy wychodziłam z jego pokoju.
- Wiem, ale chcę- odpowiedziałam, po czym szybko pognałam do kuchni, w której krzątali się już pozostali chłopcy.
- Dzień dobry i przepraszam za spóźnienie- mówiłam, jednocześnie wyciągając z lodówki jajka.- Jak będzie gotowe to was zawołam- dodałam.
Dopiero teraz ujrzałam, że ktoś musiał być na zakupach, bo cała lodówka była zapełniona po brzegi. Wyjęłam z niej potrzebne składniki i zabrałam się za ubijanie jaj na jajecznicę. Podsmażyłam jeszcze pomidory, doprawiłam solą i pieprzem oraz osmarowałam masłem świeże bułki, które znalazłam w szafce.
Kilka minut później wspólnie siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się przygotowanym przeze mnie śniadankiem. Chłopakom tak smakowało, że w pełni skupili się na wkładaniu do buzi kolejnych porcji.
- Naprawdę przemyśl tą propozycję zamieszkania z nami- oznajmił Niall, który jako pierwszy wyczyścił swój talerz, co z resztą nie było dla nikogo nowością.
- Lou, dzisiaj ty zmywasz- powiedział Zayn, a po chwili w kuchni został tylko Louis i oczywiście ja, ponieważ zawsze jadłam najwolniej.
- Dzisiaj jedziemy gdzieś tylko we dwoje- oznajmił mi, gdy podałam mu talerze.
- Ale Louis ja mam jutro ważny sprawdzian i muszę się uczyć.
- To nie idź do szkoły i po problemie- podsunął.
- Przestań! Chcesz mnie sprowadzić na złą stronę.
- Nawet bym nie śmiał- pocałował mnie czule, po czym wrócił do zmywania.
Cały słoneczny dzień spędziłam wczytując się w podręcznik od biologii, a mimo to i tak nie mogłam się skupić, bo Louis cały czas mi przeszkadzał. Na obiad chłopcy zamówili pizze, którą Lou przyniósł mi do pokoju.
- Dziękuję- powiedziałam biorąc od niego talerz z obiadem z restauracji.
- Umiesz już?- to pytanie padało co kilka minut z ust chlopaka.
- Tak umiem- powiedziałam w pewnym momencie, gdy to pytanie zaczęło już mnie denerwować.
- No nareszcie! To się ubieraj, bo wychodzimy- twarz chłopaka w jednym momencie rozpromieniła się.
- Louis, ale gdzie? Nie chce mi się, a zaraz i tak muszę wracać do domu.
- To nie ja cie psuję, tylko ta biologia, która wyssała z ciebie całą energię- stwierdził.
Uparłam się przy swoim i zostaliśmy w domu we dwoje, ponieważ reszta gdzieś wybyła. Leżeliśmy chwilę na łóżku wpatrując się w siebie. Długo to jednak nie trwało, bo musiałam wracać do swojego domu. Louis zaproponował, że mnie odwiezie, ale dopiero później przypomniał sobie, że jakiś czas temu skasował swój wóz, a chłopcy wzięli ze sobą drugi samochód.
Wróciłam autobusem. Mama do domu weszła prawie, że w tym samym czasie co ja. Wymieniłyśmy ze sobą kilka zdań, po czym ja poszłam się umyć. Mimo że minęło dopiero kilka godzin ja już strasznie tęskniłam za chłopakami, a w szczególności za Louisem.
Przez dwa tygodnie nie widziałam się z chłopakami, ponieważ wyjechali oni w jakąś mini trasę koncertową, która miała promować ich nowy krążek. Całe szczęście, że codziennie rozmawiałam z Lou przez telefon, czy skypa, po kilka godzin dziennie. Jednak to i tak nie mogło mi w żaden sposób zastąpić Louisa, do którego mogę się przytuli, czy chociaż poczuć jego cudowny zapach. Pocieszeniem było to, że zbliżały się święta i ferie zimowe. Postanowiłam wykorzystać nieobecność chłopaków i wybrać się do galerii po prezenty dla nich.
Obeszłam chyba ze sto sklepów i nic nie mogłam w nich znaleźć. Ruszyłam głową i zaczęłam sobie uświadamiać co chłopcy najbardziej lubią.
W końcu Liamowi kupiłam sporych rozmiarów maskotkę Buzza Astrala z bajki Toy Story, bo gdy tylko na nią spojrzałam w Smyku, od razu skojarzyłam sobie Liama. Później już z łatwością dobrałam prezenty dla Louisa, Zayna, Nialla i Harrego. Na sam koniec wybrałam się jeszcze do ulubionej kawiarni na kawę, na którą miałam ochotę od samego rana. To, że jutro chłopaki mieli być już w Londynie sprawiało, że czułam się szczęśliwa.
- Gdzie byłaś?- spytała mama, gdy weszłam do domu cała obładowana siatkami.
- Hej mamo. Byłam na zakupach po prezenty na gwiazdkę- odpowiedziałam.- Kurczę, a co z prezentami dla mamy i dziewczyn, zupełnie zapomniałam- pomyślałam sobie, karcąc się w myślach.
- Aha rozumiem, a tak ogólnie to masz gościa- spojrzała na mnie radośnie.
- Kto to?- spytałam, biegnąc już schodami do swojego pokoju, w którym jednak nikogo nie było. Położyłam reklamówki na łóżku i podeszłam do okna, na dworze też nie zauważyłam nikogo znajomego, oprócz sąsiadki, która wyszła na spacer ze swoim psem.
Zawiedziona usiadłam na brzegu łóżka i jeszcze raz zaczęłam przeglądać nabytki, kupione dzisiaj. Kiedy wyjęłam z torby śliczną, męską bluzkę w paski, którą miał ode mnie dostać Louis, po policzku popłynęła mi jedna samotna łza.
- Dla kogo to?- W tym momencie z mojej szafy wyskoczył Lou, a ja zaczęłam piszczeć, bo się go wystraszyłam i to dosyć mocno.
- Lou, głupku nie rób tego więcej, prawie dostałam zawał przez ciebie- powiedziałam, po czym podeszłam do niego i złożyłam na jego ustach powitalnego całusa.- Tęskniłam za tobą- szepnęłam mu do ucha.
- I z tego powodu musiałaś sobie kupić bluzkę w paski i to jeszcze za dużą? Przecież mówiłem ci, że nikt prócz mnie nie może w nich chodzić- przypomniał mi nerwowym głosem.
- Wiem głuptasie. To miał być prezent dla ciebie pod choinkę- uświadomiłam mu.
- A no to dobrze, a jeśli chodzi o prezenty, to mam coś dla ciebie- wyjął z kieszeni małe, czarne pudełeczko, po czym mi je wręczył. Po uchyleniu wieczka, moim oczom ukazał się srebrny naszyjnik ze szklanym serduszkiem.
- Lou on jest piękny- spoglądałam to na chłopaka, to na wisiorek.- Możesz?- podałam mu naszyjnik i delikatnie odsłoniłam szyję, Louis podszedł do mnie i musnął swoim ustami odsłonięte przeze mnie miejsce.- Nie do końca o to mi chodziło- odparłam, a chłopak ostrożnie zapiął mi łańcuszek na szyi.- Dziękuję jest śliczny- cmoknęłam go w policzek.- Chodźmy gdzieś razem, bo nie chce mi się siedzieć w ciasnym domu- powiedziałam.
- Jakieś propozycje?
- Może park? Tam jest zawsze miło- pociągnęłam go za rękę w stronę drzwi, a całej tej sytuacji przyglądała się moja mama z łagodnym wyrazem twarzy.
Przez dwie godziny spacerowaliśmy po parku, chrupaliśmy przepyszne marchewki i cieszyliśmy się sobą. W pewnym momencie wyprzedziłam Louis, aby zrobić mu pamiątkowe zdjęcie. Tak się wpatrzyłam w aparat, że nie zauważyłam schodów znajdujących się za mną, po chwili leżałam już na ziemi, jakieś kilka schodków niżej. Nieopisany ból przeszył moją kostkę. Niezwykle szybko znalazł się przy mnie Louis. Widząc, że płaczę, powoli mnie podniósł i zniósł mnie z reszty schodków. Łzy ciurkiem spływały mi po policzkach, brudząc je czarnym tuszem. Najgorsze było to, że straszny ból nie chciał opuścić mojej napuchniętej kostki. 
____________________________________________
Proszę bardzo mamy słodką parę :)  Kolejny rozdział dodam jakoś po wtorku :( Mam nadzieję, że się podoba i liczę na sporo komentarzy słonka :) A tak ogólnie bardzo chciałam jeszcze podziękować za te 6 cudownych komentarzy pod rozdziałem 9 :) Kocham wszystkie osoby, które to czytają i komentują jesteście cudowni <3

sobota, 14 lipca 2012

Rozdział 9


- Chcesz coś zjeść?- spytał Lou, gdy ujrzał, jak schodziłam ze schodów.
- Nie przerywaj sobie, zaraz sobie coś znajdę w lodówce- odpowiedziałam, po czym żwawym krokiem udałam się do kuchni. Otworzyłam ogromną lodówkę, z której wyjęłam budyń. Tak naprawdę tylko to w niej było no nie licząc parówek i dwóch butelek wódki. Po chwili poczułam, że ktoś splata ręce na moim brzuchu, a głowę kładzie mi na ramieniu.
- Lou, gdzie są łyżeczki?- nie musiałam się do niego odwracać, żeby go poznać. Jego perfumy były niepowtarzalne, a za razem tak cudne, że wszędzie bym go poznała właśnie po zapachu.
- No, bo ten, my po prostu nie mamy w domu łyżek- wyszeptał mi do ucha.
- Co? Niby czemu?- odwróciłam się w jego stronę.
- To proste, Liam panicznie boi się łyżek i dlatego też nie możemy ich używać, gdy jest on w pobliżu- wytłumaczył.
- Żartujesz?- spytałam kpiącym głosem.
- Uwierz, że bym chciał.
- Okay, to w takim razie czym mam to zjeść?- wskazałam na pojemniczek z budyniem czekoladowym. W tym momencie Louis podał mi widelec, który wyciągnął z szuflady.
- Możesz spróbować tym- uśmiechnął się do mnie żartobliwie.
Chyba po raz pierwszy w życiu jadłam budyń widelcem. Mimo że cały czas mi z niego spadał jakimś cudem udało mi się opróżnić cały kartonik.
Kiedy dochodziła już godzina dwunasta w nocy, moje oczy bezwładnie zaczęły się zamykać ze zmęczenia.
-Chcesz już iść spać?- spytał Lou, gdy zauważył jak ziewam.
- Może troszeczkę- kolejne ziewnięcie zagościło na mojej twarzy, po ty jak odpowiedziałam chłopakowi.
- Możesz położyć się u mnie jak chcesz, a ja za chwilę do Ciebie dojdę- zaproponował, delikatnie się uśmiechając.
- Chyba jednak wolę spać na kanapie- odparłam zdecydowanie.
- Skoro tak chcesz, zaraz przyniosę ci pościel- powiedziawszy to, zniknął za jakimiś drzwiami.
Jednak nie na długo, bo chwilę później obładowany był kołdrą, poduszką i czymś tam jeszcze. Natomiast na jego twarzy dostrzegłam lekki grymas i niezadowolenie. No cóż, jak chce z kimś spać zawsze może iść do Harrego.
Rano obudziły mnie drażliwe głosy, dochodzące z kuchni. Powoli zwlekłam się z łóżka i podążyłam w stronę pomieszczenia obok. Otworzyłam drzwi, a moim jeszcze zaspanym oczom ukazały się postacie Zayna i Nialla, kłócących się ze sobą.
- No i widzisz co zrobiłeś idioto- krzyknął Zayn.- Jeśli nie to ci powiem niekumaty żarłoku, obudziłeś naszego gościa.
- Dobra nic się nie stało- wychrypiałam, a mój głos brzmiał jakbym całą noc ostro piła.- A tak w ogóle o co się kłócicie o tej porze?- spytałam, przetarłszy sobie oczy.
- Zayn zjadł wszystkie naleśniki, które kupiłem sobie wczoraj na śniadanie.
- Dobra, skończ już, tobie tylko jedzenie w głowie- wtrącił Zayn.
- Niall, masz mąkę, jajka, mleko i cukier?- zapytałam spokojnie.
- Wszystko jest w szafce. O tutaj- otworzył pierwszą szafkę obok piekarnika.- A po co ci to?- spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Usmażę ci te naleśniki- zdecydowałam się na to, ponieważ chciałam się na coś przydać jako gość.
Gdy Niall usłyszał mój pomysł od razu się na mnie rzucił i mocno do siebie przytulił, gniotąc przy tym moje żebra. W tym momencie do kuchni wszedł przeciągający się Louis i loczek.
- Dzień dobry- zaczął ten pierwszy.- Niall odległość, nie zapominaj- dodał dodał, gdy zobaczył mnie i blondyna. Po tych słowach Niall momentalnie się ode mnie odsunął.
- Co jemy?- spytał Harry, któremu słodkie loczki wchodziły w oczy.
- Merry smaży nam dziś naleśniki, więc może w końcu zjemy coś normalnego, nie kupionego w TESCO- oznajmił Zayn.
- Dobra chłopaki, wypad mi z kuchni, bo jak na razie mi przeszkadzacie- zdziwiłam się, gdy wszyscy, oprócz Louisa w jednej sekundzie wyszli z kuchni.
- Louis ty też- dodałam, spoglądając na niego.
Chwilę później byłam już zupełnie sama w pomieszczeniu, więc szybko zabrałam się za robienie śniadania. W tym momencie byłam bardzo szczęśliwa, że mama nauczyła mnie gotować, bo inaczej teraz jadłabym coś niezdrowego. Jednak muszę przyznać, że smażenie naleśników dla sześciu osób jest niesamowicie męczące.
- Śniadanie!- krzyknęłam, gdy układałam ostatniego naleśnika na ogromnym talerzu.
Na chłopaków nie trzeba było wcale czekać. Chwilę później wszyscy zajadaliśmy się moim małym dziełem kulinarnym.
- Uwielbiam cię!- odparł Niall, wkładając sobie kolejną porcję naleśnika do ust.- wprowadź się do nas. Proszę- dodał, kiedy tylko przełknął to co miał w buzi.
Po tych słowach blondyna, wszyscy, łącznie ze mną wybuchnęli głośnym śmiechem. Góra naleśników zniknęła w mgnieniu oka. Oczywiście nie obeszło się bez bitwy o ostatnią porcję, którą ostatecznie zjadł Harry.
- Co jak co, ale ja nie zmyłam- powiedziałam dosyć poważnie.
Sobotni poranek był cudowny, na zewnątrz musiało być z jakieś 20 stopni, co jak na październik wydawało się być dużo. Po jedenastej pojechałam z Lou i Liamem po swoje rzeczy do domu. Co prawda pakowanie zajęło mi sporo czasu, ale chłopcy jakoś dzielnie przetrwali ten czas czekania, aż się ze wszystkim uwinę.
- To co dziś robimy?- spytał Liam, podczas drogi powrotnej do ich domku.
- Wesołe miasteczko?- rzuciłam propozycję, która właśnie przeszła przez moją głowę.
- A może wybierzemy się gdzieś sami?- Lou spojrzał na mnie z taką słodką, proszącą minką.
- Oj nie, nie, idziemy gdzieś wszyscy razem!
W moim weekendowym domku, przebrałam się w nieco wygodniejsze ciuchy, a na stopy włożyłam ukochane vansy. Gdy wspólnie wychodziliśmy z mieszkania, spostrzegłam identyczne czerwone buty na nogach Nialla.
Kocham parki rozrywki, to właśnie w nich mogłam poczuć się znowu jak mała, naładowana energią dziewczynka. Gdy ujrzałam wszystkie karuzele, kolejki, stoiska z konkursami i budki ze słodyczami, moje oczy się zaświeciły. Natomiast Harry na widok tego wszystkiego zaczął krzyczeć, piszczeć i skakać jak małe dziecko.
- Nie no, kocham tego kto wymyślił, żebyśmy dzień spędzili tutaj- wykrzyczał, rozglądając się dookoła.
- Tak, tak też cię kocham dzieciaku- powiedziałam to, mimo że to ja z nich wszystkich byłam najmłodsza. Nawet od Hazzy, który urodził się kilka miesięcy szybciej.
- Nie ma czasu na pogaduszki i podziękowania, trzeba wypróbować wszystko!- wtrącił Zayn, po czym staliśmy już w kolejce na największą karuzelę.
Czas w wesołym miasteczku z chłopakami biegł niesamowicie szybko. Właśnie zajadałam się wraz z Louisem różową watą cukrową, po której cała się lepiłam.
- Muszę iść do łazienki, umyć twarz, bo się kleję- oznajmiłam, gdy nie mogłam już wytrzymać tego uczucia, jakby ktoś wylał na mnie klej.
- To chodź- odpowiedział Lou.
- Louis, ale ja mogę iść sama- nie chciałam odrywać go od zabawy, bo właśnie miał iść wraz z Harrym na jakieś „Tornado”, czy coś w tym stylu.
- Nie ma mowy. Nie pamiętasz już jak ci mówiłem w kinie, że nigdy więcej nie puszczę cię samej do łazienki?- przypomniał mi sytuację z września.
Do domu wróciliśmy dopiero po ósmej wieczorem, wszyscy zmęczeni, ale co najważniejsze uśmiechnięci. Po powrocie rzuciliśmy się na kanapę, aby chociaż chwilę odsapnąć. Odpadłam pierwsza, byłam tak zmęczona, że chwyciłam ręcznik i piżamę, po czym poszłam do łazienki się umyć. Nalałam sobie ciepłej wody do wanny, a po chwili odprężałam się wygodnie sobie w niej leżąc. Było mi bardzo przyjemnie. Jednak nic co piękne nie trwa wiecznie, bo po jakiś dwudziestu minutach chłopcy zaczęli się dobijać do drzwi.
- Nareszcie!- krzyknął Niall, gdy otworzyłam drzwi od łazienki.
Pozostali jednak cały czas zalegali na sofie. Podeszłam do nich, po czym usiadłam Louisowi na kolanach, a ten objął mnie w talii, po czym wyszeptał do ucha.
- Zasłaniasz mi- spojrzałam na niego zdziwiona i wstałam.
- Osz ty, jutro nie dostaniesz śniadania- pogroziłam mu poważnym jak na mnie głosem.
- A co będzie na śniadanie?! Naleśniki może?- dobiegł nas głos z łazienki, w której obecnie przebywał Niall.
Gdy zrobiło mi się nieco zimno, postanowiłam pójść do pokoju Louisa, po jakiś jego sweter. W środku było dosyć przytulnie i cieplej niż na dole, podeszłam do jego szafy, a następnie zaczęłam szukać czegoś nadającego się do założenia.
- A co ty tu robisz?- poczułam oddech Louisa na swoim karku, co mnie początkowo wystraszyło.
- Szukam jakiegoś swetra, bo zapomniałam zabrać ze sobą, a jest mi trochę zimno- odpowiedziałam.
- Chłopak chwycił mnie za ręce, a ja odwróciłam się do niego przodem. Jego wzrok skupił się na moich zielonkawych oczach, natomiast, gdy ja przeniosłam wzrok na jego tęczówki, od razu się w nich zatraciłam. W pewnym momencie wzrok chłopaka przeniósł się na moje usta, które chwilę temu delikatnie przegryzłam. Wiedziałam doskonale co Louis chce właśnie zrobić. Powoli jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej, a gdy dzieliły nas centymetry, niespodziewanie zadzwonił mój telefon, przerywając sytuację, w której się znalazłam.
- Przepraszam, ale muszę odebrać- powiedziawszy to wyszłam z sypialni. Po chwili usłyszałam kilka przekleństw, wydobywające się z ust Lou i jakiś huk.
- Hallo?- powiedziałam cicho do słuchawki.
- Hej kochana, czemu się nie odzywasz? Tęsknie za tobą- poznałam głos mojej przyjaciółki Megan.
- Cześć, przepraszam, spotkamy się we wtorek po szkole?- zapytałam z nadzieją, że się zgodzi.
- Jasne, a jak tam chłopaki?
- A dobrze. Dzisiaj byliśmy w wesołym miasteczku, było super, a przed chwilą Louis chciał mnie pocałować- zdałam jej krótką relację z dzisiejszego dnia,
- Jak to chciał? Nie pocałował cię?
- No nie, bo nam przerwałaś- wytłumaczyłam spokojnie.
- To się nazywa mieć wyczucie czasu. Dobra już ci nie przeszkadzam, to do zobaczenia we wtorek- dziewczyna się rozłączyła, a ja zeszłam do kuchni napić się wody.
- I co, aż tak źle całuje, że mu uciekłaś?- zapytał Harry, gdy weszłam do salonu ze szklanką wody mineralnej w dłoni.
- Nie całowaliśmy się- sprostowałam.
- No nie Lou znowu nawalił- skomentował Liam.- A mówił, że tym razem to zrobi, a to kłamczuch z niego- dodał po chwili.
- Tym razem to ja nawaliłam, a mianowicie moja komórka- usprawiedliwiłam Louisa.- A może to i dobrze, że nie doszło do tego buziaka- powiedziałam sama do siebie.
- Nie mów tak, jemu bardzo zależy na tobie- moje słowa musiał usłyszeć stojący obok Zayn, który od razu je skomentował.
- Wiem o tym i mi też zależy, ale...- przerwałam na chwilę, aby się zastanowić, czy oby na pewno chcę to powiedzieć na głos.- Ale ja się ten, no jeszcze nigdy nie całowałam.
- Dobra nie żartuj sobie tutaj, tylko wracaj do Louisa i róbcie to co powinniście robić- wtrącił Harry, a ja tylko spojrzałam na niego kamiennym wzrokiem.- Ty nie żartowałaś, prawda?
- Ona kłamie, a to jak się całowałaś wtedy ze mną?- zapytał podejrzliwie Liam.
- To było co innego, taki buziak aktorski, nie na serio.
- Wtedy byłaś świetna, mimo że udawałaś, więc teraz idź na górę i to powtórz tylko tym razem na serio- oznajmił Liam.
Może i miał rację. Chłopcy odprowadzili mnie wzrokiem do schodów, po których nie pewnie wróciłam na górę i delikatnie zapukałam do drzwi pokoju Lou, po czym powoli nadusiłam klamkę i weszłam do środka. Lou leżał na łóżku ze wzrokiem wpatrzonym w sufit.
- Przepraszam. Wybaczysz mi ten telefon?- chłopak nic nie odpowiedział.- Louis halo?- dalej cisza.- Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać, to sobie idę- dopiero te słowa nieco poskutkowały, bo chłopak zmienił pozycję, na siedzącą.
- Wiesz mam cie gdzieś, siedź sobie tutaj tak sam w tym pokoju i gap się w ten sufit, na pewno w czymś ci to pomoże!- wyszłam z pokoju , trzaskając z całych sił drzwiami, jednak stanęłam tuż prze nimi. 
_______________________________________________________________________________-
Chyba jestem brutalem, że nie było buziaka ;) Mam nadzieję, że nie jesteście źli ;p A tak w ogóle może bijemy rekord komentarzy na tej stronie? jesteście w stanie pozostawić pod tym postem więcej niż 4 komentarze, ciekawe czy wam się uda. :) Dzisiaj wstawię kolejny rozdział bo mam już napisany, tylko specjalnie tak zrobiłam, żebyście  sobie jeszcze poczekali na coś większego między Lou i Merry :) 

piątek, 13 lipca 2012

Rozdział 8


- Zamknij oczy- powiedziałam powoli i w miarę romantycznie. Kiedy chłopak zamknął oczy, szepnęłam na ucho Harremu, żeby cmoknął Lou, a ten z wielką chęcią podszedł do Louisa. Po chwili ich usta się zetknęły, a na twarzy Louisa zagościło zadowolenia. Jednak gdy chłopak otworzył oczy, momentalnie odskoczył od Harrego jak oparzony i zaczął szybko wycierać sobie usta. A wszyscy zaczęli się z niego śmiać.
- Czemu to zrobiłaś?
- Chciałeś buziaka i buziaka dostałeś, powinieneś teraz skakać z radości.
W domu okazało się, że mama musi wyjechać na weekend. W związku z tym miała dylemat, czy zostawić mnie samą w domu, czy oddelegować do babci. Całe szczęście udało mi się ją przekonać do tej pierwszej opcji.
- W lodówce masz jedzenie, w razie czego dzwoń do mnie, albo do babci. A i jeszcze jedno, pieniądze włożyłam ci do portfela- mówiła, jednocześnie wynosząc z sypialni walizkę.- Dasz sobie radę?
- No pewnie mamo- pocałowała mnie w czoło na pożegnanie i odjechała.
W związku z tym, że była już godzina ósma, a ja zaczynałam lekcje na ósmą trzydzieści, postanowiłam zrobić sobie wolny od szkoły piątkowy dzień. Skoro nie ma mamy to mogę sobie pozwolić na wagary, a ona i tak się o tym nie dowie.
Poranek spędziłam na kanapie przed telewizorem, jedząc marchewki, które wczoraj podebrałam Louisowi. Czym się nie przejmowałam, bo miał on całą półkę w lodówce zawaloną, właśnie tymi warzywami. Jakoś koło godziny trzynastej, dobiegł mnie dźwięk telefonu. Raptownie podniosłam się z sofy i zaczęłam nasłuchiwać skąd dochodzi muzyka.
- Halo- powiedziałam uradowanym głosem, ponieważ udało mi się odnaleźć, za nim przestała dzwonić.
- Hej, a ty nie w szkole?- od razu poznałam głos Louisa.
- Wagary. Czasem można, czemu dzwonisz?- spytałam, zaciekawionym głosem.
- Wpadniesz do nas?
- Łał do was, a nie tylko do Ciebie. Nie no mi pasuje, będę gdzieś koło siedemnastej- odpowiedziałam.
- Co? Czemu tak późno?
- Nie marudź, mam jeszcze inne rzeczy do zrobienia- odparłam, po czym się rozłączyłam.
Ponownie zaczęłam przejeżdżać kolejno po kanałach. Do siedemnastej miałam jeszcze dużo czasu, więc kilka minut później poszłam się wykąpać. Następnie wciągnęłam na siebie ulubioną bluzkę i sprane dżinsy, po czym nałożyłam delikatny makijaż i zeszłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki pierogi i odgrzałam je na patelni.
Wpół do piątej wyszłam z domu i wolnym krokiem udałam się prosto do chłopaków. Kwadrans później stałam już przed drzwiami ich domu, które otworzył mi Niall, kiedy nadusiłam dzwonek. Horan trzymał w ręce paluszki, którymi się zajadał, już przywykłam do tego, że Niall nie potrafi wytrzymać kilku minut bez jedzenia.
- Hej- powiedział, wypluwając jednocześnie okruszki z buzi.
- No hej żarłoczku- powitałam go.- Gdzie chłopcy?
- W salonie, odliczają sekundy do twojego przyjścia, a w szczególności Lou. Powiem ci tak w tajemnicy, że on chyba się w tobie zakochał- dodał szeptem, a ja lekko się uśmiechnęłam.
- Niall, co wy tam robicie? Chyba się nie całujecie co?- krzyknął Liam z salonu.
Kiedy weszłam do pomieszczenia, w którym znajdowali się moi koledzy i gdy spojrzałam na Louisa, poczułam się tak inaczej, pozytywnie inaczej. Byłam szczęśliwa, że ten czas mogłam spędzić z nimi, a nie w samotności z telewizorem. Zajęłam wolne miejsce na kanapie między Zaynem, a Harrym, co zbytnio nie spodobało się siedzącemu po drugiej stronie Hazzy, Louisowi.
- Harry, odbierz- powiedział w końcu Lou.
- Ale nikt nie dzwoni- odpowiedział spokojnie, po czym wrócił do oglądania filmu. Dopiero, gdy Louis uszczypnął Harrego, ten zrozumiał i podniósł się z kanapy. Po chwili obok mnie znalazł się Lou, który cały czas mi się przypatrywał.
- Przestań!- powiedziałam szeptem, żeby nie przeszkodzić chłopakom w oglądaniu.
- Ale co?- spytał zdziwiony Lou.
- No jak to co, przestań się tak na mnie patrzeć- odpowiedziałam tym razem głośniej.
- Halo, my tu oglądamy słonie, jak chcecie się kłócić, to zmieńcie pomieszczenie- oznajmił oburzony Niall.
- Okay, już nie będę- powiedziałam, po czym wróciłam do oglądania tego fascynującego filmu.
Mimo wszystko, cały czas czułam na sobie wkurzający wzrok Louisa. Było to denerwujące, bo czego, jak czego, ale nie cierpię tego jak się ktoś tak na mnie gapi. W pewnym momencie już tego nie wytrzymałam, wstałam z sofy i powędrowałam do toalety. Jednak kiedy wróciłam, chłopaków już nie było, oprócz Louisa, który majstrował coś przy odtwarzaczu DVD.
- A co ja ci nie wystarczę?- chłopak podniósł wzrok na mnie.
- Powinnam chyba wracać do domu- oznajmiłam.
- A co mama dzwoniła?
- Nie, tak się złożyło, że weekend to ja spędzam sama.
- Jak to sama w domu? Jesteś niepełnoletnia, a poza tym wiesz ile złych rzeczy może ci się tam przydarzyć?
- Louis, proszę cię nie przesadzaj- odparłam spokojnie.
- Albo zostajesz tutaj z nami na noc, albo ja jadę do ciebie- postawił mi warunek.
- No, ale...
- Nie ma żadnego ale! Wybieraj.
- Nie mam ze sobą piżamy- zaczęłam się wykręcać.
- Skończ już! Postanowiłem za ciebie. Dzisiaj zostajesz ze mną, to znaczy z nami, a jutro jedziemy po twoje rzeczy.
- Dobra, skoro muszę- zażartowałam.- To idę się umyć, dałbyś mi jakiś ręcznik i koszulkę, czy coś?
- Ręcznik masz w szafce pod zlewem, a co do koszulki, możesz coś sobie wziąć z mojej szafy- powiedział Lou, po czym skierował się w stronę kuchni, natomiast ja powędrowałam do jego pokoju na piętrze. Wyjęłam pierwszą lepszą, dłuższą bluzkę i poszłam do łazienki.
Czułam się cudownie, gdy chłodna woda spływała po moim nagim ciele. Później założyłam na siebie T-shirt Louisa, który sięgał mi do połowy ud. Przetarłam jeszcze umyte, męskim szamponem włosy i zrobiłam turban z ręcznika i włosów. Zmyłam makijaż, po czym zeszłam z powrotem do salonu. Tym razem kanapa znowu była zajęta przez wszystkich członków One Direction. 
______________________________________________________________________

No taki nudny kolejny rozdział. Coś mało komentujecie :( Jeśli macie jakieś pytania do mnie to śmiało pytajcie na http://ask.fm/NataliaDziosa możecie o każdej porze, bo co jak co ale mi się nudzi. :)

środa, 11 lipca 2012

Rozdział 7


- Szpital w centrum- tylko to usłyszałam, a gdy Harry kończył mówić, ja wybiegałam już ze szkoły, nie zwracając uwagi na ludzi, czy auta. Całe szczęście do szpitala nie było daleko i nie musiałam czekać 20 minut na autobus.
Niedługo później byłam już w recepcji.
- Witam. Pani do kogo?- spytała, ubrana w biały fartuch, kobieta stojąca za biurkiem.
- Nie jestem pewna, do kolegi trafił tu chyba wczoraj wieczorem, albo dzisiaj- mówiłam, starając się złapać powietrze.
- Nie zna pani imienia tego kolegi?
- Znam imiona ich wszystkich, tylko problem jest w tym, że nie wiem, który z nich tutaj jest pacjentem.
- Dobra, jakoś postaram ci pomóc- wyjęła z szafki jakiś gruby zeszyt, po czym podała mi go otworzonego, gdzieś w połowie.- Tu są wszyscy przyjęci z ostatnich dni, może odnajdziesz tutaj kolegę.
Przejeżdżałam palcem przez kolejne imiona, których nie znałam. Przewróciłam stronę i dopiero tam ukazało mi się coś znajomego. Louis Tomlinson godzina 18.04, to właśnie to rzuciło mi się w oczy, które się zaszkliły.
- To on- wskazałam palcem na zapis w zeszycie.
- A Louis, drugie piętro, sala 305- byłam tak przejęta, że zapomniałam podziękować i bez słowa ruszyłam ku windzie, która tuż przed moim nosem się zamknęła.
Pozostały mi schody, którymi szybko pobiegłam na górę. Ręce mi się trzęsły, nogi miałam jak z waty, ale mimo to nie zatrzymywałam się. Kiedy biegłam długim korytarzem, wpadłam na Liama, który właśnie wychodził z sali.
- Hej Liam. Gdzie on jest? Kiedy to się stało. Coś mu jest? Jak on się czuje?- pytania same cisnęły mi się na język, a ja zdyszanym głosem wypowiadałam je na głos.
- Cześć. Chłopaki wszystko Ci powiedzą, bo ja się trochę śpieszę- coś jeszcze powiedział, ale już tego nie usłyszałam, bo szybko wyminęłam Payna i weszłam do pokoju 305.
Gdy ujrzałam Louisa, leżącego na łóżku z zamkniętymi oczami, do oczu napłynęły mi łzy.
- Rozmawialiście z nim?- spytałam, spoglądając na siedzących przy łóżku chłopaków.
- Od wypadku jeszcze się nie obudził- powiedział Harry, poważnym głosem, który w jego wypadku był rzadkością.
- Jak to się, w ogóle stało?- nie mogłam się na niczym skupić, chodziłam z jednego miejsca na drugie, nie mogąc znaleźć tego odpowiedniego.
- Przywalił w drzewo i tak to się skończyło. On tutaj, a samochód w kasacji- to moja wina, pomyślałam.
- Przecież odwoził mnie do domu, gdybym wróciła autobusem nic by się nie stało- obwiniałam się w myślach.
Usiadłam na skraju łóżka Louisa i chwyciłam jego lewą dłoń, bo prawa była w gipsie. Spojrzałam na jego twarz, która nie wyrażała niczego. Z oczu popłynęły mi łzy, które jedna po drugiej moczyła szpitalną pościel.
- To wszystko moja wina- powiedziałam szepcząc, a wtedy Lou otworzył szeroko oczy.
- Mamy cię!- krzyknęli wszyscy jednocześnie.
- Nic mi nie jest, no poza zwichniętą ręką i złamanym żebrem- powiedział wesoło Lou.
Znowu mnie wkręcili, zaczęłam jeszcze bardziej płakać, po czym podniosłam się z miejsca i wyszłam z sali, trzaskając z całych sił drzwiami. Chwilę później obok mnie pojawił się Zayn. Gdy go zobaczyłam momentalnie odwróciłam się do niego plecami i zaczęłam iść w stronę schodów. Mimo to chłopak cały czas szedł za mną. Zacisnęłam pięści, a następnie się zatrzymałam i stanęłam twarzą, w twarz z Malikiem.
- Zostawcie, mnie wszyscy w świętym spokoju! Nie chcę was znać- mimo że mówiłam tylko do niego, zwracałam się w liczbie mnogiej. Wykrzyczawszy te słowa pobiegłam do windy.
Łzy ciurkiem ciekły po moim wilgotnym, czerwonym policzku. Kiedy doszłam do domu wyglądałam tragicznie. Moja twarz była cała napuchnięta, a oczy przekrwione i podkrążone. Całe szczęście, że mama nie wróciła jeszcze z pracy, więc nie widziała tego, w jakim jestem stanie.
Wyjęłam z szafki czekoladę mleczną, po czym zasiadłam przed telewizorem i zaczęłam przejeżdżać po kanałach. Jak zwykle nic ciekawego nie udało mi się znaleźć. Nagle dobiegł mnie dźwięk domofonu, byłam przekonana, że to mama, która jak zwykle zapomniała kluczy. Więc bez pytania otworzyłam furtkę.
- Hej- usłyszałam znajomy głos, gdy drzwi się otworzyły. Oczywiście nie była to mama. Zerknęłam w stronę przedpokoju, w którym stał Liam.
- Po co tu przyszedłeś?
- Chłopaki mówili, że wybiegłaś ze szpitala z płaczem, co się stało?
- A ty co taki miły? Też zaraz wytniesz mi jakiś głupi numer?!-spytałam, stanowczym głosem.
- Co ci idioci znowu zrobili?- Liam chciał do mnie podejść, ale ja dosyć szybko na to zareagowałam.
- Idź i się zapytaj swoich kochanych kolegów. A jeszcze im przekaż, że nie chcę od nich żadnych telefonów, czy SMS-ów.
- Um no to musiało być ostro.
- A i jakby co nie szukajcie mnie jutro w szkole, bo ją zmieniam- dodałam po chwili.
- Czemu? Nie rób tego.
- Liam.
- Słucham?- chłopak spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
- Wynoś się z mojego domu- powiedziałam spokojnie, ale nieco chamsko.
Liam zerknął na mnie miną niewinnego baranka, a następnie wyszedł na zewnątrz, trzaskając drzwiami.
Jeszcze tego samego dnia przeniosłam wszystkie papiery do nowego liceum, gdzie chodziła jedna z moich przyjaciółek. Całą tą dzisiejszą akcję oczywiście musiałam opowiedzieć mamie, która o dziwo przyznała mi rację.
Przez dostawałam od chłopaków kartki z przeprosinami, kwiaty i maskotki, które przysyłali na mój adres. Za to nie dzwonili i nie pisali SMS-ów, jak powiedziałam Liamowi. Moja reakcja na te prezenciki wyglądała tak, że: kartki paliłyśmy z mamą w kominku, w ogóle ich nie otwierając, kwiaty mama brała do szpitala, a pluszaki oddawałyśmy biednym dzieciom. Teraz po prostu chciałam zapomnieć, że poznałam i polubiłam chłopaków z One Direction.
Jednego dnia w drodze do nowej szkoły, dostrzegłam Louisa, który szedł w moją stronę znad przeciwka. Od razu zawróciłam i przyśpieszyłam krok, mając nadzieję, że chłopak mnie zignoruje. Jednak on tak nie zrobił, zaczął biec w moim kierunku.
- Poczekaj!- poczułam jak jego silna ręka łapie moją dłoń. Próbowałam się wyślizgnąć z tego uścisku, ale na marne.- Daj mi wszystko wytłumaczyć- ciągnął Lou.
Odwróciłam się raptownie w jego stronę, z wkurzoną miną.
- Puść mnie!- warknęłam oburzona, a w tym momencie ktoś zrobił nam zdjęcie.
- Nie, dopóki nie dasz mi wszystkiego wytłumaczyć.
- Zrozum, że nie mam ochoty na Ciebie patrzeć, a tym bardziej z Tobą rozmawiać!- ponownie podjęłam się próby uwolnienia ręki, ale i tym razem mi się nie udało.
- Czemu taka jesteś?- spojrzał na mnie pytająco.
- Taka, czyli jaka? Obojętna na was?
- No właśnie taka.
- Nie rozumiesz? Wiesz co ja wtedy czułam. Cholernie się o Ciebie bałam. Zależało mi- odpowiedziałam.
- Daj mi jeszcze jedną szansę, mi i chłopakom.
- No nie wiem, muszę z nimi porozmawiać.
- Dobra to jedziemy- Louis szybko zatrzymał jakąś taksówkę, po czym otworzył przede mną drzwi auta.
Wszyscy niesamowicie się zdziwili widząc mnie w ich domu.
- A więc Lou, zależy ci na mnie?- rzuciłam te słowa w stronę chłopaka.
- Myślę, że tak, chyba nawet zaczynam coś do Ciebie czuć- powiedział to tak prawdziwie.
- O to wprost idealnie. Pokażę ci jak mnie to bolało, tylko w trochę inny sposób- wszyscy mieli takie wyrazy twarzy, jakby byli głusi.
- Niby w jaki sposób?- zapytał Louis. Natomiast ja zwinnie podeszłam do najbliżej stojącego Liama i go pocałowałam. Liamowi spodobało się to i też zaczął mnie całować. Gdy już się od niego odsunęłam, wszyscy byli zdziwieni moją reakcją, a w szczególności Liam i Louis.
- Wow. No nie tego ta ja się nie spodziewałem- odparł Liam, gdy dotarło do niego co właśnie zrobiła.- To co powtórka?- dodał, uśmiechając się szeroko.
- Jas...- nie zdążyłam dokończyć.
- Odwal się od niej, Liam!- krzyknął Louis, a gdy na niego spojrzałam cały płonął ze złości. Wyglądał tak jakby, zaraz miał się na kogoś rzucić.
- No i jak się czujesz?
- Rewelacyjnie- odpowiedział Payne.
- Liam nie ty, tylko Louis- uśmiechnęłam się zalotnie do Liama, co znowu nie spodobało się Louisowi.
- Czemu Liam, przecież ja jestem przystojniejszy?- wszystkie oczy przeniosły się na Zayna, który wypowiedział te słowa i znowu się zamyślił.
- Zgoda, nie wrobię Cię w nic już nigdy więcej- powiedział Tomlinson, gdy się nie co uspokoił.
- To dobrze, bo następnym razem już, żadne z was mnie nie znalazło.- uśmiechnęłam się.- Ale do szkoły nie wrócę.
- A są jakieś szanse, żebym też dostał buziaka?- spytała Lou, który teraz stał tuż obok mnie. 

_______________________________________________________________________________

Jeśli to przeczytałaś/łeś bardzo, bardzo ładnie proszę o zostawienie tutaj jakiegoś komentarza, jak wam się podoba. :) Wierzcie, że to dla mnie na serio bardzo ważne. :)  

sobota, 7 lipca 2012

Rozdział 6


- Za 5 minut, przy łazienkach- powiedziawszy to, chłopak się rozłączył.
Zabrałam swoją torebkę i wolnym krokiem opuściłam salę numer 7. Kiedy Lou zauważył mnie na korytarzu, od razu do mnie podbiegł i z całych sił przytulił do siebie.
- Co ci odbiło?!- mówił to tak, jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Nie podobał mi się tamten film- odpowiedziałam, a do swojej wypowiedzi dodałam słodki, niewinny uśmieszek.
- Przestań sobie żartować. Czemu to zrobiłaś- wypuścił mnie z uścisku, a jego dłonie spoczęły na moich ramionach, a jego wzrok uważnie wbił się w moje oczy.
- Nienawidzę, gdy ktoś mnie wkręca, chciałam się po prostu zemścić i tyle- przerwałam na chwilę.- Przepraszam- dodałam po chwili już bez uśmiechu, a z poważną miną.
- Dobra już. Ale nie rób tego nigdy więcej! A i wiedz, że już nigdy nie puszczę cię samej do łazienki, w miejscu publicznym.
- Okay, okay.
- No to na czym byłaś?- Lou zmienił temat.
- Na jakiś „Małpach w kosmosie”, czy coś takiego.
- A i to było takie ciekawe, tak?- zapytał Louis, delikatnie się uśmiechając.
- No tak. Wracamy do domu? Muszę przyznać, że to dziwnie wygląda jak tak stoimy, na samym środku korytarza- oboje, jednocześnie się zaśmialiśmy, po czym udaliśmy się do czarnej furgonetki, tej samej, która wczoraj stała przed moim domem. O dziwo w samochodzie siedzieli: Harry, Liam, Zayn i Niall.
- Ale żeś nam numer wywinęła- powiedział Zayn na mój widok.
- Należało wam się- odparłam, zajmując miejsce między Liamem, a Louisem.- A tak na poważnie, co wy tutaj robicie i to wszyscy?- zapytałam po chwili namysłu.
- No, bo wiesz Louis zrobił taką akcję ratowniczą, że musieliśmy tutaj przyjechać.- wytłumaczył Niall, ale jakoś średnio go zrozumiałam.
- To gdzie chcesz jechać?- dodał Liam, uważnie się we mnie wpatrując.
- Do domu, a gdzie? Już dawno powinnam w nim być i jeść obiad- na samą myśl o jedzeniu, zaburczało mi w brzuchu.
- Niall, daj jej coś do jedzeni!- w tym momencie, blondyn otworzył swoją torbę.
- Okay, to co chcesz? Żelki, czipsy, babeczki, czekoladę, parówki, wafle ryżowe, kabanosy...- Niall zaczął wyciągać wszystkie te produkty, a ja z podziwem wpatrywałam się w niego.- A ten, no, bo żelek ci nie dam, więc musisz wybrać coś innego- dodał, po czym schował dwie paczki misiowatych żelek do kieszeni kurtki.
Auto ruszyło, a ja zabrałam się za jedzenie wafli ryżowych, bo na koniec tylko to mi zostało, ponieważ resztę rzeczy Niall, wpakował do swojej ciemnej, skórzanej torby. Po kilkunastu minutach, samochód się zatrzymał, a siedzący z brzegu Lou otworzył tylne drzwi.
- Ej to nie jest mój dom. Gdzie ja do cholery jestem?- spytałam, obracając się wkoło, lokalizując okolicę, w której w danym momencie się znajdowałam.
- Jak to gdzie? W domu- odpowiedział, Harry uśmiechając się przy tym złośliwie.
- Jeszcze pamiętam, jak wygląda mój dom!
- Dobra, nie marudź tylko chodź- powiedział Zayn, łapiąc mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę budynku, jednak jakoś udało mi się mu wyrwać.
- Nigdzie nie pójdę- pożałowałam tych słów, bo mulat obszedł mnie od tyłu, po czym wziął na ręce i wniósł do domu.
Mimo że chłopaki są gwiazdami, dom mieli urządzony naprawdę skromny i zarazem odrobinę zaniedbany. Cały ich mieszkanko, było bardzo podobne do mojego pokoju. Chodzi mi o to, że był w taki sam sposób zagracony.
- Chcesz coś do jedzenia?- spytał Niall.
- To wy gotujecie?- zdziwiłam się.
- No coś ty!- zaprzeczyli wszyscy, prawie że jednocześnie, a blondyn wyjął z kieszeni telefon, odszukał jakiś numer i przyłożył komórkę do ucha.
- Siema, dla mnie dwa razy udka kurczaka ze wszystkim, dwie pizze z podwójną szynką, raz szaszłyk wieprzowy i raz drobiowy, oba z frytkami, a co dla was chłopaki- zaśmiał się głośno.- Nie no żart, jestem na diecie, więc tym razem zamawiam mniej- wytłumaczył.- Merry, a co dla Ciebie?- nie odpowiedziałam nic- i jeszcze nuggetsy z frytkami- zakończył rozmowę, krótkim na razie.
- Lubisz nuggetsy?- spojrzał na mnie.
- Hmm, bo ja tak właściwie, no ten jestem wegetarianką- sztucznie się do nich uśmiechnęłam, odkrywając przy tym zęby.
- Mogłaś mówić szybciej- skomentował Harry.- W lodówce są budynie, jak chcesz to się poczęstuj.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo Louis chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów. Ledwo nadążałam za jego tempem, a ostatecznie znalazłam się w czyjejś sypialni, nawet wiedziałam w czyjej, bo wiadomo, że chłopak nie zabrałby mnie do pokoju, któregoś ze swoich kolegów, a tak ogólnie na drzwiach była kartka z napisem, szef szefów-Louis Tomlinson.
- Lou, mam się bać?
- Nie, nie. Ja chciałem tylko z tobą porozmawiać, a w salonie mam za dużą konkurencję- odparł chłopak.
- A o czym chcesz rozmawiać?
- O wszystkim.
Tak się i stało, rozmawialiśmy. O rzeczach śmiesznych, banalnych oraz o tych smutniejszych i poważniejszych. Muszę przyznać, że było bardzo miło, w ogólne jak byłam w jego towarzystwie zapominałam o wszystkim dookoła. Kiedy Louis poruszył temat mojego taty, z oczy popłynęły mi łzy. Na tą reakcję, chłopak przysunął się bliżej mnie, otarł wierzchem dłoni moje łzy i mocno mnie do siebie przytulił. Wtulona w jego ciepły tors czułam się cudownie, jednak tą niesamowitą chwilę przerwał wibrujący telefon, który znajdował się w mojej kieszeni. Początkowo zignorowałam moją komórkę, ale ktoś ie dawał za wygraną.
- Przepraszam, ale muszę odebrać- spojrzałam na Louisa przepraszającym wzrokiem, a on wypuścił mnie z uścisku.
- Halo?
- Nareszcie. Merry, gdzie ty jesteś? Miałyśmy iść do babci na siedemnastą- zaczęła, nerwowo moja mama.
- O kurczę, zapomniałam, będę za dziesięć minut- zerknęłam na Louisa, który uniósł jedną brew. Rozłączyłam się, po czym podniosłam się z kanapy, a następnie szybkim krokiem udałam się do drzwi pokoju.
- Zaczekaj!- zatrzymał mnie Lou, gdy chwyciłam za klamkę.- Nie powiesz mi, gdzie idziesz?
- Muszę wracać do domu- odparłam szybko.
- Ale czemu?- drążył chłopak.
- Odwieziesz mnie, czy mam iść na przystanek?- zapanowała grobowa cisza.- Hallo Louis!
- Dobra, zawiozę cię- odpowiedział w końcu. Wiedziałam, że ma prawo jazdy, bo zdążył mi się tym pochwalić, podczas naszej wspólnej rozmowy, którą odbyliśmy parę minut temu.
- Pa chłopaki- rzuciłam na pożegnanie, wychodząc z ich domu.
Całe szczęście pięć minut później zatrzymaliśmy się pod moim domem. O dziwo chłopcy nie mieszkali daleko.
- Dzięki Lou, jesteś wielki- dałam mu buziaka w policzek, po czym zwinnie wyślizgnęłam się z samochodu.
- Gdzie ty byłaś tyle czasu?- spytała mama, kiedy spostrzegła, że weszłam do domu.
- U znajomych. Przepraszam, ale zupełnie zapomniałam o tej wizycie u babci.
Następnego dnia w szkole, nigdzie nie mogłam znaleźć, żadnego z chłopaków. Początkowo myślałam, że może nagrywają oni jakieś piosenki na nową płytę, albo mają wywiad w znanej telewizji, czy coś w tym rodzaju. Jednak po matematyce, podsłuchałam rozmowę dziewczyn z mojej klasy.
- Słyszałaś o tym wypadku?- zapytała blondynka, swoją rudą przyjaciółkę.
- No, pewnie, cała Anglia o niej mówi- odpowiedziała ta druga, po czym odeszły.
Jak to cała Anglia, ja nic nie wiem. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do Louisa. Ale nikt nie odpowiadał, więc zadzwoniłam do kolejnego na liście moich kontaktów Nialla. Po długim czasie wreszcie ktoś odebrał.
- Niall, nie chce z nikim teraz rozmawiać, tak samo jak każdy z nas- usłyszałam głos Harrego.
- Harry, to ja Merry, proszę nie rozłączaj się. Co się stało, czemu nie ma was w szkole?
- Szpital w centrum- tylko to usłyszałam, a gdy Harry kończył mówić, ja wybiegałam już ze szkoły, nie zwracając uwagi na ludzi, czy auta.
__________________________________________________________________
Chcę powiedzieć skoro nikomu nie chce się komentować, a przypominam, że mogą to robić wszyscy to chociaż było by mi miło gdybyście wybrali jakąś reakcję, która znajduję się po każdym postem. :)
Ogólnie myślałam, nad tym żeby skończyć pisanie tego bloga, ale nie wiem jeszcze, jak postąpię xD <3 <3