- Tak, słucham?-
odparłam, nadusiwszy zieloną słuchawkę.
- Czy rozmawiam z panią Merry Lerone?- spytał, kobiecy, poważny głos.
- Tak to ja. O co chodzi?
- Nazywam się Anna Logan, dzwonię ze szpitala w Manchesterze i niestety nie mam dobrej wiadomości. Pańska matka leży u nas w bardzo ciężkim stanie. Możliwe, że to ostatnie dni jej życia- odparła kobieta, a ja bez słowa odpowiedzi, rozłączyłam się.
- Dlaczego?- spytałam cicho powietrze.
- Ej, co się stało?- spytał Nick, z którego samochodu nie zdążyłam jeszcze wysiąść.
- Muszę jechać do Manchesteru- odburknęłam, a wcześniej gromadzone w moich oczach łzy, uwolniły się i spłynęły po mych policzkach, a ja wbiłam pusty wzrok w szybę, nie chciałam, żeby Nick w tym momencie widział, że płaczę.
- Dosyć kosztowną wycieczkę wybrałaś- skomentował żartobliwie, a ja odwróciłam zapłakaną twarz w jego stronę, w taki sposób chciałam mu uświadomić, że nie jest mi do śmiechu.- Przepraszam- odparł.
- Moja mama, on… Ona jest w krytycznym stanie…- wyszeptałam.
- Zawiozę cię do niej- powiedział Nick, po krótkiej chwili namysłu.- Za pół godziny wracam tu po ciebie, jadę spakować co nieco i zatankować- odparł, a ja kiwnęłam głową, a następnie wyszłam z samochodu.
Weszłam do domu, który o dziwo był otwarty, a w jego wnętrzu krzątała się Danielle. Dziewczyna najwidoczniej przygotowywała przyjęcie niespodziankę, na jutrzejszy powrót chłopaków.
- Jedziesz gdzieś?- spytała dziewczyna, gdy po dwudziestu minutach zeszłam do salonu z małą torbą podróżną.
- Tak do Manchesteru. Moja mama umiera- z trudem te słowa przeszły przez moje gardło.
- Jadę z tobą, nie pozwolę na to, żebyś została sama w tak trudnej sytuacji- postanowiła.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale przecież nie masz nawet ze sobą żadnych rzeczy, a jutro, jutro przecież wraca Liam, za którym tak tęsknisz.
- Mam- pokazała, czerwoną walizkę.- Miałam zamiar zostać tu do jutra i dokończyć przygotowywanie przyjęcia dla chłopaków.
- Wiesz co, jeśli bardzo chcesz to twoja sprawa, czy pojedziesz, czy nie, ale nie mamy czasu. Musimy już iść- powiedziałam, kiedy usłyszałam z zewnątrz klakson.
- Mamy pasażera- odparłam, wsiadając na tylnie siedzenie i jednocześnie puszczając Danielle do przodu.
- Czemu ty nie usiądziesz z przodu?- zdziwił się chłopak.
- Ona jest w ciąży. Dobra, ruszaj już- popędziłam go. Wtem Nick odpalił silnik.
Przez całe trzy godziny drogi do Manchesteru nie odezwałam się ani słowem. Cały czas wpatrywałam się w spływające, niczym ludzkie łzy, krople deszczu, które błądziły własnymi ścieżkami wzdłuż szyby. Kiedy byliśmy już na miejscu, a właściwie na szpitalnym parkingu, w mgnieniu oka wyskoczyłam z auta i popędziłam w stronę budynku.
- Dzień dobry, nazywam się Merry Lerone i szukam mojej mamy- odparłam, gdy zzipana stanęłam przed ladą w recepcji.
- Pańska matka ma właśnie ważną operację. Szczegółów może się pani dowiedzieć u ordynatora na drugim piętrze- odpowiedziała kobieta.
- Dziękuję- odburknęłam i ruszyłam w stronę windy, która właśnie zjechała na parter.
Kiedy znalazłam się już na owym piętrze zaczęłam poszukiwania drzwi od gabinetu.
- Są- szepnęłam, gdy dostrzegłam te właściwe. Zapukałam i nie czekając na odpowiedź, weszłam do pomieszczenia, w którym siedział sędziwy mężczyzna w białym fartuchu i z okularami na nosie.- Dzień dobry, mogę?- odparłam, po czym usiadłam na krześle wskazanym przez ordynatora.
- O co chodzi?- spytał, grubym głosem.
- Moja mama, leży w tym szpitalu w bardzo złym stanie, a recepcjonistka powiedziała, że ma ona właśnie operację. Chciałam się od pana dowiedzieć, co jej właściwie jest i czy w ogóle z tego wyjdzie? Caroline Lerone, tak się nazywa.
- A, chodzi o naszą panią doktor. Sytuacja nie jest za dobra. Niestety nie mam dobrych wiadomości. Pani matka ma poważnego i do tej pory nie leczonego raka płuc, a co gorsza z przerzutami do serca.
- Ale czemu?- zadałam pytanie, a z moich oczu znowu popłynęły niekontrolowane łzy.
- Przypuszczam, że to od palenia. Mama paliła prawda?
- Yhm.
- Obiecuję, że zrobimy co w naszej mocy- odparł mężczyzna, a ja cała zapłakana wyszłam z gabinetu.
Na korytarzu kręciła się Danielle z Nickiem. Dziewczyna, gdy mnie ujrzała podeszła do mnie i mocno do siebie przytuliła.
- Hej, kochana, nie płacz, wszystko będzie, zobaczysz- pocieszała mnie, jednak ja w głębi duszy przeczuwałam, że wcale tak nie będzie.
- Tutaj macie klucze i kartkę z adresem domu mamy. Możecie czuć się jak u siebie- wysunęłam w ich stronę owe przedmioty i sztucznie się uśmiechnęłam.
- A co z tobą?
- Zostanę tutaj- odpowiedziałam i usiadłam na ziemi, która moim zdaniem była wygodniejsza niż te plastikowe krzesła.
- Zostanę z tobą- powiedział Nick, siadając obok mnie.
- Nie, Chcę zostać sama!- wypaliłam poważnym głosem.- Zawieź Danielle do domu i zróbcie sobie coś do jedzenia- dodałam.
- Ale…- zaczął.
- Idź już stąd!- powiedziałam i znowu zaczęłam płakać. Chłopak podniósł się z ziemi i razem z Danielle zniknęli za rogiem. Natomiast ja zakryłam rozmazane oczy dłońmi, bo mój płacz z minuty, na minutę się nasilał.
- Przepraszam- poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu, a gdy otworzyłam oczy, okazało się, że jestem przykryta kocem.
- Czy ja zasnęłam?- spytałam zaspanym głosem.
- Tak, przespała pani całą noc- odpowiedziała, kucając obok mnie pielęgniarka.- Może pani wejść do mamy- po tych słowach kobiety, zerwałam się na równe nogi.- Tylko ostrzegam, że widok nie będzie miły, pani matka jest w śpiączce- dodała kobieta, gdy ja już łapałam za klamkę, białych drzwi.
W środku było strasznie jasno, co sprawiło, że na początku obraz, który widziałam był mocno zamazany. Jednak, gdy oczy się przyzwyczaiły dostrzegłam nieruchome ciało mojej mamy, przy której w ułamku sekundy się znalazłam. Jedną ręką chwyciłam jej zimną dłoń, a drugą otarłam spływającą po moim policzku łzę.
- Dlaczego mi to robisz? Jesteś przecież taka młoda, całe życie przed tobą- zaczęłam mówić, patrząc na jej zamknięte oczy.- Tak bardzo żałuję, że cię opuściłam, zachowałam się tak egoistycznie. To przeze mnie zostałaś sama w tym wielkim mieście, bez pomocy i opieki. Nie możesz mnie teraz zostawić. Tak bardzo bym chciała, żebyś w przyszłości bawiła się na moim weselu, a później rozpieszczała moje dzieci, a twoje wnuki. Widzisz jak bardzo ciebie potrzebuję, ciebie, twojej troski, twojego szczerego uśmiechu- zaczęłam wymieniać jednocześnie płacząc jak małe dziecko.
- Możemy?- usłyszałam zza pleców, znajomy głos Danielle.
- Tak- odpowiedziałam, nawet nie odwróciwszy wzroku.
- Wszystko będzie dobrze- kolejny raz dziewczyna powtórzyła te słowa, po czym przytuliła mnie od tyłu. Tak bardzo chciałabym uwierzyć w te słowa, tak bardzo.
Nagle zadzwonił mój telefon, a tak dokładniej to Louis. Nie byłam teraz w stanie z nim rozmawiać. Jednak ten nie zaprzestawał i co chwilę byłam zmuszona odrzucać kolejne połączenia przychodzące.
- Ja się tym zajmę- odpowiedział Nick, po czym ostrożnie wyjął telefon z mojej ręki i wyszedł z sali.
- Czy rozmawiam z panią Merry Lerone?- spytał, kobiecy, poważny głos.
- Tak to ja. O co chodzi?
- Nazywam się Anna Logan, dzwonię ze szpitala w Manchesterze i niestety nie mam dobrej wiadomości. Pańska matka leży u nas w bardzo ciężkim stanie. Możliwe, że to ostatnie dni jej życia- odparła kobieta, a ja bez słowa odpowiedzi, rozłączyłam się.
- Dlaczego?- spytałam cicho powietrze.
- Ej, co się stało?- spytał Nick, z którego samochodu nie zdążyłam jeszcze wysiąść.
- Muszę jechać do Manchesteru- odburknęłam, a wcześniej gromadzone w moich oczach łzy, uwolniły się i spłynęły po mych policzkach, a ja wbiłam pusty wzrok w szybę, nie chciałam, żeby Nick w tym momencie widział, że płaczę.
- Dosyć kosztowną wycieczkę wybrałaś- skomentował żartobliwie, a ja odwróciłam zapłakaną twarz w jego stronę, w taki sposób chciałam mu uświadomić, że nie jest mi do śmiechu.- Przepraszam- odparł.
- Moja mama, on… Ona jest w krytycznym stanie…- wyszeptałam.
- Zawiozę cię do niej- powiedział Nick, po krótkiej chwili namysłu.- Za pół godziny wracam tu po ciebie, jadę spakować co nieco i zatankować- odparł, a ja kiwnęłam głową, a następnie wyszłam z samochodu.
Weszłam do domu, który o dziwo był otwarty, a w jego wnętrzu krzątała się Danielle. Dziewczyna najwidoczniej przygotowywała przyjęcie niespodziankę, na jutrzejszy powrót chłopaków.
- Jedziesz gdzieś?- spytała dziewczyna, gdy po dwudziestu minutach zeszłam do salonu z małą torbą podróżną.
- Tak do Manchesteru. Moja mama umiera- z trudem te słowa przeszły przez moje gardło.
- Jadę z tobą, nie pozwolę na to, żebyś została sama w tak trudnej sytuacji- postanowiła.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale przecież nie masz nawet ze sobą żadnych rzeczy, a jutro, jutro przecież wraca Liam, za którym tak tęsknisz.
- Mam- pokazała, czerwoną walizkę.- Miałam zamiar zostać tu do jutra i dokończyć przygotowywanie przyjęcia dla chłopaków.
- Wiesz co, jeśli bardzo chcesz to twoja sprawa, czy pojedziesz, czy nie, ale nie mamy czasu. Musimy już iść- powiedziałam, kiedy usłyszałam z zewnątrz klakson.
- Mamy pasażera- odparłam, wsiadając na tylnie siedzenie i jednocześnie puszczając Danielle do przodu.
- Czemu ty nie usiądziesz z przodu?- zdziwił się chłopak.
- Ona jest w ciąży. Dobra, ruszaj już- popędziłam go. Wtem Nick odpalił silnik.
Przez całe trzy godziny drogi do Manchesteru nie odezwałam się ani słowem. Cały czas wpatrywałam się w spływające, niczym ludzkie łzy, krople deszczu, które błądziły własnymi ścieżkami wzdłuż szyby. Kiedy byliśmy już na miejscu, a właściwie na szpitalnym parkingu, w mgnieniu oka wyskoczyłam z auta i popędziłam w stronę budynku.
- Dzień dobry, nazywam się Merry Lerone i szukam mojej mamy- odparłam, gdy zzipana stanęłam przed ladą w recepcji.
- Pańska matka ma właśnie ważną operację. Szczegółów może się pani dowiedzieć u ordynatora na drugim piętrze- odpowiedziała kobieta.
- Dziękuję- odburknęłam i ruszyłam w stronę windy, która właśnie zjechała na parter.
Kiedy znalazłam się już na owym piętrze zaczęłam poszukiwania drzwi od gabinetu.
- Są- szepnęłam, gdy dostrzegłam te właściwe. Zapukałam i nie czekając na odpowiedź, weszłam do pomieszczenia, w którym siedział sędziwy mężczyzna w białym fartuchu i z okularami na nosie.- Dzień dobry, mogę?- odparłam, po czym usiadłam na krześle wskazanym przez ordynatora.
- O co chodzi?- spytał, grubym głosem.
- Moja mama, leży w tym szpitalu w bardzo złym stanie, a recepcjonistka powiedziała, że ma ona właśnie operację. Chciałam się od pana dowiedzieć, co jej właściwie jest i czy w ogóle z tego wyjdzie? Caroline Lerone, tak się nazywa.
- A, chodzi o naszą panią doktor. Sytuacja nie jest za dobra. Niestety nie mam dobrych wiadomości. Pani matka ma poważnego i do tej pory nie leczonego raka płuc, a co gorsza z przerzutami do serca.
- Ale czemu?- zadałam pytanie, a z moich oczu znowu popłynęły niekontrolowane łzy.
- Przypuszczam, że to od palenia. Mama paliła prawda?
- Yhm.
- Obiecuję, że zrobimy co w naszej mocy- odparł mężczyzna, a ja cała zapłakana wyszłam z gabinetu.
Na korytarzu kręciła się Danielle z Nickiem. Dziewczyna, gdy mnie ujrzała podeszła do mnie i mocno do siebie przytuliła.
- Hej, kochana, nie płacz, wszystko będzie, zobaczysz- pocieszała mnie, jednak ja w głębi duszy przeczuwałam, że wcale tak nie będzie.
- Tutaj macie klucze i kartkę z adresem domu mamy. Możecie czuć się jak u siebie- wysunęłam w ich stronę owe przedmioty i sztucznie się uśmiechnęłam.
- A co z tobą?
- Zostanę tutaj- odpowiedziałam i usiadłam na ziemi, która moim zdaniem była wygodniejsza niż te plastikowe krzesła.
- Zostanę z tobą- powiedział Nick, siadając obok mnie.
- Nie, Chcę zostać sama!- wypaliłam poważnym głosem.- Zawieź Danielle do domu i zróbcie sobie coś do jedzenia- dodałam.
- Ale…- zaczął.
- Idź już stąd!- powiedziałam i znowu zaczęłam płakać. Chłopak podniósł się z ziemi i razem z Danielle zniknęli za rogiem. Natomiast ja zakryłam rozmazane oczy dłońmi, bo mój płacz z minuty, na minutę się nasilał.
- Przepraszam- poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu, a gdy otworzyłam oczy, okazało się, że jestem przykryta kocem.
- Czy ja zasnęłam?- spytałam zaspanym głosem.
- Tak, przespała pani całą noc- odpowiedziała, kucając obok mnie pielęgniarka.- Może pani wejść do mamy- po tych słowach kobiety, zerwałam się na równe nogi.- Tylko ostrzegam, że widok nie będzie miły, pani matka jest w śpiączce- dodała kobieta, gdy ja już łapałam za klamkę, białych drzwi.
W środku było strasznie jasno, co sprawiło, że na początku obraz, który widziałam był mocno zamazany. Jednak, gdy oczy się przyzwyczaiły dostrzegłam nieruchome ciało mojej mamy, przy której w ułamku sekundy się znalazłam. Jedną ręką chwyciłam jej zimną dłoń, a drugą otarłam spływającą po moim policzku łzę.
- Dlaczego mi to robisz? Jesteś przecież taka młoda, całe życie przed tobą- zaczęłam mówić, patrząc na jej zamknięte oczy.- Tak bardzo żałuję, że cię opuściłam, zachowałam się tak egoistycznie. To przeze mnie zostałaś sama w tym wielkim mieście, bez pomocy i opieki. Nie możesz mnie teraz zostawić. Tak bardzo bym chciała, żebyś w przyszłości bawiła się na moim weselu, a później rozpieszczała moje dzieci, a twoje wnuki. Widzisz jak bardzo ciebie potrzebuję, ciebie, twojej troski, twojego szczerego uśmiechu- zaczęłam wymieniać jednocześnie płacząc jak małe dziecko.
- Możemy?- usłyszałam zza pleców, znajomy głos Danielle.
- Tak- odpowiedziałam, nawet nie odwróciwszy wzroku.
- Wszystko będzie dobrze- kolejny raz dziewczyna powtórzyła te słowa, po czym przytuliła mnie od tyłu. Tak bardzo chciałabym uwierzyć w te słowa, tak bardzo.
Nagle zadzwonił mój telefon, a tak dokładniej to Louis. Nie byłam teraz w stanie z nim rozmawiać. Jednak ten nie zaprzestawał i co chwilę byłam zmuszona odrzucać kolejne połączenia przychodzące.
- Ja się tym zajmę- odpowiedział Nick, po czym ostrożnie wyjął telefon z mojej ręki i wyszedł z sali.
- Chcesz coś do
jedzenia?- spytała Danielle.
- Dzięki, nie jestem głodna- odpowiedziałam cicho.- Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Wiem jak musiała cierpieć, a tak naprawdę nikt nie mógł jej pomóc- zaczęłam mówić ni to do siebie, ni to do Danielle.
- Oni tu lecą- wtrącił Nick, który ponownie wszedł na salę.
- Jak to? Jadą tu?- podniosłam głos i ciało z krzesła.
- Powiedziałem twojemu chłopakowi w skrócie co się wydarzyło, a w odpowiedzi na to dostałem informację, że wasi kumple wsiadają w pierwszy samolot do Manchesteru i zaraz tu będą- wytłumaczył.
- Mogę zostać sama?- spytałam spokojnie, a Nick i Danielle bez słowa wyszli za drzwi.
- Mamo, ja nie chcę, żeby oni mnie widzieli w takim stanie. A może to tylko sen, a raczej koszmar? Zaraz się obudzę i wszystko będzie jak dawniej. Będziemy mieszkać razem w Londynie i nigdy nie pozwolę ci mnie opuścić- zaczęłam mówić już od rzeczy, ale to było lepsze niż głucha cisza.- Pamiętasz jak czytałaś mi książki jak byłam chora, a wtedy moje samopoczucie się polepszało? Mam przy sobie naszą ulubioną książkę. Może to pomoże- wyjęłam z torby książkę, którą zaczęłam czytać na głos. Od czasu, do czasu zatrzymywałam się, żeby wtrącić jakiś niepotrzebny komentarz.
Nie doczytałam do końca, coś mi przerwało. Tym czymś był mały, czarno biały ekranik przy łóżku, który zaczął wskazywać coraz niższy puls mojej mamy. Spadał on stopniowo, powoli, a ja tylko bezradnie się w niego wpatrywałam, nie wiedziałam co mam zrobić. Pustka ogarnęła mój umysł i ciało.
- Proszę stąd wyjść!- drzwi otworzyły się, a do środka wbiegło dwóch lekarzy.- Proszę stąd w tej chwili wyjść!- krzyknął jeden z nich na mnie, na co ja z płaczem wybiegłam na korytarz, wpadając na Louisa, który stał w przejściu. Gdy go rozpoznałam, mocno się w niego wtuliłam i zaczęłam głośno płakać.
- Ciii, Ciii, wszystko będzie dobrze- zaczął mnie uspokajać, delikatnie gładząc moje włosy.
- A właśnie, że nie. Zrozumcie wy wszyscy, nic nie będzie dobrze, ona umiera i to przeze mnie- zaczęłam krzyczeć, a następnie wyrwałam się z jego uścisku i zsunęłam się na ziemię tuż pod ścianą.
- Posłuchaj mnie. To nie jest twoja wina, nie możesz się osądzać. Tak widocznie musi być- dosiadł się do mnie i otarł moje mokre od łez policzki.
- Ale…- nie dokończyłam, bo w tej chwili z sali, w której przed chwilą była, wyszli ci dwaj lekarze.
- Robiliśmy co w naszej mocy. Jednak Bóg wybrał inny los, dla pańskiej matki- odparł jeden z nich, a moje ciało zaczęło drżeć. Czyli to nie był sen? Właśnie straciłam najdroższą mi osobę. W tym momencie coś zaczęło rozsadzać mnie od środka. Sama nie wiem co to było, czy smutek, czy może żal, albo jeszcze coś innego.
Nie płakałam, siedziałam bezsilnie na podłodze, bezsilnie wpatrując się w głąb sali i na łóżko i przykryte prześcieradłem ciało.
- Merry, słońce. Nie martw się, ona jest teraz w innym lepszym świecie- odparł Lou, a ja nieco oprzytomniałam.- Może i nie możesz jej zobaczyć na własne oczy, ale uwierz mi ona zawsze będzie w twoim sercu- mówił to tak prawdziwie, że aż poczułam dziwne uczucie w sercu, jakby moja mama chciała mi powiedzieć, że już znalazła sobie w nim miejsce dla siebie.
_______________________________________
I co chyba wcale nie jest taki smutny, jak mi się wydawało. Dobra dzięki za poprzednie 10 komentarzy i liczę, że teraz będzie tyle samo, albo i jeszcze więcej. DŁUGIE KOMENTARZE POPROSZĘ :)
- Dzięki, nie jestem głodna- odpowiedziałam cicho.- Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Wiem jak musiała cierpieć, a tak naprawdę nikt nie mógł jej pomóc- zaczęłam mówić ni to do siebie, ni to do Danielle.
- Oni tu lecą- wtrącił Nick, który ponownie wszedł na salę.
- Jak to? Jadą tu?- podniosłam głos i ciało z krzesła.
- Powiedziałem twojemu chłopakowi w skrócie co się wydarzyło, a w odpowiedzi na to dostałem informację, że wasi kumple wsiadają w pierwszy samolot do Manchesteru i zaraz tu będą- wytłumaczył.
- Mogę zostać sama?- spytałam spokojnie, a Nick i Danielle bez słowa wyszli za drzwi.
- Mamo, ja nie chcę, żeby oni mnie widzieli w takim stanie. A może to tylko sen, a raczej koszmar? Zaraz się obudzę i wszystko będzie jak dawniej. Będziemy mieszkać razem w Londynie i nigdy nie pozwolę ci mnie opuścić- zaczęłam mówić już od rzeczy, ale to było lepsze niż głucha cisza.- Pamiętasz jak czytałaś mi książki jak byłam chora, a wtedy moje samopoczucie się polepszało? Mam przy sobie naszą ulubioną książkę. Może to pomoże- wyjęłam z torby książkę, którą zaczęłam czytać na głos. Od czasu, do czasu zatrzymywałam się, żeby wtrącić jakiś niepotrzebny komentarz.
Nie doczytałam do końca, coś mi przerwało. Tym czymś był mały, czarno biały ekranik przy łóżku, który zaczął wskazywać coraz niższy puls mojej mamy. Spadał on stopniowo, powoli, a ja tylko bezradnie się w niego wpatrywałam, nie wiedziałam co mam zrobić. Pustka ogarnęła mój umysł i ciało.
- Proszę stąd wyjść!- drzwi otworzyły się, a do środka wbiegło dwóch lekarzy.- Proszę stąd w tej chwili wyjść!- krzyknął jeden z nich na mnie, na co ja z płaczem wybiegłam na korytarz, wpadając na Louisa, który stał w przejściu. Gdy go rozpoznałam, mocno się w niego wtuliłam i zaczęłam głośno płakać.
- Ciii, Ciii, wszystko będzie dobrze- zaczął mnie uspokajać, delikatnie gładząc moje włosy.
- A właśnie, że nie. Zrozumcie wy wszyscy, nic nie będzie dobrze, ona umiera i to przeze mnie- zaczęłam krzyczeć, a następnie wyrwałam się z jego uścisku i zsunęłam się na ziemię tuż pod ścianą.
- Posłuchaj mnie. To nie jest twoja wina, nie możesz się osądzać. Tak widocznie musi być- dosiadł się do mnie i otarł moje mokre od łez policzki.
- Ale…- nie dokończyłam, bo w tej chwili z sali, w której przed chwilą była, wyszli ci dwaj lekarze.
- Robiliśmy co w naszej mocy. Jednak Bóg wybrał inny los, dla pańskiej matki- odparł jeden z nich, a moje ciało zaczęło drżeć. Czyli to nie był sen? Właśnie straciłam najdroższą mi osobę. W tym momencie coś zaczęło rozsadzać mnie od środka. Sama nie wiem co to było, czy smutek, czy może żal, albo jeszcze coś innego.
Nie płakałam, siedziałam bezsilnie na podłodze, bezsilnie wpatrując się w głąb sali i na łóżko i przykryte prześcieradłem ciało.
- Merry, słońce. Nie martw się, ona jest teraz w innym lepszym świecie- odparł Lou, a ja nieco oprzytomniałam.- Może i nie możesz jej zobaczyć na własne oczy, ale uwierz mi ona zawsze będzie w twoim sercu- mówił to tak prawdziwie, że aż poczułam dziwne uczucie w sercu, jakby moja mama chciała mi powiedzieć, że już znalazła sobie w nim miejsce dla siebie.
_______________________________________
I co chyba wcale nie jest taki smutny, jak mi się wydawało. Dobra dzięki za poprzednie 10 komentarzy i liczę, że teraz będzie tyle samo, albo i jeszcze więcej. DŁUGIE KOMENTARZE POPROSZĘ :)
Omg! ja płaczę!! nie mogę jakie piękne i te słowa Louisa aww cudowne *__* dlaczego jej mama umarła? :( rozdział jest piekny nie mogę się doczekać kolejnego!! jeszcze raz cudowny!
OdpowiedzUsuńEj ! JA PŁACZĘ JAK POJEBANA !!!!!!!! ;c Dlaczego ona umarła ? No dlaczego ? ;c Cudowny i smutny rozdział. Pisz szybko następny ! / Natalia Kufel
OdpowiedzUsuńOjojojojojojojoj... jaki smutny.. szkoda że jej matka umarła.. rozdział bardzo pomysłowy myślałam raczej że coś się stanie z Louisem.. o matce szczerze to nawet zapomniałam..
OdpowiedzUsuńextra! czekam na następny..
:'(
OdpowiedzUsuńco do rozdziału to brak mi słów. oczywiście jest świetny jak wszystkie ale tak tu smutno :( mogłaś to trochę mniej tragicznie zakończyć :(
trochę się zapuściłam w tym blogu ale ogarnęłam na którym rozdziale skończyłam i doszłam do tego momentu.
OdpowiedzUsuńNO JAK, JAK JAK MOGŁAŚ ZROBIĆ COŚ TAKIEGO? Boże, mało co się nie poryczałam ;___________; dobra muzyka i płacz gwarantowany. ogólnie to mi się spodobał moment że chłopcy jak sie dowiedzieli od razu przylecieli... pokazałaś jaki Lou jest opiekuńczy :') czekam w ogóle na reakcję Liama jak mu Dan powie o ciąży.... i co do tamtego rozdziału czy któregoś "nie, pizza zapładnia" HAHAHAHAHAHHAHAHAHAAHAHHAHA lol jebłam XD czekam na następny i mam nadzieję ze mnie powiadomisz :) (@makemewannadiex) zyczę powodzenia w pisaniu nastepnego :* x
a tak btw. wpadniesz, poczytasz i skomentujesz? byłabym wdzięczna :) x http://hundred-percent-reason.blogspot.com/
UsuńHaaa.. Ja Izolda mogę się nazwać ponownie GENIUSZEM :D.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Marry, zabrałaś jej mamę :( smutno mi... bo czytając to wczuwam się w główną bohaterkę..
Kurczę.. wyobrażam sobie jak kochany Liaś zareaguje na to, że teraz nie tylko będzie Daddy Direction ale też Daddy Baby :D
Ohh kocham to.. next please ^^
Buziaki Iza. xx
Kocham cię <3 Ten blok jest naprawdę zajebisty <3
OdpowiedzUsuńPiękne <3. Cudowny rozdział <3. Czekam jak zawsze na następny. Chce też podzękować że byłaś, że czytałaś mojego bloga którego jak wiesz dzisiaj zakończyłam ostatecznie. Ale cóż mam nadzieję że nadal będziesz chodź na nowym blogu <3. Kocham cię i życzę weny <3.
OdpowiedzUsuń