środa, 11 lipca 2012

Rozdział 7


- Szpital w centrum- tylko to usłyszałam, a gdy Harry kończył mówić, ja wybiegałam już ze szkoły, nie zwracając uwagi na ludzi, czy auta. Całe szczęście do szpitala nie było daleko i nie musiałam czekać 20 minut na autobus.
Niedługo później byłam już w recepcji.
- Witam. Pani do kogo?- spytała, ubrana w biały fartuch, kobieta stojąca za biurkiem.
- Nie jestem pewna, do kolegi trafił tu chyba wczoraj wieczorem, albo dzisiaj- mówiłam, starając się złapać powietrze.
- Nie zna pani imienia tego kolegi?
- Znam imiona ich wszystkich, tylko problem jest w tym, że nie wiem, który z nich tutaj jest pacjentem.
- Dobra, jakoś postaram ci pomóc- wyjęła z szafki jakiś gruby zeszyt, po czym podała mi go otworzonego, gdzieś w połowie.- Tu są wszyscy przyjęci z ostatnich dni, może odnajdziesz tutaj kolegę.
Przejeżdżałam palcem przez kolejne imiona, których nie znałam. Przewróciłam stronę i dopiero tam ukazało mi się coś znajomego. Louis Tomlinson godzina 18.04, to właśnie to rzuciło mi się w oczy, które się zaszkliły.
- To on- wskazałam palcem na zapis w zeszycie.
- A Louis, drugie piętro, sala 305- byłam tak przejęta, że zapomniałam podziękować i bez słowa ruszyłam ku windzie, która tuż przed moim nosem się zamknęła.
Pozostały mi schody, którymi szybko pobiegłam na górę. Ręce mi się trzęsły, nogi miałam jak z waty, ale mimo to nie zatrzymywałam się. Kiedy biegłam długim korytarzem, wpadłam na Liama, który właśnie wychodził z sali.
- Hej Liam. Gdzie on jest? Kiedy to się stało. Coś mu jest? Jak on się czuje?- pytania same cisnęły mi się na język, a ja zdyszanym głosem wypowiadałam je na głos.
- Cześć. Chłopaki wszystko Ci powiedzą, bo ja się trochę śpieszę- coś jeszcze powiedział, ale już tego nie usłyszałam, bo szybko wyminęłam Payna i weszłam do pokoju 305.
Gdy ujrzałam Louisa, leżącego na łóżku z zamkniętymi oczami, do oczu napłynęły mi łzy.
- Rozmawialiście z nim?- spytałam, spoglądając na siedzących przy łóżku chłopaków.
- Od wypadku jeszcze się nie obudził- powiedział Harry, poważnym głosem, który w jego wypadku był rzadkością.
- Jak to się, w ogóle stało?- nie mogłam się na niczym skupić, chodziłam z jednego miejsca na drugie, nie mogąc znaleźć tego odpowiedniego.
- Przywalił w drzewo i tak to się skończyło. On tutaj, a samochód w kasacji- to moja wina, pomyślałam.
- Przecież odwoził mnie do domu, gdybym wróciła autobusem nic by się nie stało- obwiniałam się w myślach.
Usiadłam na skraju łóżka Louisa i chwyciłam jego lewą dłoń, bo prawa była w gipsie. Spojrzałam na jego twarz, która nie wyrażała niczego. Z oczu popłynęły mi łzy, które jedna po drugiej moczyła szpitalną pościel.
- To wszystko moja wina- powiedziałam szepcząc, a wtedy Lou otworzył szeroko oczy.
- Mamy cię!- krzyknęli wszyscy jednocześnie.
- Nic mi nie jest, no poza zwichniętą ręką i złamanym żebrem- powiedział wesoło Lou.
Znowu mnie wkręcili, zaczęłam jeszcze bardziej płakać, po czym podniosłam się z miejsca i wyszłam z sali, trzaskając z całych sił drzwiami. Chwilę później obok mnie pojawił się Zayn. Gdy go zobaczyłam momentalnie odwróciłam się do niego plecami i zaczęłam iść w stronę schodów. Mimo to chłopak cały czas szedł za mną. Zacisnęłam pięści, a następnie się zatrzymałam i stanęłam twarzą, w twarz z Malikiem.
- Zostawcie, mnie wszyscy w świętym spokoju! Nie chcę was znać- mimo że mówiłam tylko do niego, zwracałam się w liczbie mnogiej. Wykrzyczawszy te słowa pobiegłam do windy.
Łzy ciurkiem ciekły po moim wilgotnym, czerwonym policzku. Kiedy doszłam do domu wyglądałam tragicznie. Moja twarz była cała napuchnięta, a oczy przekrwione i podkrążone. Całe szczęście, że mama nie wróciła jeszcze z pracy, więc nie widziała tego, w jakim jestem stanie.
Wyjęłam z szafki czekoladę mleczną, po czym zasiadłam przed telewizorem i zaczęłam przejeżdżać po kanałach. Jak zwykle nic ciekawego nie udało mi się znaleźć. Nagle dobiegł mnie dźwięk domofonu, byłam przekonana, że to mama, która jak zwykle zapomniała kluczy. Więc bez pytania otworzyłam furtkę.
- Hej- usłyszałam znajomy głos, gdy drzwi się otworzyły. Oczywiście nie była to mama. Zerknęłam w stronę przedpokoju, w którym stał Liam.
- Po co tu przyszedłeś?
- Chłopaki mówili, że wybiegłaś ze szpitala z płaczem, co się stało?
- A ty co taki miły? Też zaraz wytniesz mi jakiś głupi numer?!-spytałam, stanowczym głosem.
- Co ci idioci znowu zrobili?- Liam chciał do mnie podejść, ale ja dosyć szybko na to zareagowałam.
- Idź i się zapytaj swoich kochanych kolegów. A jeszcze im przekaż, że nie chcę od nich żadnych telefonów, czy SMS-ów.
- Um no to musiało być ostro.
- A i jakby co nie szukajcie mnie jutro w szkole, bo ją zmieniam- dodałam po chwili.
- Czemu? Nie rób tego.
- Liam.
- Słucham?- chłopak spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
- Wynoś się z mojego domu- powiedziałam spokojnie, ale nieco chamsko.
Liam zerknął na mnie miną niewinnego baranka, a następnie wyszedł na zewnątrz, trzaskając drzwiami.
Jeszcze tego samego dnia przeniosłam wszystkie papiery do nowego liceum, gdzie chodziła jedna z moich przyjaciółek. Całą tą dzisiejszą akcję oczywiście musiałam opowiedzieć mamie, która o dziwo przyznała mi rację.
Przez dostawałam od chłopaków kartki z przeprosinami, kwiaty i maskotki, które przysyłali na mój adres. Za to nie dzwonili i nie pisali SMS-ów, jak powiedziałam Liamowi. Moja reakcja na te prezenciki wyglądała tak, że: kartki paliłyśmy z mamą w kominku, w ogóle ich nie otwierając, kwiaty mama brała do szpitala, a pluszaki oddawałyśmy biednym dzieciom. Teraz po prostu chciałam zapomnieć, że poznałam i polubiłam chłopaków z One Direction.
Jednego dnia w drodze do nowej szkoły, dostrzegłam Louisa, który szedł w moją stronę znad przeciwka. Od razu zawróciłam i przyśpieszyłam krok, mając nadzieję, że chłopak mnie zignoruje. Jednak on tak nie zrobił, zaczął biec w moim kierunku.
- Poczekaj!- poczułam jak jego silna ręka łapie moją dłoń. Próbowałam się wyślizgnąć z tego uścisku, ale na marne.- Daj mi wszystko wytłumaczyć- ciągnął Lou.
Odwróciłam się raptownie w jego stronę, z wkurzoną miną.
- Puść mnie!- warknęłam oburzona, a w tym momencie ktoś zrobił nam zdjęcie.
- Nie, dopóki nie dasz mi wszystkiego wytłumaczyć.
- Zrozum, że nie mam ochoty na Ciebie patrzeć, a tym bardziej z Tobą rozmawiać!- ponownie podjęłam się próby uwolnienia ręki, ale i tym razem mi się nie udało.
- Czemu taka jesteś?- spojrzał na mnie pytająco.
- Taka, czyli jaka? Obojętna na was?
- No właśnie taka.
- Nie rozumiesz? Wiesz co ja wtedy czułam. Cholernie się o Ciebie bałam. Zależało mi- odpowiedziałam.
- Daj mi jeszcze jedną szansę, mi i chłopakom.
- No nie wiem, muszę z nimi porozmawiać.
- Dobra to jedziemy- Louis szybko zatrzymał jakąś taksówkę, po czym otworzył przede mną drzwi auta.
Wszyscy niesamowicie się zdziwili widząc mnie w ich domu.
- A więc Lou, zależy ci na mnie?- rzuciłam te słowa w stronę chłopaka.
- Myślę, że tak, chyba nawet zaczynam coś do Ciebie czuć- powiedział to tak prawdziwie.
- O to wprost idealnie. Pokażę ci jak mnie to bolało, tylko w trochę inny sposób- wszyscy mieli takie wyrazy twarzy, jakby byli głusi.
- Niby w jaki sposób?- zapytał Louis. Natomiast ja zwinnie podeszłam do najbliżej stojącego Liama i go pocałowałam. Liamowi spodobało się to i też zaczął mnie całować. Gdy już się od niego odsunęłam, wszyscy byli zdziwieni moją reakcją, a w szczególności Liam i Louis.
- Wow. No nie tego ta ja się nie spodziewałem- odparł Liam, gdy dotarło do niego co właśnie zrobiła.- To co powtórka?- dodał, uśmiechając się szeroko.
- Jas...- nie zdążyłam dokończyć.
- Odwal się od niej, Liam!- krzyknął Louis, a gdy na niego spojrzałam cały płonął ze złości. Wyglądał tak jakby, zaraz miał się na kogoś rzucić.
- No i jak się czujesz?
- Rewelacyjnie- odpowiedział Payne.
- Liam nie ty, tylko Louis- uśmiechnęłam się zalotnie do Liama, co znowu nie spodobało się Louisowi.
- Czemu Liam, przecież ja jestem przystojniejszy?- wszystkie oczy przeniosły się na Zayna, który wypowiedział te słowa i znowu się zamyślił.
- Zgoda, nie wrobię Cię w nic już nigdy więcej- powiedział Tomlinson, gdy się nie co uspokoił.
- To dobrze, bo następnym razem już, żadne z was mnie nie znalazło.- uśmiechnęłam się.- Ale do szkoły nie wrócę.
- A są jakieś szanse, żebym też dostał buziaka?- spytała Lou, który teraz stał tuż obok mnie. 

_______________________________________________________________________________

Jeśli to przeczytałaś/łeś bardzo, bardzo ładnie proszę o zostawienie tutaj jakiegoś komentarza, jak wam się podoba. :) Wierzcie, że to dla mnie na serio bardzo ważne. :)  

4 komentarze:

  1. Dla mnie to jest świetne.Fajnie się czyta. Masz talent dziewczyno !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Meeeega zajebisty! Proszę o następny. Błagam wręcz.
    Nie umiem nie wysłowić jak bardzo polubiłam tego bloga. Cud, miód :D xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcialabym przeprosić za to że nie dodawałam komentarzy wcześniej, ale teraz będę już pisała pod każdym postem. Czytam to drugi raz, a mam również bloga z moją przyjaciółką i już wiem jakie to miłe kiedy wchodzimy na stronkę i jest np.20 komentarzy. Jeszcze raz przepraszam. Blog jest ZARĄBISTY!!!

    OdpowiedzUsuń