środa, 18 lipca 2012

Rodział 12


- No hej Louis, dzięki za te miłe słówka- wtrąciła Danielle, a przy naszym stoliku zapanowała zupełna cisza.- Tak to ja. No dobra- Danielle odpowiadała na pytania, których nie byłam w stanie usłyszeć.- No kilku się za nią oglądało, ale ona żyje tylko myśląc o tobie- zakończyła rozmowę, po czym podała mi rozgrzany telefon
- Ale on zazdrosny- stwierdziła, biorąc łyka zamówionej wody.
- Tak wiem, dobra opowiadaj jak się poznaliście z Liamem- podsunęłam temat, ale od razu zrozumiałam, że to nie był dobry pomysł. Dziewczyna tak się wciągnęła, że jej usta nie przestały się zamykać, aż do czasu, gdy kelnerka przyniosła nasze pizze.
- I co? Rozmawiałaś z mamą o tym wyjeździe na Majorkę?- spytała dziewczyna, gdy ja wkładałam do ust kawałek ciasta.
- Tak. Początkowo nie podobał jej się ten pomysł, szczególnie to że mam mieć wspólny pokój z Louisem, więc postawiła swój warunek. Mianowicie że w pokoju mam być z tobą- dziewczyna podniosła na mnie wzrok.- Ale nie musisz się martwić, bo ja i tak będę z Lou. Tylko byle moja mama się o tym nie dowiedziała- od razu wytłumaczyłam jej jaki mam plan.
- Nie, no okay- skończyła ten temat i zabrała się za jedzenie pizzy.
- Hej dziewczyny, możemy się dosiąść?- do naszego stolika podeszło dwóch chłopaków. Oboje ostrzyżeni, ala Justin Bieber. No czyli jednym słowem skejci, których w Londynie chodzą setki.
- My już kończymy- odparła Danielle, przewracając oczami.
- To może przejdziecie się z nami na jakiś spacer- zaproponował ten wyższy, patrząc się na Danielle, jak jakiś pies.
- Mamy babski dzień i nie potrzebujemy waszego towarzystwa- odpowiedziałam pewnym siebie głosem, po czym podałam kelnerce pieniądze i zaczęłam zakładać kurtkę.
- Dobra Jake, zostawmy te dziewice, bez życia, przyszłe zakonnice- odparł chłopak.
- Jak chcecie jakieś dziwki do pieprzenia się z nimi to poszukajcie je na swoich skate parkach- powiedziała im prosto w twarz.
Zrobiłam wielkie oczy, chłopcy opuścili lokal, coś tam bełkocąc do siebie pod nosem. Natomiast my w drodze powrotnej weszłyśmy jeszcze do nowo otwartego sklepu z butami. To właśnie była moja bajka, bo co jak co, ale buty to ja w prost uwielbiam. Gdy przechodziłam obok półki z nową kolekcją, od razu dostrzegłam śliczne, brązowe na małym obcasie, no dobra nie aż na takim małym, sandałki. Co z tego że była zima, mimo to i tak je przymierzyłam. Były cudowne i strasznie wygodne.
- Wyglądasz w nich bosko, Louisowi pewnie się spodobają- nawet bez tych słów kupiłabym te buty.
- To wszystko?- spytała sprzedawczyni, gdy podeszłam z pudełkiem do lady.
- Myślę, że tak.
- Razem czterdzieści osiem funtów- podałam kobiecie gotówkę, po czym wyszłam uśmiechnięta przed sklep, już chciałam udać się do domu, gdy przypomniałam sobie o Danielle. Wróciłam się do sklepu, a Danielle znalazłam bez problemu, przymierzała właśnie czarne szpilki, które niesamowicie podkreślały jej długie, szczupłe nogi, o których ja marzyłam od lat. Ostatecznie i ja i Danielle wyszłyśmy z obuwniczego z reklamówkami w rękach.
- Kiedy wraca Liam?- spytałam, gdy dziewczyna odpisywała na SMS-a, a na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
- Właśnie mi napisał, że za pół godziny będzie w Londynie- a to szczęściara, ja na Louisa muszę sobie poczekać jeszcze kilka dni, bo jego wyjazd niestety się przedłużył.
- To pozdrów go ode mnie- uśmiechnęłam się.
Po chwili ja skręciłam w moją ulicę, a Danielle poszła prosto na przystanek autobusowy. Tak właśnie nasze dzisiejsze spotkanie dobiegło końca. Przez resztę dnia chodziłam po domu w nowych butach, które oczywiście nie spodobały się mojej mamie, ale jej to ciężko w czymś dogodzić. Wieczorem porozmawiałam jeszcze przez chwilę z Louisem, który co chwilę przepraszał mnie za to, że tak dzisiaj na mnie i Danielle najechał. Gdy skończyłam rozmowę wpadłam na pomysł zrobienia Lou małej niespodzianki. Wydawało się być to dosyć fajne, więc zamówiłam przez internet dwa bilety do zoo na wtorek. Ostatni dzień wolnego wśród zwierząt, zieleni i oczywiście z moim Lou.
   - Hej Julia, idziemy jutro na łyżwy?- zadzwoniłam jeszcze do swojej przyjaciółki, która strasznie się ucieszyła, że jeszcze o niej pamiętam.
   - No pewnie, a może jeszcze przyjdziesz do mnie na noc, ściągnę Megan i zrobimy sobie babski wieczór?- zaproponowała dziewczyna.
   - No wiesz, bo Louis jutro wieczorem wraca i tak sobie myślałam...- nie zdążyłam dokończyć, bo dziewczyna mi przerwała.
   - Merry przestań, masz go na co dzień, przeżyjecie ten jeden dzień i noc bez siebie.
   - Ok, niech ci będzie- odłożyłam telefon, po czym wgramoliłam się do ciepłego łóżka i momentalnie usnęłam. Obudziłam się dopiero o jedenastej, ale mimo wszystko czułam się być wypoczęta.
   Lodowisko było zupełnie puste, nie licząc naszej trójki. Przez trzy godziny wygłupiłyśmy się na lodzie, co chwilę lądując tyłkiem na zimnym lodzie. Tak naprawdę nie powinnam jeszcze jeździć ze względu na moją nogę, ale stwierdziłam, że przecież i tak nic mi nie będzie. Nie bolała mnie już od dłuższego czasu i to dla mnie było najważniejsze.
   W drodze do domu Julii, wstąpiłyśmy jeszcze do wypożyczalni filmów DVD, po jakiś horror. Wybór padł na "The Ring" i coś tam o egzorcyzmach. Z całego serca nie cierpię horrorów, ale w taką noc z najlepszymi przyjaciółkami każdy może się poświęcić. Przygotowałyśmy popcorn i napoje, po czym rozsiadłyśmy się przed telewizorem. Ja od samego początku zakrywałam sobie oczy dłonią, bądź poduszką. Zresztą za każdym razem oglądanie tego typu filmów tak u mnie wyglądało.
   W pewnym momencie w salonie zapanowała zupełna cisza, a ja powstrzymywałam się już dłuższą chwilę od zamykania oczu. Jedynym co można było usłyszeć była drażniąca muzyka dochodząca z głośników przy telewizorze. To był taki moment, jakby ktoś zaraz miał  skądś wyskoczyć i zabić głównego bohatera. Wtem jak nigdy nic rozległ się dźwięk mojego telefonu i dosyć głośna piosenka, którą wczoraj sobie ustawiłam. Wszystkie zaczęłyśmy krzyczeć, a ja bałam się sięgnąć po telefon, który jakimś cudem znalazł się pod kanapą. Jednak kiedy dźwięk nie chciał ustać szybkim ruchem wyjęłam komórkę i przyciągnęłam do siebie. Całe szczęście, że nie był to jakiś numer prywatny, czy nie znany, tylko mój Lou.
   - No słucham ja ciebie kochanie.
   - Hej Marcheweczko, gdzie jesteś? Stoję pod twoim domem już pół godziny i nikt mi nie chce otworzyć- po raz pierwszy w calutki życiu ktoś nazwał mnie marcheweczką, w ogóle jakimś jedzeniem.
   - Marcheweczko?- spytałam lekko burzona.
   - Ja kocham marchewki i ciebie, więc, a z resztą nie ważne. To gdzie jesteś?
   - U koleżanki, oglądamy film- odpowiedziałam spokojnie.
   - Ej, ale ja się za tobą stęskniłem- głos Lou nie co posmutniał, gdy dowiedział się, że nie ma mnie w domu.- Może podjadę po ciebie i gdzieś skoczymy, to na jakiej ulicy jesteś?- zaproponował już normalnym tonem.
   - Louis nie. Mamy jutro cały dzień dla siebie, a dzisiaj chcę spędzić trochę czasu z przyjaciółkami.
   - Powiadasz cały dzień?
   - No tak- odparłam krótko.
   - Okay to będę o siódmej- nie zdążyłam zaprotestować, bo chłopak się rozłączył.
   - Nie wierzę własnym uszom- powiedziała Megan patrząc na mnie ze zdziwieniem na twarzy- Po raz pierwszy się mu postawiłaś, no nieźle. 
_______________________________________
Do dupy to opowiadanie ;/ 

5 komentarzy:

  1. Nie mów że jest do dupy, bo jest świetne!! Więcej wiary w siebie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Takk zgadzam się w 100% z wątpienia z tą panią górze :)
    Cudoooo :D
    Teraz jestem ciekawa jak będzie wyglądała ta wycieczka na Majrke ;oo ^^
    Marry i Lou sami w pokoju.. czego się możemy spodziewać :D?
    Zapraszam też do mnie :) http://wszystko-w-kolorach-teczy-z-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejny rozdział, bo zżera mnie ciekawość, co będzie dalej. I opowiadanie jest świetne *O*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zarąbiste jakie do dupy do dupy ja się ciebie pytam?! Świetnie piszesz marcheweczko ^_^

    OdpowiedzUsuń