- Wróciliśmy!- krzyknęłam zaraz po otworzeniu drzwi wejściowych.
- Żelki, żelki, żelki. Hej macie moje żelki?- w pewnym momencie z kuchni wybiegł radosny Niall.
- No trochę mamy- podałam mu całe dwa kilo słodyczy, na których widok, blondaskowi zaświeciły się oczy.
- Kocham was, wiecie?- Niall, wpatrywał się w worek.
- Tak, tak wiemy- odpowiedziałam, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Emm... Właściwie to mówiłem to do żelek- spoglądał na mnie, wypowiadając te słowa. W tym momencie do domu wszedł Louis.
- Chcesz jechać już do domu?- chłopak wydawał się taki jakiś, jakby cała energia z niego wyszła.
- Louis, słonko, dobrze się czujesz, jakoś gorzej wyglądasz.
- Co, nie nie, nic mi nie jest czuję się dobrze- przyłożyłam dłoń do jego czoła, które było strasznie rozpalone.
- Chłopcze ty masz gorączkę i to z jakieś trzydzieści dziewięć stopni. Boli cię coś?- spytałam, gdy wyczułam w sobie jakiś taki instynkt opiekuńczy.
- Może trochę głowa i gardło, ale naprawdę nic mi nie jest- w tym momencie chłopak gwałtownie oparł się o ścianę, co mnie bardzo zaniepokoiło.
- Dobra, nie graj mi tu żadnego macho mena i marsz mi w tej chwili do łóżka!- prawie, że krzyknęłam na niego.
- A co chciałabyś iść tam ze mną?- uśmiechnął się zalotnie.- A zrobisz mi herbatkę?- pytał, po tym jak zignorowałam jego pierwsze pytanie.
- Tak zrobię. Idziesz już do tego łóżka, czy nie?- zaczęłam się i denerwować i jednocześnie martwić o Louisa.
- A nie mogę poleżeć sobie tutaj, na kanapie, przed telewizorkiem?
- Hej chłopaki, możecie mi zanieść tego marudę do jego pokoju?- krzyknęłam w stronę chłopaków.
- Okay, już dobra, twój maruda idzie już do siebie- zatoczył się do schodów, nie odwracając ode mnie wzroku.
Gdy Louis zniknął już z mojego pola widzenia, pośpiesznie udałam się do kuchni. Nastawiłam wodę w czajniku, po czym zaczęłam przygotowywać kanapki dla chłopaka. Ułożyłam na kromkach chleba przeróżne buźki z warzyw, a kiedy woda się zagotowała zalałam nią herbaciane fusy. Nagle obok mnie znalazł się Niall, jego calutka buzia wysmarowana była czekoladą. Przez chwilę przyglądał się pracy moich rąk, które właśnie kończyły smarować masłem, ostatnią kromkę chleba.
- Mogę jedną?- spytał Niall, patrząc na mnie proszącym wzrokiem małego dziecka.
- Niall, zrób sobie sam- odpowiedziałam, umieszczając kubek i talerz z kanapkami na tacce. Chłopak tylko spojrzał na mnie jakby się obraził, natomiast ja ostrożnie, żeby niczego nie wywalić powędrowałam do pokoju Louisa.
Louis grzecznie leżał już w łóżku, a na sobie ubraną miał dziecinną piżamkę w czerwone samochodziki, natomiast na głowę założył szarą czapkę. Moim zdaniem nie była mu do niczego potrzebna.
- Twoja herbata i gratisowe do niej kanapeczki- podałam mu tackę, a Louis na widok buziek na kanapkach wyszczerzył zęby.
- Kochana jesteś moja march...- nie pozwoliłam mu dokończyć, zamykając jego usta słodkim pocałunkiem.- Zarazisz się- powiedział, gdy odsunęłam się od niego.
- Pij tą herbatę, bo ci ostygnie.
Chłopak posłusznie wziął łyka wywaru. Powoli zbliżała się godzina dziewiętnasta, a ja na jutro musiałam przepisać jeszcze dwa zeszyty. Powoli podniosłam się z miejsca i już chciałam opuścić pokój, gdy Lou mnie zatrzymał.
- Gdzie się wybierasz?- po herbacie głos Louisa, stał się bardziej chrapliwy.
- Muszę już wracać do domu.
- Nie proszę, ja nie chcę tu zostać sam.
- Louis nie przesadzaj, są przecież jeszcze chłopcy- chwyciłam za klamkę.
- Zaczekaj! Chyba mi się pogorszyło- Louis zaczął kaszleć, a ja już sama nie wiedziałam, czy on tylko udaje, czy ten atak kaszlu to tak na serio.
- No to zdrowiej kochanie- puściłam do niego oczko i wyszłam z pokoju, po czym po cichu zeszłam do salonu.
- I co z Louisem?- spytał, zaniepokojony Harry.
- Ma gorączkę i wydaje mi się, że to może być grypa, a tak poza tym straszliwy z niego maruda- wyjaśniłam chłopkom, którzy krzątali się po salonie.- Opiekujcie się nim, a ja postaram się wpaść jutro-rzuciłam w ich stronę, gdy zakładałam kurtkę, po czym wyszłam przed dom. Dopiero teraz zrozumiałam, że nie mam jak wrócić do domu. Jednak nie chciało mi się wracać do domu chłopaków, aby prosić ich o podwózkę. Nagle zaczęło padać, a raczej lać. Bez zastanowienia pobiegłam w stronę przystanku, na którym okazało się, że autobus odjechał mi około czterech minut temu. Odczekałam chwilę, aż deszcz ustąpi, po czym wróciłam piechotą do domu.
- Mamo. Mogę jeszcze jutro nie iść do szkoły?- spytałam na dzień dobry, gdy cała przemoczona weszłam do domu.
- Hej słonko, a co boli cię jeszcze noga?- usłyszałam głos mamy, dobiegający z toalety.- Boże, dziecko jak ty wyglądasz- dodała, kiedy wyszła z łazienki, a ja zerknęłam w lustro. Nie wiedziałam, że wyglądam aż ta źle. Z mokrych włosów kapała mi woda, po policzkach spływał czarny tusz, a usta nieco posiniały.
- Nie, nie boli, ale nie zdążę się na jutro nauczyć. Byłabym szybciej, ale Louis się rozchorował, jak wróciliśmy z zoo i musiałam się chwilę nim zająć- wytłumaczyłam od razu, bo wiedziałam, że mama prędzej, czy później zacznie się mnie o to wypytywać.
- Jutro jeszcze możesz zostać w domu, ale to co masz do zrobienia, wolałabym żebyś zrobiła dzisiaj, bo znając ciebie jutro już z samego rana popędzisz do Louisa. Tylko nie zaraź się od niego. Chcesz maseczkę na usta?
- Nie dzięki, poradzę sobie bez niej- odpowiedziałam, po czym poszłam się wysuszyć i zabrać za przepisywanie zeszytów.
Obudziłam się o dziewiątej z głową na biurku i z długopisem w zaciśniętej dłoni. Czułam, że wszystko mnie boli, zaczynając od głowy, kończąc na stopach. Tak to jest, gdy chodzi się tyle czasu w niewygodnych butach, a do tego jeszcze sposób w jaki spędziłam noc nie był zbyt wygodny. Wstając z krzesła, miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. Wyjęłam z szafy czyste ubrania i poszłam do łazienki wziąć orzeźwiający prysznic.
Mama miała zupełną rację, z tym, że dzisiejszy dzień spędzę u chłopaków. Poszłam tam, ponieważ dostałam SMS-a od Louisa, w którym pisał, że się źle czuje, a jest sam w domu. Szybko wciągnęłam na siebie kurtkę zimową i buty i wyszłam z domu. Pod ich dom podjechałam autobusem. Całe szczęście, że dostałam od chłopaków zapasowy klucz i nie musiałam dobijać się do drzwi, dopóki Lou mi otworzy. W domu naprawdę nikogo nie było, bynajmniej na parterze.
Rozebrałam się, po czym poszłam na piętro do pokoju mojego chorego chłopaka. Louis akurat spał, jednak ja nie zwracając większej uwagi na to podeszłam do niego i przyłożyłam rękę do jego czoła. Było ono jeszcze bardziej rozpalone niż wczoraj. Przy jego łóżku posiedziałam jeszcze przez chwilę, po czym skierowałam się do kuchni, aby poszukać jakiejś apteczki, czy lekarstw. Jednak nigdzie nic co by mi się przydało nie znalazłam. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do mamy, która z zawodu była lekarką.
- Hej mamo, zajmę ci tylko chwilkę- odparłam szybko, gdy tylko usłyszałam jej głos.- Louis ma straszną gorączkę, mogłabyś go zbadać dzisiaj po pracy?
- A nie możesz z nim przyjechać do przychodni?
- Znając go, jest zbyt uparty, żeby samowolnie iść do lekarza.
- Dobra, mm przerwę za godzinę, postaram się przyjechać, ale musisz mi podać adres.
Po rozmowie z mamą, postanowiłam zrobić chłopakom niespodziankę i ugotować im obiad. Miałam to już wcześniej w planach, więc kupiłam w pobliskim sklepie mięso mielone, makaron i sos do spaghetti. Kiedy smażyłam mięso, usłyszałam jak ktoś kaszle, a tym ktosiem nie był nikt inny jak Lou. Odstawiłam patelnię z palnika i poszłam za głosem, jeżeli kaszel ten można było nazwać w ogóle jakimś głosem.
- Niespodzianka!- krzyknęłam wskakując do jego pokoju.
- Ała, moja głowa- chłopak złapał się za nią, a na jego twarzy pojawił się grymas.
- Przepraszam. Jak się czujesz?- dla odmiany to powiedziałam prawie, że szepcząc. Wtem przypomniałam sobie o obiedzie, więc nie czekając na odpowiedź chłopaka, odwróciłam się i nadusiłam klamkę.
- Uraziłem cię?-spytał chłopak, unosząc lekko głowę nad poduszkę.
- Nie, nawet nie miałeś czym. Zaraz wracam, a ty odpoczywaj- rzuciłam przez ramię.
Z posiłkiem uwinęłam się dosyć szybko. Wszystko zostawiłam w garnkach, żeby nie ostygło do powrotu chłopaków ze szkoły. Trochę nałożyłam na talerz i zaniosłam mojemu biedaczkowi.
- Masz ochotę na pyszne spaghetti? Sama zrobiłam- podeszłam bliżej łóżka i podałam mu talerz z włoskim daniem. Louis jadł powoli, a każdy kęs sprawiał mu ból przy przełykaniu. Po chwili rozległ się dźwięk domofonu.
- Kto to?- spytał chłopak, odkładając na szafkę puste naczynie.
- Nie wiem, ale pójdę otworzyć.
- Hej mamo, super że jesteś- powiedziałam na jej widok.- Zaprowadzę cię do niego- mama zdjęła kurtkę, chwyciła swoją torbę lekarską, po czym poszła za mną na górę.
- Louis to jest moja mama, mamo to jest Lou, mój..- nie dokończyłam, a chłopak spojrzał na mnie pytająco.- Moja mama jest lekarzem i przyszła cię zbadać- wytłumaczyłam.
- Ale mi nic nie jest.
- Kochaniutki, taką tezę to ja będę mogła stwierdzić, jak cię zbadam- uśmiechnęła się, po czy zaczęła grzebać w swojej, czarnej torbie.
- To ja was zostawię- odparłam, gdy usłyszałam, że pozostali chłopcy już wrócili.
- Cześć, chłopaki. Chcecie obiad?- powiedziałam na widok: Liama, Harrego, Zayna i Nialla.
- Yyy... Czy ty zrobiłaś nam obiad?- zapytał z niedowierzaniem Liam.
- No tak jakby, Louis spała, więc postanowiłam zrobić coś pożytecznego.
- Jesteś najlepsza- stwierdził loczek.- A co ugotowałaś?
- Spaghetti. Może być?
- I ty się jeszcze pytasz, jasne że może. Ej, a gdzie Niall?- dodał Zayn. Wtem z kuchni z pełnym talerzem makaronu, wyszedł blondyn, a wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- U Louisa ktoś jest?- spytał Liam, gdy z góry doszły nas głosy.
- Tak lekarka- odpowiedziałam, nie zagłębiając się w to iż ową lekarką jest moja mama.
- Jakim cudem namówiłaś Lou na odwiedziny lekarza? Przecież on się nie badał od jakiś siedmiu lat- zdziwił się Zayn.
- Bardzo łatwo- uśmiechnęłam się zadziornie.- On po prostu nie wiedział, że ktoś przyjdzie go zbadać. Nie pytałam się o jego zdanie.
- Dzień dobry. Wracasz ze mną?- spytała mama, gdy znalazła się obok nas.
- Dzień dobry pani doktor- chłopcy odpowiedzieli chórkiem.
- Nie ja jeszcze chwilę zostanę. Co z nim?- spojrzałam na mamę.
- Ma zapalenie oskrzeli, ale na szczęście dosyć słabe. Wypisałam receptę, więc jeśli któryś z was mógłby kupić mu te te lekarstwa, było by bardzo dobrze- podała świstek Liamowi, po czym wyszła z domu.
- Znasz tą babkę, z mega tyłkiem?- spytał Hazza z uśmiechem niemalże od ucha do ucha.
- Tak Harry, to była moja mama, ta z tym mega tyłkiem- chłopak zrobił się cały czerwony, a pozostali zaniemówili.
- Twoja mama chyba pomyliła zawody- westchnął Nialler.
- Czemu tak uważasz? I tak w ogóle to kim by miała być?
- No jak to kim? Modelką- na te słowa chłopaka wybuchłam donośnym śmiechem. Moja mama modelką, no może jest wysoka, dosyć zgrabna i jeszcze młoda, ale z modelka z niej żadna.
- Merry, tęsknię za tobą- z góry doszło nas wołanie Louisa, a jego głos brzmiał jakby Lou miał porządnego kaca.
- A za mną?- krzyknął Harry, a w tym momencie w domu zapanowała głucha cisza.
Uśmiechnęłam się do chłopaków, a następnie powędrowałam do mojego chorego Louisa. Chłopak był strasznie blady, a jego kasztanowe włosy sterczały we wszystkie możliwe strony.
- Co tak długo?- zapytał, gdy stanęłam przy jego łóżku.
- Rozmawiałam z chłopakami, bo wrócili już ze szkoły- odpowiedziałam, siadając na krześle.- Ale i tak zaraz będę szła na przystanek, bo nie chcę wracać po ciemku tak jak wczoraj.
- Jak to wracałaś piechotą? Nikt cię nie odwiózł? Już ja sobie porozmawiam z tymi samolubami- na jego twarzy malowała się złość.
- Dobra nie panikuj, przecież nic mi się nie stało- uspokoiłam go pocałunkiem w czoło.
Dni mijały mi dosyć szybko. Co prawda miałam wielkie zaległości do odrobienia w szkole. Mianowicie zaległe kartkówki i prace klasowe. W tym czasie Louis wracał do zdrowia. Chłopcy odegrali kawał dobrej roboty i cały czas się nim zajmowali. Najlepsze jest to, że wielkimi krokami zbliżał się sylwester, na którego nie miałam jeszcze żadnych planów. W pewnym momencie, gdy chciałam wyjść do chłopaków, zatrzymała mnie moja troskliwa mama.
- Gdzie idziesz? Późno już jest- powiedziała surowo, a ja nie miałam pojęcia o co jej chodzi.
- Do Louisa, a gdzie mam iść?
- Cały czas tylko ten Louis i Louis, a co z nauką i ze mną, co z naszymi pogaduszkami, sylwestra pewnie też spędzę sama.
- Mamo, dobra obiecuję, że sylwestra spędzę w domu, ale teraz naprawdę muszę iść- byłam pewna, że Louisowi się nie spodoba, że sylwestra spędzę we własnym domu. No ale taka prawda, że ostatnio bardzo zaniedbuję relacje z mamą.
- Wróć przed dwunastą i najlepiej nie sama- rzuciła do mnie, kiedy otwierałam drzwi.
Po drodze do chłopaków, dostałam jeszcze SMS-a od Lou, czy już idę.*Niecierpliwy głuptas* odpisałam mu, a po około dwóch minutach byłam już pod drzwiami mojego „drugiego” domu. Gdy chciałam już chwycić za metalową klamkę, owe drzwi energicznie się otworzyły, a na moje nieszczęście ja stałam się ich ofiarą. Najbardziej ucierpiał mój nos. Kiedy przyłożyłam do niego dłoń spostrzegłam, że sączy mi się z niego krew.
- Boże Merry. Co ci się stało?- spytał Lou, bo to właśnie on był sprawcą tego drobnego, ale bolesnego wypadku.
- Poza tym, że oberwałam drzwiami prosto w nos, to nic- odpowiedziałam, przykładając sobie znalezioną w kieszeni spodni chusteczkę, do krwawiącego miejsca.
- Przepraszam, ja tylko chciałem wyjść ci naprzeciw.
- To miłe z twojej strony, ale na przyszłość otwieraj ostrożniej drzwi. A tak w ogóle jak się czujesz?
- Dużo lepiej, chłopaki o mnie dbali. Dobra wchodź, a i jeszcze pewna sprawa, spróbuj nie pokazywać Niallowi tej zakrwawionej chusteczki, bo on na widok krwi wariuje- weszliśmy do środka, a ja poszłam do łazienki zmyć z twarzy zasychającą już krew.
- Ups, przepraszam- powiedział Zayn, który wlazł mi do łazienki i o dziwo z niej nie wyszedł.- Oho, musiało być ostro- dodał, gdy spostrzegł moją chusteczkę na umywalce.
- Oj było- zaśmiałam się.
- Radzę ci ją wyrzucić, albo nawet spalić, bo Niall na widok- nie dałam mu dokończyć.
- Tak już wiem, że na widok krwi strasznie wariuje- wyrzuciłam chusteczkę do kosza na śmieci, po czy zwinnie wyminęłam mulata i powędrowałam do kuchni. Wyjęłam z zamrażarki worek lodu, który przyłożyłam sobie do pulsującego i wciąż bolącego nosa. Wtem do kuchni wszedł blondyn.
- O hej. Co tu robisz? Coś się stało?-spojrzał na worek lodu, na mojej twarzy.
- Dostałam drzwiami od Louisa w nos i polało się trochę krwi. Ale już wszystko jest okay.
- Krwi? Gdzie? Jak? Chyba robi mi się słabo- zaczął histeryzować.
- Niall przestań, nigdzie nie ma już, żadnej krwi!
- To dobrze. A zrobisz naleśniczki?-zrobił do mnie maślane oczka, który i tak nie miałam zamiaru ulec. Sięgnęłam z szafki książkę kucharską i podałam ją chłopakowi.
- Proszę strona 56, tam masz przepis na naleśniki- wytknęłam do niego złośliwie język i wyszłam do salonu, gdzie miałam nadzieję spędzić trochę czasu z Louisem. Jednak jeszcze dobrze by było gdyby on tam był.
- Znajd mnie kotku!- na cały dom rozległ się donośny krzyk Lou.
- Kochanie, ja wiem, że siedzisz w swojej szafie- odkrzyknęłam, po czym pobiegłam na górę do sypialni Louisa. Zwinnym ruchem otworzyłam szafę, z której wysunęła się ręka i wciągnęła mnie do środka.
- I co boisz się?- spytał Louis, gdy już zamknął szafę.
- Oj tak, dosyć mocno. Przytul mnie kotku- wyszeptałam, a chłopak objął mnie w talii i pocałował w czoło.- Muszę ci coś powiedzieć- zaczęłam już normalnym głosem.
- No to słucham- wyszliśmy z szafy, a ja zajęłam miejsce na łóżku.
- Nie dam rady spędzić z wami sylwestra- jego mina znacznie posmutniała.
- Z nami nie, a ze mną?
- Chociaż wiesz co, mam pewien pomysł- zeszliśmy razem do salonu, w którym znajdowali się pozostali chłopcy.
- Mam dla was pewną propozycję- zaczęłam, po tym gdy zasłoniłam im telewizor, w który uważnie się wpatrywali.
- Ej Merry, przesuń się, mecz oglądamy- Zayn, aż wstał z kanapy.
- Zaraz, mam wam coś do powiedzenia.
- To się pośpiesz, bo meczu ja nie zatrzymam- słychać było lekkie wkurzenie w głosie mulata.
-
- Poza tym, że oberwałam drzwiami prosto w nos, to nic- odpowiedziałam, przykładając sobie znalezioną w kieszeni spodni chusteczkę, do krwawiącego miejsca.
- Przepraszam, ja tylko chciałem wyjść ci naprzeciw.
- To miłe z twojej strony, ale na przyszłość otwieraj ostrożniej drzwi. A tak w ogóle jak się czujesz?
- Dużo lepiej, chłopaki o mnie dbali. Dobra wchodź, a i jeszcze pewna sprawa, spróbuj nie pokazywać Niallowi tej zakrwawionej chusteczki, bo on na widok krwi wariuje- weszliśmy do środka, a ja poszłam do łazienki zmyć z twarzy zasychającą już krew.
- Ups, przepraszam- powiedział Zayn, który wlazł mi do łazienki i o dziwo z niej nie wyszedł.- Oho, musiało być ostro- dodał, gdy spostrzegł moją chusteczkę na umywalce.
- Oj było- zaśmiałam się.
- Radzę ci ją wyrzucić, albo nawet spalić, bo Niall na widok- nie dałam mu dokończyć.
- Tak już wiem, że na widok krwi strasznie wariuje- wyrzuciłam chusteczkę do kosza na śmieci, po czy zwinnie wyminęłam mulata i powędrowałam do kuchni. Wyjęłam z zamrażarki worek lodu, który przyłożyłam sobie do pulsującego i wciąż bolącego nosa. Wtem do kuchni wszedł blondyn.
- O hej. Co tu robisz? Coś się stało?-spojrzał na worek lodu, na mojej twarzy.
- Dostałam drzwiami od Louisa w nos i polało się trochę krwi. Ale już wszystko jest okay.
- Krwi? Gdzie? Jak? Chyba robi mi się słabo- zaczął histeryzować.
- Niall przestań, nigdzie nie ma już, żadnej krwi!
- To dobrze. A zrobisz naleśniczki?-zrobił do mnie maślane oczka, który i tak nie miałam zamiaru ulec. Sięgnęłam z szafki książkę kucharską i podałam ją chłopakowi.
- Proszę strona 56, tam masz przepis na naleśniki- wytknęłam do niego złośliwie język i wyszłam do salonu, gdzie miałam nadzieję spędzić trochę czasu z Louisem. Jednak jeszcze dobrze by było gdyby on tam był.
- Znajd mnie kotku!- na cały dom rozległ się donośny krzyk Lou.
- Kochanie, ja wiem, że siedzisz w swojej szafie- odkrzyknęłam, po czym pobiegłam na górę do sypialni Louisa. Zwinnym ruchem otworzyłam szafę, z której wysunęła się ręka i wciągnęła mnie do środka.
- I co boisz się?- spytał Louis, gdy już zamknął szafę.
- Oj tak, dosyć mocno. Przytul mnie kotku- wyszeptałam, a chłopak objął mnie w talii i pocałował w czoło.- Muszę ci coś powiedzieć- zaczęłam już normalnym głosem.
- No to słucham- wyszliśmy z szafy, a ja zajęłam miejsce na łóżku.
- Nie dam rady spędzić z wami sylwestra- jego mina znacznie posmutniała.
- Z nami nie, a ze mną?
- Chociaż wiesz co, mam pewien pomysł- zeszliśmy razem do salonu, w którym znajdowali się pozostali chłopcy.
- Mam dla was pewną propozycję- zaczęłam, po tym gdy zasłoniłam im telewizor, w który uważnie się wpatrywali.
- Ej Merry, przesuń się, mecz oglądamy- Zayn, aż wstał z kanapy.
- Zaraz, mam wam coś do powiedzenia.
- To się pośpiesz, bo meczu ja nie zatrzymam- słychać było lekkie wkurzenie w głosie mulata.
-
Więc mam- zerknęłam na Zayna,
który spoglądał to na mnie, to na swój zegarek.- zapraszam was do
mnie na sylwestra.
- Ale, że wszystkich?- spytał Lou.
- Tak słonko, wszystkich- szczególnie podkreśliłam słowo „wszystkich”.
- Gool!- na cały salon rozległ się krzyk komentatorów sportowych.
- Merry przesuń się!- głos zabrał, siedzący do tej pory cicho Harry.
- Nie. Macie mi odpowiedzieć, czy przyjedziecie.
- Tak!- krzyknęli wszyscy razem.
- Ale...- Zayn nie dał mi dokończyć, bo podszedł do mnie i perfidnie podniósł i przestawił w inne miejsce jak jakąś bezużyteczną rzecz.
- Hej, co ja jestem? To nie było miłe Malik.
- Louis, możesz uciszyć swoją dziewczynę?- warknął Harry.
- Merry, to jest naprawdę bardzo ważny rzecz, mogłabyś się uciszyć, bo nam przeszkadzasz, a twoje teorie mogą poczekać- nie mogłam uwierzyć w jego słowa. To bolało.
- Mogę- odburknęłam, a w oczach zaczęły gromadzić mi się łzy. Nie miałam ochoty na nich patrzeć. Chwyciłam tylko moją kurtkę i pobiegłam do przedpokoju założyć buty. Z oczu spłynęła mi pojedyncza łza.
- Zaczekaj! Ja nie chciałem cię urazić- krzyknął Lou, gdy otwierałam już drzwi.
- Ale uraziłeś. Wracaj na swój głupi mecz
- To wróć ze mną- złapał delikatnie zimną dłoń, którą od razu wyrwałam z jego uścisku.
- Nie mam ochoty. Chcę wrócić do domu.
- Odwiozę cię- zaproponował, szukając w kieszeni spodni kluczyków.
- Nie ma takiej potrzeby. Zrozum, że to co powiedziałeś mnie zabolało.
___________________________________- Ale, że wszystkich?- spytał Lou.
- Tak słonko, wszystkich- szczególnie podkreśliłam słowo „wszystkich”.
- Gool!- na cały salon rozległ się krzyk komentatorów sportowych.
- Merry przesuń się!- głos zabrał, siedzący do tej pory cicho Harry.
- Nie. Macie mi odpowiedzieć, czy przyjedziecie.
- Tak!- krzyknęli wszyscy razem.
- Ale...- Zayn nie dał mi dokończyć, bo podszedł do mnie i perfidnie podniósł i przestawił w inne miejsce jak jakąś bezużyteczną rzecz.
- Hej, co ja jestem? To nie było miłe Malik.
- Louis, możesz uciszyć swoją dziewczynę?- warknął Harry.
- Merry, to jest naprawdę bardzo ważny rzecz, mogłabyś się uciszyć, bo nam przeszkadzasz, a twoje teorie mogą poczekać- nie mogłam uwierzyć w jego słowa. To bolało.
- Mogę- odburknęłam, a w oczach zaczęły gromadzić mi się łzy. Nie miałam ochoty na nich patrzeć. Chwyciłam tylko moją kurtkę i pobiegłam do przedpokoju założyć buty. Z oczu spłynęła mi pojedyncza łza.
- Zaczekaj! Ja nie chciałem cię urazić- krzyknął Lou, gdy otwierałam już drzwi.
- Ale uraziłeś. Wracaj na swój głupi mecz
- To wróć ze mną- złapał delikatnie zimną dłoń, którą od razu wyrwałam z jego uścisku.
- Nie mam ochoty. Chcę wrócić do domu.
- Odwiozę cię- zaproponował, szukając w kieszeni spodni kluczyków.
- Nie ma takiej potrzeby. Zrozum, że to co powiedziałeś mnie zabolało.
Na dzień dzisiejszy zawieszam bloga na miesiąc. No niestety, robię to ponieważ wszystko maleje statystyki, komentarze, nikt nie chce komentować, a to pomaga mi pisać dalej :( Może się rozmyślę i będę kontynuować pisanie, tylko musicie mi dać jakąś satysfakcję, żebym robiła to dalej. Jeśli będzie 10 komentarzy odwieszę bloga, jeśli nie to do zobaczenia za miesiąc :)
Nie no! Błagam cie tylko nie zawieszaj tego bloga! Prooooooooooooooooszęęę cie!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJa bardzo jestem do niego przywiązana..
Uwielbiam twój sposób pisania, nie zostawiaj mnie ;(
Ale niestety jesteś jedną z niewielu, czytajacych tego bloga :(
UsuńNie zawieszaj!!!!!!! Pisz dalej, pzrecież masz talent. Jeśli ci to sprawia przyjemność to pisz, nawet dla tej małej grupki czytających, bo to doceniamy.
OdpowiedzUsuńNie zawieszaj bloga bo twój styl pisania jest na prawdę bardzo interesujący i czekam na następny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział i nie zawieszzzaj bloooga !! <3
OdpowiedzUsuńNie, nie zawieszaj bloga!!!!!
OdpowiedzUsuńNie zawieszaj bloga. ! Kocham tego bloga, i wgl. twój styl pisania ! Pisz nexta ! ;*
OdpowiedzUsuńBlog jest super ! <3
OdpowiedzUsuńświetny blog!
OdpowiedzUsuńdodaj 15 rozdział :D pliss
OdpowiedzUsuńtwoje opowiadanie jest supet:)nie zawieszaj bloga
OdpowiedzUsuńnie moge sie doczekac dkiedy dodasz nastepny rozdział, NIE ZAWIESZAJ BLOGA PLEASEEEEEE
OdpowiedzUsuńCieszę się że nie zawiesiłaś tego cudownego bloga
OdpowiedzUsuń