środa, 31 października 2012

Rozdział 43

   Kolejny dzień był zupełnie zwyczajny. Do godziny osiemnastej robiłam to co zwykle, czyli praca, no a później pożywny obiad. Kilka minut po szóstej rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam Danielle, z którą byłam na dzisiaj umówiona.
   - Hej Merry- przywitała się brunetka, przytulając mnie ostrożnie, ponieważ w dłoni miała ciepłe pudełko z pizzą, której zapach rozchodził się po całym pomieszczeniu.
   - Cześć, wchodź- wpuściłam ją do środka.
   - Wiesz, byłam pewna, że jechałaś z chłopakami, ale jak wczoraj oglądałam ich twitcama, zrozumiałam, że się myliłam- zaczęła, kiedy usiadłyśmy na sofie.
   - Bo miałam jechać, ale plany się zmieniły- wytłumaczyłam.
   - Częstuj się- odparła Danielle, wskazując na pizzę, której wzięła kawałek.
   - Nie dzięki, niedawno jadłam obiad i naprawdę nic więcej nie zmieszczę.
   - Boję się, że Liam znajdzie sobie w tych całych Stanach kogoś lepszego, a o mnie zupełnie zapomni- zmieniła temat.
   - No coś ty, nie znasz Liama, przecież on nie jest  taki- sprostowałam.
   - Niby nie, ale Harremu już jakaś dziewczyna zawróciła w głowie. A co jeśli na mojego Liama też jakaś ślicznotka wyleje zupę? Co wtedy?
   - Dani, nie porównuj Liama z Harrym, to dwa zupełnie różne światy.
   - A ty się nie martwisz o Louisa?
   - Martwię się, że coś złego może mu się stac, ale nie o to, że mnie zdradzi. Ufam mu- odpowiedziałam dumnie.
   - O kurczę, zaraz zwymiotuję- powiedziała Danielle, po czym podniosła się z kanapy i pobiegła do łazienki.
   - Danielle, wszystko okay?- spytałam, podchodząc bliżej drzwi od toalety.
   - Chyba tak. Wydaje mi się, że ta pizza musiał miec w sobie coś nieświeżego, ale...- nie dokończyła, bo znowu zaczęła wymiotowac.
   Wróciłam do salonu i powąchałam ową pizzę, która rzeczywiście pachniała jakoś podejrzanie, więc wylądowała w kuble na śmieci. Następnie zaparzyłam herbatę miętową, którą podałam dziewczynie, kiedy ta wyszła z łazienki.
   - Jak się czujesz?- spytałam.
   - Bywało lepiej- odpowiedziała, a na jej bladej twarzy, pojawił się delikatny uśmiech.
   - Jeśli chcesz, możesz przenocowac w pokoju Liama- zasugerowałam.
   - To chyba dobry pomysł, jakoś, nie czuję się na siłach, żeby wrócic do domu.
   - Poczekaj wtedy chwilę, skombinuję dla ciebie jakąś piżamę.
   - Nie musisz. Wezmę coś z szafy Liama- odpowiedziała i wolno pomaszerowała na piętro.
   Gdy się rano obudziłam, mój gośc już nie spał. Danielle krzątała się po kuchni, do której właśnie zeszłam.
   - Czemu już nie śpisz?- spytałam, jednocześnie robiąc sobie śniadanie.
   - Ta cholerna pizza męczyła mnie całą noc i żeby tego było mało to później już nie mogłam zasnąc.
   - Współczuję. Dobra ja będę się już zbierac do pracy- odparłam, po czym wyszłam z domu i udałam się wprost na pobliski przystanek autobusowy.
   - Hej Nick- powitałam chłopaka, gdy radosnym krokiem weszłam do kawiarni. Nick właśnie rozmawiał przez telefon.
   - Hej koleżanko- odpowiedział, zaraz po tym jak skończył swoją konwersację telefoniczną.- Szef dzwonił i kazał ci przekazac, że dzisiaj odwiedzi nas sanepid, więc mamy tu trochę uprzątnąc. A i jeszcze coś, kawiarnię otwieramy dziś godzinę później, żeby goście nie przeszkadzali nam w sprzątaniu- powiedział, a ja zabrałam się za pisanie na kartce informacji o przesunięciu godziny otwarcia lokalu.
   Do domu wróciłam strasznie zmęczona, więc tylko coś przekąsiłam, wzięłam szybki prysznic i wgramoliłam się do miękkiego łóżka, w którym po chwili zasnęłam.
  Kolejne trzy dni były bardzo zwyczajne, normalne. Jak najbardziej nie warte opisywania.
_________________________________________
Przepraszam, że krótki, ale się spieszyłam, bo zaraz wychodzę na halloween do koleżanki, a jeszcze jestem nieogarnięta :) Zostawiajcie komentarze, z góry dzięki. :** <3

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 42


- Hej Merry. Co tam? Możemy sobie zrobić z tobą zdjęcie? Mamy dzisiaj zlot w Londynie i chciałyśmy zobaczyć kogoś kto tak uszczęśliwia naszych chłopców- odparła blondynka w okularach.
   - Cześ dziewczyny. Jeśli bardzo chcecie, to jedno grupowe chyba nikomu nie zaszkodzi. No chyba, że mojemu szefowi- zaśmiałam się cicho i poprosiłam o aparat od jednej z fanek.- Nick, mógłbyś?- spytałam, jednocześnie wyciągając w stronę chłopaka urządzenie.
   - Okay- odpowiedział, a my zebrałyśmy się w grupkę.- Trzy, dwa, jeden- uśmiechnęłam się szeroko, po czym oślepił mnie błysk, naprawdę mocnego flesza.
   - Dobra dziewczyny, było bardzo miło, ale my musimy wracać do pracy- odpowiedziałam, a Nick oddał brunetce aparat i wrócił za bar.
   - Merry? Możesz to przekazać chłopakom?- jedna z fanek wysunęła w moją stronę białą kopertę.
   - Myślę, że póki co będzie to trochę trudne, bo chłopaków nie ma póki co w Anglii.
   - A gdzie są?- zaczęły się pytania.
   - Chłopcy pojechali na wakacje.
   - Czemu nie jechałaś z nimi? Czy znowu rozstaliście się z Lou?
   - Między nami jest wszystko okay. Wiecie co, ja naprawdę muszę wracać już do pracy- westchnęłam, gdy do lokalu weszło kilka klientów. Natomiast fanki, częściowo zadowolone, a częściowo smutne, bo nie odpowiedziałam im na wszystkie pytania, opuściły kawiarnię.
   - Okay, to było trochę dziwne. Jesteś sławna?- spytał Nick, kiedy znalazłam się obok niego.
   - Nie, w żadnym wypadku. Prędzej moi współlokatorzy- odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
   - Może mnie wtajemniczysz z kim takim dzielisz dom?
   - Piątko, uroczych chłopaków z One Direction- odparłam.
   - Pedały- skomentował cicho, jednak ja dzięki mojemu dobrze wyostrzonemu zmysłowi słuchu, usłyszałam jego komentarz.
   - Coś mówiłeś?- spytałam, mimo, że znałam odpowiedź.
   - Ja, nie, nic nie mówiłem- skłamał, a ja uśmiechnęłam się do niego i odeszłam od lady, aby odebrać zamówienie od jednego z pierwszych klientów.
   Po skończonej zmianie, zamiast udać się wprost do domu, zahaczyłam jeszcze o pobliską restaurację, w której miałam zamiar zjeść obiad. Usiadłam przy stoliku koło okna i otworzyłam kartę z menu, którą uważnie zaczęłam przeglądać.
   - Cóż za zbieg okoliczności. Mogę się dosiąść?- rozpoznałam znajomy głos, a gdy uniosłam wzrok spod karty, spostrzegłam mojego, nowego kolegę z pracy Nicka.
   - Pewnie. Siadaj- wskazałam dłonią na wolne krzesło.
   - Co takiego sprowadza cię do mojej ulubionej restauracji, bo z tego co kojarzę, widzę cię tu pierwszy raz, a przychodzę tu naprawdę często?- spytał, zaraz po tym zajął miejsce naprzeciw mnie.
   - Wydaje mi się, że mały głód i lenistwo, bo nie chce mi się samej dzisiaj nic ugotować- odpowiedziałam,  nie odrywając wzroku od menu.- Co polecasz, stały bywalcze tej knajpki?- zeszłam nieco z tematu poruszonego przez chłopaka.
   - Osobiście polecam… A wszystko jest tu dobre.
   - Mogę przyjąć zamówienie?- spytała kelnerka, która kilka sekund temu podeszła do naszego stolika.
   - Dla mnie naleśniki z owocami i sok ze świeżych pomarańczy- odparłam, gdy w końcu namyśliłam się na jakieś danie.
   - To ja wezmę gołąbki z ziemniakami i do tego wodę gazowaną- powiedział Nick, jednocześnie zamykając kartę menu.
   - Czy coś jeszcze dla państwa?- obydwoje, niemalże równocześnie odparliśmy, że nie. Chwilę po tym jak kelnerka odeszła z zamówieniem, zadzwonił mój telefon.
   - Przepraszam, ale muszę to odebrać- powiedziałam, gdy na wyświetlaczu komórki dostrzegłam, że dzwoni mój ukochany, po czym odeszłam od stolika odebrałam, nadal poruszając się w stronę wyjścia z restauracji.
   - Hej kochanie- powiedziałam do słuchawki.
   - Cześć słoneczko, ty moje- odpowiedział tym swoim malowniczym głosem, za którym ja zdążyłam już się tak strasznie stęsknić.
   - No opowiadaj jak tam w Miami?
   - Wiesz nie jest źle, ale zawsze mogłoby być lepiej, gdybyś tylko była tu z nami. A co tam u ciebie? Jak tam w pracy?
   - Praca, hmm dzięki niej czas mija mi szybciej- odpowiedziałam.- Którą masz teraz godzinę?- spytałam po chwili.
   - Jest gdzieś koło pierwszej w nocy.
   - O, to czemu jeszcze nie śpisz?
   - Nawet jeśli bardzo bym chciał zasnąć, to nie ma takiej możliwości, bo chłopaki w pokoju obok robią twitcama i się przy tym strasznie wydzierają.
   - Moje biedactwo- spojrzałam w głąb restauracji, gdzie na moim stoliku czekały już na mnie stygnące naleśniczki.- Dobra kotku, pozdrów chłopaków, ja idę jeść obiadek. Kocham cię bardzo, bardzo. Papa- z niechęcią się pożegnałam.
   - Też cię kocham. Smacznego słoneczko- odpowiedział, po czym się rozłączył, a ja wróciłam do środka, gdzie po zajęciu miejsca, zabrałam się za obiad.
   - I co smakują?- spytał Nick, gdy zabierałam się za drugiego, przepysznego naleśnika.
   - Są wyśmienite- odpowiedziałam i w tym samym momencie ponownie odezwał się mój telefon. Tym razem był to SMS od Danielle: „ Hej Merry, możemy się jutro spotkać?” pisała, na co ja szybko odpisałam: „ Jasne, to o osiemnastej w domu chłopaków” wysłałam wiadomość i z powrotem zabrałam się za jedzenie.
   - Podwieźć cię do domu?- zaproponował, kiedy oboje skończyliśmy jeść.
   - Jeśli nie będzie to dla ciebie kłopot, to z chęcią skorzystam z podwózki.
   Po piętnastu minutach byłam już w mieszkaniu i jakoś tak mnie wzięło, że włączyłam laptopa i puściłam sobie, nagranego przez jakąś directionerkę twitcama chłopaków.
                                                                     Twitcam
   - Siema, jesteśmy one Direction i robimy twitcama specjalnie dla was z pobytu na wakacjach w Stanach- zaczął Niall, wtykając swoją mordkę w kamerkę interetową.
   - Nie martwcie się nie powiemy wam dokładnie, gdzie jesteśmy- zaśmiał się Harry.
   - Wiecie co?- zaczął Malik, który ledwo mógł powstrzymać się od śmiechu.- To jedyny nasz twitcam, na którym pokażemy wam dorodnego, czerwonego raka- dokończył, a ja zupełnie nie zrozumiałam o co mu chodzi.
   - Harry pokaż swoje cudowne ciałko- dopowiedział Zayn, a Hazza zdjął koszulkę, natomiast dopiero gdy Niall zapalił światło zobaczyłam o co im tak dokładnie chodzi i zaczęłam się głośno śmiać. Skóra loczka była tak czerwona, jak dorodna papryka, nie opalił mu się tylko ślad po okularach.
   - No co, nigdy nie zasnęliście na słońcu?- spytał oburzony Harry.
   - Stary, ale nie na cztery godziny- oglądałam tego twitcama, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
   - Ej chłopaki macie tu co do jedzenia?- spytał Niall.
   - Koleś już dawno wszystko nam zjadłeś- odpowiedział, siedzący do tej pory cicho Liam.
   - Dobra, to ja zaraz wracam, siła wyższa mnie wzywa- odparł blondyn i wyszedł z pokoju hotelowego.
    - Tak w przerywniku, chciałbym pozdrowić koleżankę, która wylała na mnie dzisiaj zupę, możesz to robić częściej- wtrącił Hazza, słodko poruszając przy tym brwiami.
   - Louis, chodź do nas. Fanki się o ciebie pytają. Louis!- chłopcy zaczęli walić o ścianę i krzyczeć, jednak nie usłyszeli, żadnej odpowiedzi.
   - Chłopaki. Wrócił wasz kochany Nialluś. Tęskniliście?- krzyknął Nialler, po czym usiadł przed kamerką z dwoma paczkami chipsów, a na jego twarzy malowało się szczęście.
   - Gdzie jest Tommo?- Zayn przeczytał na głos jedno z pytań od fanów.
   - Kto to wie?- odparł Harry, usiłując podebrać blondaskowi chipsa.
   - Ja wiem- wtrącił Horan, a wszyscy spojrzeli na niego.- Lou, stoi na korytarzu i rozmawia ze swoim kochaniem…
   - Co te marchewki robią z jego życiem, biedy Louis- westchnął Harry, jednocześnie przerywając Niallowi.
   - Nie marchewki, tylko Merry- sprostował Niall.
   - Trzeba przyznać, że staje się on nieznośny, gdzie nie pójdziemy on cały czas nawija jak najęty o swojej księżniczce- odparł Zayn.
   - O marchewce?- wtrącił Harry, który po tych słowach oberwał poduszką w twarz, rzuconą przez Liama.
   - Też cię kocham- z oddali doszedł mnie głos Louisa. Wiedziałam, że to moment, w którym kończyliśmy naszą rozmowę, ponieważ wtedy Louis, podniósł ton swojego głosu.
   To było piękne uczucie, gdy mogłam jeszcze raz usłyszeć te słowa, co prawda w internecie na nagraniu, no ale zawsze coś.
   - Jakie to słodkie- skomentował Niall, a ja wyłączyłam komputer i poszłam zrobić sobie ciepłe kakałko.
_____________________________________
Przepraszam, że dopiero teraz, ale za to wstawiam dłuuugi. Dobra nie będę się rozpisywać zachęcam do długiego komentowania. i wchodzenia na stronkę, na której mam zamiar wznowić wsześniej nieudany konkurs. Szczegóły pojawią się w środę   TUTAJ sorry za błędy, ale pisałam na szybko.

piątek, 26 października 2012

Rozdział 41


   - Odwieźć cię do domu?- spytał Paul, stojący kawałek za mną.
   - Jak możesz, to byłabym bardzo wdzięczna- odpowiedziałam i ruszyłam za nim wprost do wyjścia z budynku lotniska. Wtem poczułam wibracje w telefonie. Wyjęłam urządzenie z kieszeni i odczytałam SMS-a: „Tęsknię już za Tobą ;*”, podpisane Louis. Uśmiechnęłam się do wyświetlacza komórki, a następnie wsiadłam do samochodu Paula.
   W domu było tak cicho i pusto. Zdjęłam buty i usiadłam na kanapie w salonie, chwyciłam swojego laptopa, którego położyłam go sobie na kolanie i zaczęłam przeglądać śmieszne filmiki na Youtubie. W taki otóż sposób zleciała mi połowa dnia. Na obiad pojechałam autobusem do babci, która już od dwóch dni zapraszała mnie do siebie, bo stwierdziła, że wyglądam na niedożywioną. Natomiast po powrocie do domu sięgnęłam po książkę i zabrałam się za czytanie.
   Niedzielny poranek. Za nim jeszcze otworzyłam oczy, zaczęłam szukać dłonią ciała Louisa, którego nie było obok mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie było go przy mnie. Przetarłam wierzchem dłoni zaspane powieki ociągając, podniosłam się z łóżka. Zanim zeszłam na parter, wciągnęłam na siebie bluzę Louisa i z jakiegoś powodu zajrzałam do pozostałych, pustych pokoi chłopców. Były one takie ponure, chłopaki zabrali chyba połowę wyposarzenia ich sypialni.
   Ten dzień był tak nudny, że nawet nie warto go opisywać. Krótko mówiąc cały dzień spędziłam, albo przed telewizorem, albo z nosem w ukochanej książce.
   Rano o dziwo wstałam wypoczęta i pełna energii. Ubrałam się w ulubioną spódniczkę w kwiaty, a do tego biała bokserka, po czym wyszłam do pracy. Z rana w kawiarni świeciło pustkami, nikogo jeszcze nie było, oprócz pewnego szatyna stojącego za ladą i z uśmiechem wpatrującego się we mnie.
   - Hej. Jestem Merry i pracuję tutaj. A ty to kto?- zadałam dosyć jasne pytanie, gdy podeszłam bliżej chłopaka.
   - Siema jestem Nick- odpowiedział, wyciągając w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam.
   - A więc to ty zastępujesz Toma za barem?- spytałam, a Nick tylko znacząco się uśmiechnął.- No to do pracy rodacy- odparłam, a następnie sięgnęłam po swój, czarny fartuszek, który zwinnie zawiązałam wokół talii.
   - Ale jeszcze nie ma, żadnych klientów, więc mamy czas, żeby się lepiej poznać- poruszył brwiami, jak to miał w zwyczaju Liam, w ogóle Nick bardzo mi przypominał Payna.
   - A co takiego chciałbyś się o mnie dowiedzieć?- usiadłam naprzeciwko chłopaka i zrobiłam zaciekawioną minę.
   - Może zacznijmy od tego ile masz lat i skąd jesteś? Tak wiem, że to banalne pytania.
   - Więc tak mam osiemnaście lat, a od dziecka mieszkam tu w Londynie. Oddaję pytanie.
   - Jestem dwa lata starszy od ciebie, a od dwóch lat mieszkam tu w stolicy.
   - Gdzie mieszkałeś wcześniej?
   - W Manchesterze- odpowiedział krótko.
   - O moja mama tam teraz mieszka.
   - A ty co, mieszkasz z tatą?
   - Nie. Nie mam ojca, a dom dzielę z czwórką bliskich przyjaciół i z Louisem.
   - A ten Louis, to twój brat?
   - Nie, raczej chłopak.
   - Właśnie się miałem zapytać, czy jesteś wolna, ale jak widać uprzedziłaś odpowiedzią moje pytanie- uśmiechnęliśmy się równocześnie, a wtem do kawiarni weszło kilka fanek chłopaków. 
____________________________________
Więc krótko i na temat.  Dziękuję wszystkim za 7 komentarzy i pod tym postem myślę, że może będzie z 10 długaśnych. Co wy na to? Osoby, czytające bloga, zapraszam do polubienia stronki, na temat oczywiście tego opowiadania :) LINK Kliknij :)
Zapraszam też na bloga directionerki http://withyou-1d.blogspot.com/

czwartek, 25 października 2012

Rozdział 40


   Kiedy leżałam już w łóżku, nie mogłam zasnąć, przez jakieś dwie godziny obracałam się z boku na bok, bez żadnego pozytywnego rezultatu. Około godziny trzeciej w nocy zeszłam do kuchni , gdzie zrobiłam sobie ciepłe kakao. Myślałam, że może to mi choć trochę pomoże z moją dzisiejszą bezsennością, jednak się myliłam.
   - Hej kochanie, czemu nie śpisz?- spytał szeptem Lou, który się przebudził, gdy wróciłam z łazienki.
   - Nie mogę zasnąć- odparłam cicho i ponownie wgramoliłam się do ciepłego łóżka.
   - Może powinnaś się przejść?
   - Już to zrobiłam, odwiedziłam dwa razy toaletę i raz kuchnię- odpowiedziałam.
   - Bardziej chodziło mi o przechadzkę na świeżym powietrzu- w ciemności dostrzegłam, że na jego twarzy pojawił się uśmiech.
   - Nie chcę sama się szwędać po mieście w nocy.
   - Pójdę z tobą- powiedział, po czym wygramolił się z łóżka, a ja po kilku sekundach zrobiłam to samo.
   Oboje wciągnęliśmy na swoje piżamy, luźne dresy, a następnie wyszliśmy na dwór. Lou objął mnie w talii i spokojnym krokiem ruszyliśmy przed siebie.
   - Obiecasz mi coś?- zaczęłam, mijając kolejny dom sąsiadów.
   - Pewnie, że tak. O co chodzi?
   - No, bo wiesz w Ameryce jest więcej dziewczyn niż w Anglii i za pewne ładniejszych i seksowniejszych…-nie zdążyłam dokończyć.
   - Głuptasku, nie zdradzę cię nigdy i z nikim- odpowiedział, mocniej mnie do siebie przytulając.
   - Ale obiecaj- odparłam cicho, gdy usiedliśmy na ławce.
   - Obiecuję- odpowiedział, całując mnie w czoło.
   - Wracamy?- spytałam, kiedy w końcu zrobiłam się senna i jednocześnie zaczęła się u mnie natarczywa faza ziewania. Równocześnie podnieśliśmy się z drewnianej ławki i wtuleni w siebie wróciliśmy do domu, gdzie kiedy położyłam się do łóżka już bez problemu zasnęłam.
   - Kochanie, wstajesz?- szepnął mi do ucha Lou, a ja z niechęcią otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam pochylonego nad moją twarzą, uśmiechniętego i ubranego chłopaka.
   - Która godzina?- spytałam, zachrypniętym głosem.
   - Piętnaście po ósmej.
   - Co!? Kurde, miałeś mnie obudzić pół godziny temu. Przecież ja się nie zdążę wyszykować- zaczęłam panikować i szybko wyskoczyłam spod kołdry i zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu odpowiednich ubrań.
   - Spokojnie, zdążymy- uspokoił mnie Louis.
   - Misiu, może ty zdążysz, ale ja jeszcze jestem w piżamie- odpowiedziałam, wychodząc z pokoju i udałam się wprost do łazienki.
   Na lotnisko zawoził nas Paul. Przez całą drogę, siedziałam wtulona w Louisa, chciałam się nim jeszcze troszkę nacieszyć. Taki zapas czułości na dwa tygodnie.
   - Jesteśmy- odparł Paul, po czym zatrzymał samochód, a chłopcy szybko z niego wysiedli.
   Na lotnisku było pełno fanek, które gdy tylko ujrzały chłopaków i mnie z nimi, podbiegły do nas w mgnieniu oka i zaczęły wrzeszczeć. Ja chwyciłam mocniej dłoń Lou, żeby mi się nie wyślizgnął i żeby chłopak nie zaczął podpisywać autografów. Zachowywałam się strasznie samolubnie, ale to były ostatnie nasz minuty, przynajmniej na jakiś czas.
   - Samolot do Miami odlatuje za piętnaście minut, prosimy pasażerów o udawanie się do rękawów- usłyszeliśmy głos kobiety, wydobywający się z głośników. Czemu ten czas tak szybko leci? Nie wytrzymałam i uwolniłam z oczu kilka łez.
   - Słonko, nie rozklejaj mi tu się- odrzekł Lou, przytulając mnie do siebie i czule pocałował moje usta, co spowodowało, że wybuchłam jeszcze większym płaczem.
   - Louis, musimy iść- przerwał nam Liam, a mój chłopak jeszcze raz, tym razem delikatniej cmoknął moje wargi i ruszył za Liamem.
   - Louis!- krzyknęłam nie zwracając uwagi na innych ludzi, a gdy Louis się odwrócił, omentalnie do niego podbiegłam i namiętnie go pocałowałam. W tle słyszałam tylko Awww, które wydobyło się z ust fanek jak przypuszczałam.- Kocham cię- szepnęłam, gdy nasze twarze oddalił się od siebie o kilka centymetrów.
   - Też cię kocham- uśmiechnął się do mnie, po czym jeszcze raz mnie przytulił i zniknął gdzieś w wąskim korytarzu.
_________________-___
  Wiecie co krótki rozdział równa się DŁUGIE KOMENTARZE. To co kto będzie tak miły i zostawi po sobie długi ślad :) komentarzykować człowieczki :)                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

środa, 24 października 2012

Rozdział 39


Kolejny poranek niczym nie różnił się niczym, od kilku poprzednich. Jedyną małą zmianą było to, że w salonie stało kilka walizek chłopaków, którzy już jutro wylatywali do Miami, na wakacje. Na sam ten widok, zrobiło mi  się nieco smutno. To w końcu dwa tygodnie, bez tych szalonych, czasami mocno wkurzających, ale mimo to kochanych chłopaków. Przez całą drogę do pracy nie mogłam przestać myśleć o tym, że zostanę sama na tak długo.
   Kiedy przyszłam do kawiarni, na swoją zmianę, okazało się, że chłopak odpowiedzialny za robienie napojów został zwolniony, więc dzisiaj, wyjątkowo musiałam pracować za dwóch.
   Gdy wróciłam do domu, zupełnie zmęczona po dzisiejszym, wyczerpującym dniu w pracy, mieszkanie wydało mi się takie puste, ciche. Jednak cała piątka, była w domu. Wolno weszłam po schodach na piętro i otworzyłam drzwi do pokoju Niallera, w którym chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy pakował jedzenie, do osobnej i chyba największej torby.
   - Niall, słonka, ale w Stanach, przecież jest jedzenie- skomentowałam, a moją twarz pokrył delikatny uśmieszek.
   - Tak wiem, ale to jest mój bagaż podręczny. Samolotowe żarcie nie należy do moich ulubionych- odpowiedział poważnym tonem, a ja wyszłam z jego sypialni, jednocześnie wpadając na Zayna.
   - Gdzie się tak śpieszysz?- zatrzymałam go słowami.
   - Do sklepu, Harry zużył całą moją odżywkę do włosów i balsam- rzucił te słowa, zbiegając schodami wprost do salonu, a po chwili było słychać trzask frontowych drzwi.
   Ominęłam sypialnię moją i Lou i weszłam do Hazzowego świata, z którego tak szybko jak weszłam, tak i wyszłam. Mianowicie Harroldzik, siedział sobie na fotelu zupełnie nagusieńki i oglądał jakiś hiszpański serial. Tak samo szybko opuściłam sypialnię Liama, bo ten rozmawiał przez telefon, bodajże z Danielle, a nie chciałam im przeszkadzać. 

  Chwyciłam za klamkę od drzwi swojego pokoju i powoli weszłam do środka, gdzie Louis układał swoje rzeczy do walizki. Uśmiechnęłam się w jego stronę, po czym usiadłam na łóżku, ani na chwilę nie odrywając wzroku od swojego chłopaka.
   - W porównaniu do reszty chłopaków, coś słabo ci idzie to pakowanie- odparłam, a on tylko szerzej się uśmiechnął i usiadł obok mnie.
   - Bo oni nie muszą pakować dwóch osób- powiedział tajemniczo, a ja rozejrzałam się po pokoju, a gdy dostrzegłam swoją walizkę, od razu do niej podeszłam i rozpięłam jej zamek.
   - Lou, przecież mówiłam tyle razy, że nie mogę z wami lecieć, nawet jeśli bardzo bym chciała- odrzekłam, gdy we wnętrzu torby dojrzałam swoje ubrania.
   - Ale w sierpniu lecimy gdzieś razem, najlepiej na cały miesiąc!- postawił warunek, natomiast ja w odpowiedzi cmoknęłam go w policzek i zabrałam się za wypakowywanie ubrań z powrotem do szafy.
   - Co jutro jest za dzień?- spytałam, jednocześnie zmieniając nieco temat.
   - Sobota- odpowiedział krótko.
   - A to dobrze, bo mam wolne- zauważyłam.
   Do późna pomagałam Louisowi się do końca spakować, natomiast po kolacji cała nasza szóstka zasiadła przed telewizorem, aby obejrzeć disneyowską bajkę, którą oczywiście musiał wybrać Liam.

__________________________________________
Tak wiem, że krótki, ale reszty bym nie zdążyła przepisać, bo muszę się jeszcze pouczyć, zanim zacznie się mecz, a swoją drużynę trzeba wspierać. Borussia <3 Ok, a więc w następnym rozdziale szykują się romantyczna i romantyczno-smutna scenka :) Dziękuję za 5 komentarzy :) Jednak wolałabym ich może trochę więcej :) xx przypominam o stronce na fb   http://www.facebook.com/UzaleznieniOdOpowiadanie
:)