poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 38


   Rano prawie co nie zaspałam do pracy, gdy tylko uświadomiłam sobie która jest godzina, wyskoczyłam z łóżka jak z armaty. Chwyciłam pierwsze, lepsze ubrania z szafy i pobiegłam do łazienki, doprowadzić się do porządku. Śniadanie postanowiłam sobie odpuścić, sięgnęłam tylko po jabłko, które skonsumowałam w drodze do pracy. Jakoś udało mi się wyrobić na czas, założyłam czarny fartuszek i z uśmiechem na odrobinę zaspanej twarzy rozpoczęłam swoją zmianę. W przerwie zamówiłam sobie zupkę, którą zjadłam w mgnieniu oka, ponieważ tak potwornie byłam głodna.
   Po pracy przyjechał po mnie Louis, z którym wybrałam się do galerii handlowej, ponieważ Lou musiał jeszcze kupić potrzebne rzeczy do Miami. Do samochodu wróciliśmy cali obładowani siatkami, z czego tylko jedna należała do mnie. Zakupy z Lou, to dla każdego nie lada wyzwanie. Jego myślenie wygląda tak: jeśli nie może się zdecydować, na jedną z dwóch rzeczy, bierze dwie, a czasem nawet i trzy.
   - Patrz jakie to ładne- powiedział Louis, wskazując na małą, różową sukienkę dla dziecka, gdy w drodze do domu zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w sklepie odzieżowym, bo okazało się, że Lou nie ma szelek, które ubóstwia, ponieważ ostatnia para mu się rozerwała.
   - Słonko, ale to jest dla dzieci- odparłam, kiedy Lou wsadził ową sukienkę do koszyka.
   - Tak, wiem- odpowiedział i ruszył w stronę dodatków.
   - Louis, ale my nie mamy dzieci, nasi znajomi też nie.
   - No, ale przecież, kiedyś będziemy mieć- stwierdził, po czym ściągnął z półki czarne szelki, które też wsadził do plastikowego koszyka.
   - Może odłożymy tą sukienkę na wieszak?- zaproponowałam, gdy staliśmy w kolejce do kasy.
   - Nie, bo potem będziemy żałować, że jej nie kupiliśmy- postawił na swoim, a mi nie zostało nic jak po prostu odpuścić, bo z tym uparciuchem się nie wygra.
   - Wiesz co te twoje wszystkie potrzebne rzeczy, chyba będą musiały lecieć osobnym samolotem.
   - I powiedziała to osoba, która, gdy lecieliśmy w trasę, musiała zapłacić sto funtów za nadbagaż- skomentował, a mi przypomniała się sytuacja sprzed miesiąca.
   - Nie jedziemy do domu?- spytałam, kiedy przejechaliśmy zjazd do domu.
   - Zabieram cię na obiadokolację- oznajmił i zatrzymał samochód przed włoską restauracją na obrzeżach miasta.
   - To miłe z twojej strony- odpowiedziałam, po czym wysiadłam z auta.
   - Zapraszam- otworzył przede mną drzwi, a ja weszłam do środka i momentalnie wyszłam z powrotem na zewnątrz.- Coś nie tak?- spytał Louis.
   - Tak i to bardzo nie tak- oznajmiłam, a chłopak spojrzał na mnie pytająco.- Moje ubrania są nie tak. Nie powiedziałeś, że to będzie taka elegancka restauracja.
   - Przesadzasz, jak dla mnie wyglądasz olśniewająco- mówiąc to, chwycił mnie za rękę i ponownie otworzył drzwi.
   - Nie wejdę tam!- zapierałam się nogami i rękoma.- Mam pomysł- zaczęłam, a Lou przystanął.- przecież kupiłam sobie dzisiaj sukienkę, która będzie nieco odpowiedniejsza- odparłam, a następnie wzięłam od Lou kluczyki, po czym odszukałam reklamówkę z kremową sukienką, wgramoliłam się na tylnie siedzenia i zaczęłam się przebierać. Po minucie wyszłam z samochodu z rozpiętym zamkiem sukienki.
   - Kotku, możesz?- spojrzałam na Lou, który uśmiechnął się na mój widok, a następnie odwróciłam się do niego tyłem.
   Louis przejechał powoli palcem wzdłuż mojego kręgosłupa, zaczynając od szyi, co wywołało na moim ciele, przyjemny dreszcz.
   - Gotowe- odparł, odwracając mnie do siebie przodem, po czym delikatnie musnął moje usta, swoimi ciepłymi wargami.- Ślicznie wyglądasz, nawet w tych trampkach- uśmiechnął się szeroko, a ja momentalnie zerknęłam na swoje stopy i pokrywające je czerwone Conversy.
   - Oj tam, trampki jakoś przeżyję- chwyciłam go za rękę i wspólnie skierowaliśmy się wprost do wejścia restauracji, w której zajęliśmy wolny stolik pod oknem.
   Zamówiłam sałatkę z kurczakiem, a Louis szaszłyka, ale mniejsza o to. Nasz przed ostatni wspólny wieczór przynajmniej na jakiś czas, można uznać, za bardzo romantyczny. Było tak wspaniale, że chciałabym, aby ten dzień nigdy się nie skończył, ale przecież nic, nie może trwać wiecznie.
____________________________________
Dzisiaj pewna osoba, uświadomiła mi dlaczego powinnam dodać rozdział, najwidoczniej była tak przekonywująca, że oto i rozdział.

6 komentarzy:

  1. cudowny rozdział !!!!!!!!!!!!! szkoda, że Lou poleci na Miami, ale z jednej strony jestem ciekawa, co się stanie... a no i po co mu sukienka dla dziecka ?

    OdpowiedzUsuń
  2. haha sukienka dla dziecka :D to teraz buciki, wózek, pampersy i za 9 miesięcy dzidziuś xD

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuuuje ciiii!! <3 rozdział niesamowity! cudowny! hmm... Lou i sukienka dla dziecka... czy coś się szykuje? hah xD jestem strasznie ciekawa co się stanie jak Lou poleci na wakacje! jeszcze raz dziękuje za to że wstawiłaś szybciej rozdział!! :) KOCHAM TWÓJ BLOG!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna zmiana na blogu !!!
    Kocham to:) Opowiadania i ogólnie bloga kocham !! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział !!! czekam na następny !!! Mam nadziję ze bedzie już niebawem czyli jutro !!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaram się 2 dzień niecały czytam a już tu jestem.

    OdpowiedzUsuń